Translate

Łączna liczba wyświetleń

sobota, 22 grudnia 2012

Nowe opowiadanie.

http://codename-of-hate-is-love-stylinson.blogspot.com/ Proszę was czytajcie, nowe! Mam nadzieję, że spodoba się wam bardziej niż to. Zapraszam Larry Shipper ;3


Takie tam, nie ma to jak rozpowszechnianie swojego bloga, na moim nierozpowszechnionym blogu >,<

poniedziałek, 10 grudnia 2012

Epilog

 xx Dziękuję wam za to, że byliście ze mną, tyle czasu. Mam nadzieje, że wywarłam na was choć trochę wrażenie.. Naprawdę dziękuje wszystkim za to że po prostu byli. Kocham was, każdego z osobna :)
Chociaż ogólnie jestem chujowym bloggerem to postaram się bardzo w kolejnym opowiadaniu pisac lepiej. Nie wiem, czy tak wam się spodoba...
Gdybyście coś chciały xd piszcie gg: 31504367
Nie było tak źle mam nadzieję. Nie chciałam żebyście płakały. Haha, nie spodziewałam się nigdy, że pokocham pisanie..
Fajnie by było, jak pod tym poste każda zostawiłaby po sobie kom. Chciałabym wiedzieć ile z was serio czytało to gówno >.<
                                                    Enjoy ;3


                Tak zakończyła się, prawdziwa miłość, może tak własnie kończy się każda taka miłość, stratą siebie nawzajem. A może, wcale nie skończyli, może teraz własnie siedzą na wielkiej polanie gdzieś bardzo wysoko i oglądają niesamowity zachód słońca z najlepszego miejsca, tylko oni to widzą. Może właśnie im zazdrościsz, a nie wiesz tego. Zazdrościsz im, że mają siebie, a ty.. Ty nie masz w tym momencie nikogo. Siedzisz sam w pokoju, w którym przeżyłeś tak wiele, tyle płakałeś, tyle się śmiałeś. Byłeś zdziwiony milion razy, zaskoczony, przestraszony w nocy. Bałeś się wyjść z pokoju. Bałeś się ludzi bądź rzeczy, które mógłbyś tam spotkać. A oni, już nie muszą się bać niczego, prawdą jest, że trochę żałują. Ale zrobili to razem, oboje tego chcieli. On już nie wytrzymywał, że jego bratnia dusza nie może żyć. Nie widzieli co ze sobą zrobić. W chwili zagrożenia, nikt nigdy nie wie. Czasem musi być tak, że popełniamy błędy których w ogóle nie jesteśmy w stanie naprawić. Przez które czujemy się winni. Mimo to, że z czasem przestajemy o nich myśleć. One po czasie wracają i to w tych najgorszych momentach. Ale zawsze, będziemy w stanie kochać. To jest niesamowita rzecz, która jako jedyna nie zniknie z tego świata. Bo tak naprawdę kiedyś przepadnie wszystko wraz z tobą, ale miłość pozostanie na wieki. Ona jest i będzie wszędzie. To zupełnie jak muzyka. Każdy dźwięk. Klakson samochodu na ulicy, odgłos wiatru, pękającego pąka kwiatu, skrzypiących drzwi. To wszystko jest muzyką. Której nie widzisz, i być może nie doceniasz. Lecz jak słuchasz kogoś głosu, potrafisz się wczuć i możesz wtedy odciąć się od całego świata. Wtedy znaczy że nie jesteś nikim. Jednym z tych głosów był zespół, którego dwójka zakochanych w sobie członków odeszła, to samo co było nigdy nie wróci. Liczy się tylko to, co dzieje się w tej chwili. Nie przeszłość, ani nie przyszłość, tylko właśnie to co jest teraz, co właśnie się stało, tego się już nie zmieni. Harry miał anioła stróża, który wcielił się właśnie w Louis'a, zupełnie jak Louis'a aniołem był zielonooki. Może właśnie jest tak, że twoim aniołem stróżem nie jest ktoś, kogo nie możesz zobaczyć. Może to ktoś, kogo po prostu musisz odnaleźć, nie jest to proste, ale na pewno do zrealizowania.
-Nie martw się, znajdziesz osobę, twojego anioła, tak jak znalazłem go ja. Wcale nie zginęliśmy, my po prostu skoczyliśmy. To była tylko zabawa, Teraz siedzimy w samochodowym kinie, na kocu w bagażniku auta. Śmiejemy się na głos, oglądając komedie z naszymi ulubionymi aktorami, którzy wczuwają się w role, tak jak my wczuwaliśmy się w nasze poprzednie życie. Tam trzeba było grać role, czasem nie mówić tego co się naprawdę czuję. Tu nawet nie musimy się odzywać, wymieniamy się myślami, jak wszyscy. My potrzebujemy tylko swoich oddechów... Niczego więcej... ~ Harry.
                 Nie bądźcie smutni, na każdego kiedyś przyjdzie czas, niezależnie od tego gdzie się znajdzie. Może stanie się to w taki sposób w jaki my to zrobiliśmy, a może po protu, położysz się spać, a obudzisz się obok nas. Na komedii w kinie na tylnym siedzeniu. Przysiądziesz się do nas, będziesz się z nami śmiał. Patrzył nam prosto w oczy. Później już nie będziesz pamiętał, czy to lepsze życie, w którym będziesz z nami, to sen czy jawa. Będzie się liczyła chwila obecna. Nie przyszłość ani nie przeszłość... ~Louis.
A gdzie napisy końcowe... Nie ma ich. Nie będzie. To wcale nie koniec, to dopiero początek. Twojego, mojego życia. Będziesz o nich pamiętać? Gwarantuję Ci to. O nich i o całej reszcie. Pokochałaś ich, a tych których się kocha się nie zapomina. A za kilkanaście lat. Wrócisz. Przypomnisz sobie, wszystko co kojarzyło się tobie z One Direction. Powrócą. Wspomnienia. Niewinność. Młodość. Szaleństwo. Śmierć. Nienawiść. Początek nowego, lepszego życia. Drugiego, trzeciego... Tajemnice. Konflikty. Utrata. Zysk. Zauroczenie. Zakochanie. Miłość. WIECZNOŚĆ...
~Agata~ (2 grudnia 2012)
Dziękuję xXx

czwartek, 6 grudnia 2012

Rozdz. 32

To ostatni rozdział. Nie spodziewałam się tego, najprawdopodobniej wy także nie. Skończyłam, bo tak mi się spodobało. Wiem, że jest on krótki, ale jakoś ładniej wyglądało to osobno z Epilogiem, który napisałam dość dawno. Miałam, jeszcze tyle pomysłów, ale nie mogę ciągnąć tego w nieskończoność. Zaczynam drugiego bloga. Mam nadzieję, że niektóre z was pozostaną mi wierne. Tak... Moje marzenia. No, więc tak, tutaj jest link do kolejnego opowiadania. Jeszcze nic tam nie ma, ale po prostu wiedzcie gdzie będę :)
P.S Czeka was jeszcze Epilog! Który dodam jutro.
Liebster Awards pojawi się niedługo po epilogu. Dziękuję wszystkim.


           -Wszystkiego najlepszego!!- Wykrzyczeliśmy na koniec śpiewania sto lat. Lou wyszczerzył zęby i podchodził do każdego, dziękując za prezenty, które podczas tego dostawał. Ostatni, a właściwie przedostatni wręczyła mu moja siostra, słuchawki (hmm oryginalne) uśmiechnąłem się pod nosem z własnego żartu. Ciekawe jak Loui zareaguje na mój drobny upominek- ponownie się uśmiechnąłem- ohh, dlaczego jestem taki skromny. Tommo chyba to zauważył, bynajmniej właśnie zmierzał w moim kierunku.
-A ty? Co się tak szczerzysz głupku.
-Udawaj zaskoczonego.- Nikt jeszcze nie wiedział o zaręczynach, a Louis zdjął pierścionek przed powrotem do domu. To co chciałem mu pokazać, było tylko przedsmakiem tego co jeszcze nas czeka. Mamy całe życie.- Pokaże Ci coś fajnego- ponownie wyszeptałem i pociągnąłem go za rękę.- Chodźcie, to będzie przyjemne dla oka- zwróciłem się do wszystkich tkwiących w przytulnym salonie. Daisy podbiegła do mnie i chwyciła za rączkę, wyciągnąłem wszystkich na taras, Lou niepewnie spoglądał to na mnie, to wokół siebie bardzo zdezorientowany.
-Spójrzcie w górę!- Krzyknęły w jednej chwili dziewczynki zadzierając noski ku ciemnemu niebu, które teraz wypełnione było kolorowymi fajerwerkami. Wszyscy oglądaliśmy pokaz. Tom mocno ściskał moją dłoń dziękując mi za prezent. W pewnej chwili na nieboskłonie pojawił się pomarańczowo błękitny napis ułożony z petard- wyszło- pomyślałem, a kąciki ust uciekły ku górze na mojej twarzy. Kiedy wszyscy zapatrzeni byli w niebo ja klęknąłem przed nim oczekując na odpowiedź widniejącego nad nami napisu " LOUIS KOCHAM CIĘ. WYJDŹ ZA MNIE!" Widziałem jak w oczach naszych mam zakręciły się łezki szczęścia, dumy i zaskoczenia. Nie tylko u nich, Tomlinson (mimo, że wiedział o tym chyba i tak się wzruszył) także zdawał się ronić łezkę, która spłynęła mu po policzku.
-Louis!- Przekrzykiwałem fajerwerki. Ten spojrzał na mnie tak głęboko i czarująco jak nigdy przedtem.
Cały zadrżał perfidnie się uśmiechając. Wszyscy obrócili głowy w naszą stronę, kiedy napis powoli spływał z tafli czarnych chmur, tylko dziewczynki pozostały wiernymi patronkami wypuszczanych jeszcze w kosmos sztucznych ogni.
-Tak więc... Jak będzie?- Ukazałem rządek białych zębów, spoglądając na niego tak jak kiedyś. Naglę poczuliśmy oboje dziwne przeszywające nas uczucie. To było to, tak właśnie miłość od początku. Mieliśmy w głowach nasze pierwsze spotkanie...
-Oczywiście, że się zgadzam!- Wykrzyczał ze łzami w oczach. Podniosłem się z zimnego śniegu, który ogarniał całą okolicę. Kiedy wszyscy zaczęli bić brawo ja miękko przywarłem do Louis'a wsuwając palce w jego włosy. Odchyliliśmy się od siebie, a wtedy zaczął prószyć śnieg, unieśliśmy na chwilę głowy w góry, by poczuć miły mróz na zarumienionych policzkach. Spadały na nas miliony białych płatków. Przestudiowałem zadowolone twarze innych, a później skupiłem się tylko na nim.
-Kocham Cię- Powiedział milimetry od moich warg i od razu usunął granicę tkwiącą między nami wielkości nici. To był najdłuższy pocałunek z najszczęśliwszymi uśmiechami na jakie było nas stać. Nie czułem zimna, żadnego smutku. Czułem tylko jak otacza mnie najpotężniejsze uczucie jakie kiedykolwiek mogło istnieć na ziemi i poza nią. W okół nas sypiące się płatki śniegu, podobno każdy jest inny. Nie wierzę w to, ja znalazłem taki sam, identyczny śnieżny listek jakim byłem ja. Dosłownie sobowtór. Louis Tomlinson, tak się nazywał.
Sklejone ze sobą dwie idealne śnieżynki, idealnie dopasowane usta. Idealnie stworzone marki chłopców, w których narodziło się idealne uczucie. Wszystko było idealne i takim pozostanie. Jak to się mówiło? Póki śmierć nas nie rozłączy.
Nie!
Dłużej!
O wiele dłużej!
~ Z pamiętnika Harry'ego Styles'a


         

             " Trzy lata później Harry Styles wraz z Louis'em Tomlinson'em zeskoczyli z klifu? Dlaczego? Dobre pytanie. Tego nikt nie wie, po prostu to zrobili, rodzina (także ja) i chłopaki z One Direction podejrzewamy, że powodem były coraz częstsze wizje chłopca o zielonych ślepiach. Tylko, w takim razie czemu skoczył z nim błękitnooki anioł? Tego nie wie nikt. Jedynie oni dwoje... Może to właśnie jest to. Wiecie ' miłość dla niego, miłość z nim '. Uczucie tak wielkie, że mógłbyś w stanie dla drugiej połówki zrobić WSZYSTKO! Dosłownie, nawet zeskoczyć w przepaść za rękę na backdownlove street." ~ Gemma Lockerbrod (Styles)
 Dziennikarka dla wydawnictwa "Stylinson"

piątek, 30 listopada 2012

Rozdz. 31


                                                 *Louis*

           -Ja...- Wzruszyłem się. Kocham go, nigdy to mało, przenigdy nie spodziewałbym się takiej scenki, i wcale nie mam na myśli oświadczyn, ale raczej spodziewałem się mnie klęczącego przed nim. Zobaczyłem jak zaświeca mu się łezka niepewności w oku i od razu dokończyłem odpowiedź najprawdziwszym i najpiękniejszym tonem na jaki było mnie stać.-Harry...- Tak bardzo chciałem mu odpowiedzieć. Żeby się nie męczył. Zgadzam się no! Ale jakoś nie mogę nic wypowiedzieć, jestem w szoku i jeszcze ten cudowny pierścionek. Złoty, kiedy ręka mojego chłopca drgała on odbijał światło w kolorach tęczy. To było niezwykłe i takie, jakby to określić, takie nasze. Zastanówcie się czym symbolizuje się homoseksualizm. Właśnie barwami tęczy. Przyklęknąłem obok Styles'a przykładając jego drżącą dłoń do mojego serca.
-Znasz odpowiedź. Ono całe życie bije dla Ciebie.- Wyszeptałem znacząco wpijając w niego wzrok, podczas gdy moje serce zdawało się eksplodować. Niepewny uśmiech. Dwa nadzwyczajne spojrzenia. Dwa magiczne oddechy i jedno słowo wypowiedziane z moich ust, niby przeciętne, ale w tym momencie znaczące wiele...
-Tak.- Następnie nieziemski, wręcz nadnaturalny pocałunek zmieniający w jednej sekundzie nasze życie na lepsze.
-Louis...-Szeptał milimetry ode mnie z ogromną ulgą i podekscytowaniem w głosie-Kocham Cię. Może nadużywamy tego słowa tylko, że znaczysz dla mnie tak wiele, inaczej nie potrafię określić tego co do Ciebie czuję.- Jeszcze raz na jego twarzy pojawił się uśmiech, ale tym razem wybudziłem się z przepięknej baśni i dostrzegłem, że coś nie gra.
-Co się dzieje?- Gorączkowo spytałem przerażony widząc, że zaczyna łapać się za skroń, bladnąć i powoli kurczyć się w kłębek.
-Nic, to znowu...-Dobrze wiedziałem. Czy te "wizje" nie mogą się już skończyć? A do tego, zawsze muszą pojawiać się w najmniej odpowiednich momentach. Objąłem Harry'ego jak najmocniej przylepiając do swojego ciała. Zadrżał, ale i tak go sparaliżowało. Znowu nie był w stanie się ruszyć, nic powiedzieć ani podnieść powiek. Miałem tylko nadzieję, że nie będzie to długo trwało, jak niekiedy. Nie wypuszczałem go z objęć, a widząc jak się męczy nie wiedziałem co robić. Pocałowałem go w głowę długo przytrzymując przy niej usta. Bałem się, jak zwykle bałem się jak małe dziecko- Ogarnij się!- powtarzałem sobie w myślach- pomóż mu!- Jak ja mam to zrobić?!
-Harry spokojnie, proszę- szepnąłem opanowany, ale bez rezultatu.-Coraz ciszej prosiłem zastanawiając się czy jak do niego mówię to nie jest gorzej. Po chwili zaczął się uspokajać, uchylił lekko oczy i powoli  zsunął dłonie ze skroni i wetknął je pod mój sweter wtulając się w ciepły tors swoimi chłodnymi rękoma. Odzyskał świadomość i parę łez ściekło mu po policzku.
-Spokojnie-Głaskałem go po bujnych lokach- Już dobrze. Też Cię kocham.- Odchylił się powoli ode mnie wciąż jeżdżąc po moich kręgach na plecach. Klęczałem, a on siedział przestraszony na kolanach zapatrzony w moje źrenice.
-Czemu to cholerstwo pojawia się w najpiękniejszych momentach mojego życia.-Zaczął, ale nie dałem mu skończyć bo tylko przywarłem mocno do jego soczystych, różanych warg, po chwili wplatając w nie język. Poddał mi się zamykając oczy. Przejechałem opuszkiem kciuka po jego poliku i odgarnąłem loki za ucho.
-Nie możesz się poddać. Zrozumiałeś?- W końcu powiedziałem stykając się z nim czołem. Mruknął tylko na znak zgody i ponownie zanurzył się w moich ustach jak w oceanie pełnym pięknej rafy koralowej, za każdym razem odkrywał nowe kawałki.
-Zdaje mi się, że powinniśmy już iść. Obiecałem wszystkim, że będziemy u ciebie po 17:00.
-Zaraz, chwila to wszyscy o tym wiedzieli?!- Wyrwałem zaskoczony.
-Tak! To znaczy nie do końca, nie wspominałem nikomu o zaręczynach.- Ujrzałem słodki uśmieszek, który od razu sam zmusił mnie do rozpromienienia się. Nareszcie się uśmiechał.
-No dobrze.
-Na początek, zanim wyjdziemy włóż pierścionek, twoja mama przecież nie będzie miała nic przeciwko zaręczynom, a ja tak bardzo chciałbym ciebie w nim zobaczyć.- Posłuchałem i Harry włożył mi na palca tęczowe cudo.
-Odwdzięczę się tobie niedługo podobnym.- Podniosłem się i złapałem za jego rękę ciągnąc do góry.- Tak w ogóle, to gdzie jest mój samochód, gdzie my tak w ogóle jesteśmy?!... I... O matko zostawiłem otwarte auto, zatłukę cię!- Krzyczałem i zacząłem go łaskotać.
-Haha spokojnie! Puszczaj mnie głupku!- Śmiał się, a echo odbijało się od wszystkich ścian.- Po pierwsze, jesteśmy w starym więzieniu, pamiętasz? Na początku jak się poznaliśmy, chcieliśmy zawsze tutaj na halloween straszyć dzieci. Jak dwójka idiotów normalnie.- Roześmialiśmy się jak pokręceni.
-Pamiętam! Ale dalej nie wiem, co z moimi kluczami?!- Zacząłem przeglądać moje kieszenie, klnąc pod nosem.-Kurde Harry!- Powiedziałem kiedy zobaczyłem, jak macha mi kluczykami przed oczyma.
-Zamknąłem samochód i dobrze ich pilnowałem.- Zadziornie wyszczerzył zęby i pociągnął mnie w stronę wyjścia. Na serio się spóźnimy, już po 17:00
             
                                           *Harry*

           Wparowaliśmy do domu Tomlinson'ów z wielkim hukiem. Zgadza się, w tym roku zaprosili nas do siebie na wigilię, mnie Gemm i całą resztę. Cieszyłem się, że będę mógł spędzić urodziny Lou i Boże Narodzenie z nim. Od razu na wejściu podbiegły do nas dziewczynki. W ślicznych sukieneczkach, każda w innej, nawet bliźniaczki.
-Nareszcie jesteście.- Uśmiechnęła się moja mama opierając o ramę drzwi od kuchni.
-Harry!- Przyjaźnie przywitała się ze mną jedna z bliźniaczek Daisy, która zakochała się we mnie. Louis opowiadał mi zawsze, że kiedy usypiał dziewczynki, ona non stop mówiła o mnie.
-Cześć mała- Wskoczyła na mnie, a ja pozostawiłem na jej policzku buziaka. Przywitaliśmy resztę dziewczynek, ruszyłem prostym korytarzem do mamy i pocałowałem ją w policzek.-Wszystko się udało.- Zobaczyłem troskliwy uśmiech na jej twarzy i od razu go odwzajemniłem.
-Harry, chodź musimy się przebrać.- Louis właśnie pociągnął mnie do swojego pokoju, nawet nie pozwalając mi przywitać się z resztą osób. -Jak ja kocham, kiedy witasz się z Daisy, tak świetnie się na was patrzy. Mówił wyciągając z szafy dwa zestawy ubrań, które wcześniej naszykowały dla nas mamy. Siedziałem na łóżku i przyglądałem się jego tyłkowi. Pewnie jak zawsze nucił sobie jakąś piosenkę, bo kręcił nim na wszystkie strony.
-Haha, jak ja kocham, kiedy stoisz do mnie tyłem.
-Dlaczego?!- Roześmiany odwrócił się i rzucił mi do ręki białą koszulę i czarną muchę.
-Haha, bo masz seksowny tyłek i mnie podniecasz, jeszcze jak nim tak kręcisz.- Odłożył swoją koszulę i krawat, podbiegł do mnie czochrając mi włosy, na szczęście jeszcze nie ułożone.
-Idiota! Patrz na siebie, a nie!- Zarumienił się jak to zwykle, kiedy gadamy o jego wydatnej pupie.
-Dobra dobra, ale ja nie mam takiego fajnego.- Posmutniałem zadziornie. Jedyne co, to może te przeklęte dołeczki...
-Które tak strasznie kocham.- Dokończył za mnie i włożył w nie swój palec.
-Przestań!- Dziurki nie znikały z mojej twarzy wraz z uśmiechem.- Idź się ubierać. Ja lecę wyszykować się do łazienki. Wyszedłem z pokoju zostawiając go z krawatem sam na sam, jestem ciekawy czy tym razem sobie poradzi. Skręciłem w prawo na długi korytarz jednopiętrowego dużego domu. Zapomniałem gdzie jest łazienka. Bezradnie oglądałem się we wszystkie strony.
-Chodź, zaprowadzę Cię- Znienacka złapała mnie za rękę mała Daisy i pociągnęła do toalety.
-Ohh dziękuję śliczna księżniczko.- Powiedziałem specjalnie się kłaniając obracając przy tym kilkakrotnie dłonią, jak książę. Przymknęła mi drzwi do łazienki, zostawiając mnie samego przed ogromnym lustrem i nieogarniętymi włosami. Z 15min zajęło mi ich układanie. A jak na mnie to sporo, najczęściej tylko potargam je ręką i są gotowe. -Kurcze- Skończyłem z włosami, ale moja twarz wygląda jakby ja ktoś z komina wyciągnął. Dokładnie ją przemyłem, a wychodząc z łazienki zderzyłem się z Charllote.
-Styles!- Powiedziała zaskoczona.- Doprawdy wyglądasz tak...- Uśmiechnąłem się czekając na komplement.- Przeciętnie- Zmarszczyłem powieki, przekomarzając się z nią.
-Dziękuję- ironicznie pokazałem zęby- Tobie też nie brakuję niczego piękna damo.- Wyminęliśmy się, ja jeszcze na chwilę skierowałem się do pokoju Loui'ego, upewniając się, że go tam nie ma.
-Harry! Co tak długo!- Zastałem zdenerwowanego chłopaka sterczącego przed lustrem.- Jak zwykle nie umiem zawiązać krawata! Mama już nas wołała, a ja tu czekam jak osioł.
-Wiedziałem, daj mi to.- Odpowiedziałem łapiąc jego krawat, zawiązałem go poprawnie ściskając odpowiednio przy szyi.- Pasuję?- Skończyłem robotę i pocałowałem go w usta, przyklepując jeszcze lekko moje idealne wiązanie.
-Jesteś w tym mistrzem.- Uśmiechnęliśmy się oboje i wyszliśmy, kierując się do salonu, na co wszyscy oderwali się od pogadanek i spojrzeli na nas.
-Coś się stało?- Zapytaliśmy niepewnie.
-Pogodziliście się?!- Wycedził bez wahania dziadek Louis'a.
-A nie widać?- Tomm uniósł kąciki ust do góry łapiąc mnie za rękę i całując w polik.
-Nareszcie!
Wszyscy roześmiali się i powrócili do swoich tematów, rozsiedliśmy się do stołów i wkręcaliśmy się w każdą rozmowę po trochu.
Zadzwoniłem z Lou później do chłopaków, złożyliśmy im życzenia i oznajmiliśmy, że już wszystko w porządku. Złożyli Louis'owi życzenia na urodziny i wspomnieli coś o prezencie, który czeka jutro w domu. Sam się zdziwiłem na myśl co może nim być. Pogadałem trochę z Gemmą, jakoś długo się nie widzieliśmy. Wszyscy czekaliśmy na pierwszą gwiazdkę, żeby rozpakować prezenty, w których ode mnie dla niebieskookiego kryła się kolejna niezła niespodzianka. Nie mogłem się doczekać!
_____________________
Więc, kolejny rozdział za mną. Nie zostało ich już dużo, ale też nie jestem w stanie dokładnie powiedzieć ile. Co do Liebster Awards to jeszcze dopracowuję posta :) Musze poprzypominać sobie blogi, które bardzo mi się podobały, tak niestety nie zapisywałam ich sobie. Myślę, że mimo oświadczyn nie zniechęciłam was. Jak dokładnie wiedziałam co będzie dalej w opowiadaniu i jak się skończy, to teraz mam kompletną wariacje w myślach.

piątek, 23 listopada 2012

Rozdz. 30

                       Opowiadanie ma już 30 rozdz. (145stron jako książka i 183, 317znaków.) Piszę je dokładnie od 30 kwietnia. Ciesze się bardzo, z tego, ze moja pasja ciągle, bez przerwy się pogłębia. Dziękuję też wszystkim za te miłe komentarze, i tak częste wejścia.

Tsaa rozdział mi się nie podoba, dlatego powiedźcie, czy końcówka może zostać, czy mam ją z edytować !.
Więc jeszcze jedno. Nie przeraźcie się zachowania Harry'ego. Wiem może dziwnie to odbierzecie, no ale trudno. Zrozumiem, jakoś miałam taki pomysł i w jakiś niezrozumiały sposób mi się spodobał. Więc napisałam.

                                         Just Enjoy ;3
+14 xXx



           Wiedzieli o tym wszyscy. Jego rodzice, chłopacy i dziewczyny. Nawet Asia, która chwilowo zapewne nie mieszka u nas...
Ujrzałem go pod sklepem, pani Tomlinson specjalnie wysłała go pod wyznaczony sklep, żebym mógł go spotkać. Pakował właśnie jakieś cztery wina i szampana do bagażnika. Zwrócony tyłem do mnie wyglądał tak niewinnie, niebiańsko. Jezu jak dawno go nie widziałem, jak dawno nie dotykałem. Jak dawno nie całowałem... Jak długo już nie ocierał się o mnie, nie doprowadzał mojego ciała do pełności. Co dzień, prawie co dzień! Musiałem wyładowywać napięcie, które tkwiło we mnie... dalej tkwi.Teraz kiedy go widzę skręca mi podbrzusze. Przełknąłem mocno ślinę, bałem się jak diabli. Najbardziej tego, że mógłbym mu zrobić krzywdę. Jeszcze raz zrobiłem głęboki wdech, wyrzuciłem z siebie powietrze jak z procy i stanowczym krokiem ruszyłem w stronę chłopaka, mając ogromną nadzieję, że mnie nie zobaczy ani nie rozpozna. Czarna bluza ze sporym kapturem zakrywającym całe moje loki... Dlaczego byłem tak głupi, aby założyć tylko ją. Pod spodem wisiał na mnie jeszcze cienki sweter, chociaż wiadomo, że dawał tyle co nic.
Wyjąłem zwinnie białą chustkę z kieszeni, złapałem go za szyję jak najlżej potrafiłem jednak nie sprawiając wrażenia takiego znowu troskliwego zasłoniłem mu buzię, czekając tylko aż przestanie się wyrywać i odda się moim objęciom. Po krótkim czasie udało się, beznamiętnie opadł na moje ramiona, całkowicie tracąc przytomność. Zamknąłem jego auto rozglądając się wokół, czy przypadkiem nikogo nie było. Oparłem bezbronne ciało o maskę samochodu i wsunąłem kluczyk w kieszeń opiętych rurek, spuszczonych w pół mojego tyłka. Biorąc Louis'a na ręce i zaniosłem do mojego czarnego wana. Swoją drogą, trochę przerażające, że mam ciemnego wana. Lecz mogę wam przyrzec, że nie jest dosłownie mój, pożyczyłem od kumpla, który handluje prochami. Nigdy nie brałem, chociaż często byłem namawiany, ale to inna historia...
Mimo to, że być porwanie, starałem się jechać jak najwolniej żeby Lou nie poobijał niczego. I tak byłem skazany skarcić go grubymi, drażniącymi sznurami. Czułem się nieswojo. Porwałem własnie najważniejszą mi osobę... Po co?! Aby tylko mnie posłuchała?... Haha liczę na wybaczenie?! Co ja gadam, naprawdę mnie powaliło?! Tak, związałem mu oczy, ręce i nogi, ale co tam na pewno mi wybaczy?! Zawszę mogę się wycofać... Chociaż nie, już za późno.
Wysiadłem z samochodu widząc przed sobą spory zbudowany z szarych cegieł mur, wydający ciągnąć się nieskończenie daleko. Był pod napięciem, oczywiście nie działającym już od dobrych 70 lat. Stanąłem na palcach oddalając się od niego, żeby móc dojrzeć czubek wierzy więziennej. Słyszałem wiele plotek, legend o tym pieprzonym zakładzie. Jedna, którą zapamiętałem najwyraźniej to chyba taka... Na samym szczycie krążą nieżywe dusze, chcąc w końcu wydostać się stamtąd i pójść do nieba. Nikt jednak nie wyjdzie dopóki po żywotnej kary nie przesiedzi. Mordercy, przestępcy, gwałciciele i wszyscy inni psychole. Zostali, ale jeden strażnik, nie pamiętam imienia, coś na "E" Anaberiusz. Nazwisko pamiętam, nie wiem czemu zawsze moja mama opowiadała mi o nim częściej używając nazwiska, tak jakby jego imię było w jakiś sposób zabronione. Tak więc on ich wszystkich tam pilnował.
Miałem trochę cykora patrząc na okno na samym szczycie wierzy. Będę z LouLou, oboje będziemy bezpieczni.
-Okropnie.- Wzdrygnąłem się i wyciągnąłem nieprzytomnego faceta z bagażnika, a zerkając na niego w środku niesamowicie mnie kuło. Jak mogłem mu to robić. Potarłem lekko jego gładki policzek w odcieniu kości słoniowej po czym ostrożnie uniosłem go na plecy. Przez wielkie krzaki przedostałem się do miejsca, gdzie znajdowała zamknięta brama i odszukałem dziury w murze. Przecisnąłem się ostrożnie razem z Tomlinson'em na rękach, a widząc, że zaczyna się poruszać szedłem szybciej w stronę budynku. Wtargnąłem do środka skierowując się na kręcone schody prowadzące do piwnicy, czyli zarazem miejsca, w którym przetrzymywano psycholów.
-Ja pierdole...- Przeklinałem pod nosem, za każdym razem, gdy odnajdywałem zaschniętą krew po drodze... Na ziemi, cegłach, albo malutkich okienkach, które swoją drogą jako jedyne tutaj dawały jakieś światło. Potknąłem się milion razy, n początku liczyłem, ale później to już nie miało najmniejszego sensu. W końcu doszedłem, byłem tu dwa dni temu, żeby wszystko przygotować. A mianowicie, aby po prostu przećwiczyć to co mam robić, czy tez mówić. Co jak mogłem się spodziewać, dawno zapomniałem.
Przywiązałem Louis'a do krat na stojąco. Przyglądałem się każdej najmniejszej części jego ciała, wyszukując, czy coś się zmieniło, czy muszę coś nadpisać w swojej pamięci. Obudził się... Na razie jeszcze chyba nie wiedział, co dokładnie się z nim dzieje. Stanąłem przed nim ponownie przestudiowałem sylwetkę, tym razem mocno się ruszała. Szybkie bicie serca... Głębokie oddechy, jakby właśnie wynurzył się z wody. Sam zacząłem nieopanowanie i ciężko oddychać tuż przy kącikach jego ust. Przejechałem kciukiem po jego obojczyku. Uchylił usta chcąc nabrać oddechu, aby coś powiedzieć. Wstrzymałem powietrze w płucach i na szybko zdjąłem rękę z jego chłodnego ciała.
-Harry...- Nagle odezwał się zimnym głosem, a ja momentalnie, spięty odskoczyłem od niego. Nie nie powiedziałem. Może się domyślił, ale może po prostu pomyślał o mnie jako o jedynej osobie, która mogłaby mu w tej chwili pomóc?
-Harry...- Powtórzył ciszej, a wtedy zastanowiłem się i zbliżyłem do niego zbierając się na odwagę. Przybrałem inny ton głosu i krzyknąłem.
-Zamknij się!- Z trudem wydusiłem to z gardła.- Zamknij się i posłuchaj...- Krzyknąłem znów, tym razem płacząc. Nie odezwał się, on już wiedział. Już dawno miał świadomość, że to ja.
-Przepraszam! Nie słuchałeś mnie. Aśka mnie prowokowała...
-Aśka nie ma tu nic do rzeczy.- Rzekł spokojnie
-Nie? Do niczego nie doszło. Słuchaj mnie, powiedziałem jej, że jest już dla mnie nikim w porównaniu z tobą. Żeby się poważnie zastanowiła, bo zachowuje się co najmniej jak dziecko... Nie mówiąc, już nic gorszego. Już u nas nie mieszka. Przemówiłem nie tylko jej, ale też Malik'owi do głowy.- Przełknąłem ślinę stojąc przed nim. Było słychać, że ja płacze. Widziałem też to jak on to robi...
-Nigdy... Ja... Nie przestałem Cię kochać. Nigdy nie przestałem o tobie myśleć. Zawsze jesteś we mnie.  W sercu, bez ciebie dosłownie czuję, że mógłbym równocześnie nie żyć. To ty, odkąd ujrzałem Cię w toalecie, w X-Factor jesteś moim prawdziwym powietrzem. Lou, ja Cię kocham. Przenigdy nie zawahałbym się powiedzieć tego tobie.- Wyciągnął ślepo rękę, próbując mnie odnaleźć. Złapał za bluzę i przyciągnął do siebie ręką, którą zdążył już wyrwać ze sznurów. Mówiłem, że było mi źle, kiedy go mocno przywiązywałem, dlatego tego nie zrobiłem...
Od razu zetknęliśmy się wargami, przylegając do siebie również całymi ciałami. Oparłem dłonie o kraty, do których Louis był przywiązany i odplątując wiązania poddałem się językowi przyjaciela. Ten nagle odsunął się ode mnie, lecz oparł głowę o moje ramię, mocno wciągnął powietrze czując mój zapach.
-Tak bardzo mi ciebie brakowało...- Szepnął w mój bark, poczułem ciepło miękkiego oddechu i przyprawiło mnie o dreszcze.Przez jego szept, tylko przez to, poczułem jak spodnie naprężyły mi się pod rozporkiem. Wyczuł to, jednak kucnął obojętnie nie dając po sobie poznać podniecenia. Beznamiętnie rozwiązał sznury z nóg i wtedy ponownie mnie odszukując przypadkiem natrafił dłonią właśnie na moje podekscytowane krocze. Prawie podskoczyłem, ale pomogłem mu szybko wstać. Złapałem za polik, a Lou wplątał swoje palce w moje loki, zdejmując przy tym mój kaptur.
-Pozwól mi Cię w końcu zobaczyć.- Mówił cichym, skrępowanym tonem przysuwając się do mojego obojczyka. Wtulił się we mnie bardzo mocno, objąłem go za pas przyciągając do siebie. Nareszcie. Jest mój. Uśmiechnąłem się łagodnie wdychając woń jego swetra. Poczułem, jakbym przeniósł się, do łazienki w X-Factor. Pachniał swoim domem. Mamą, którą znałem tak dobrze, jak swoją. Pachniał takim małym Louis'kiem, z którym tak szybko się zaprzyjaźniłem.
-Nic z tego, nie pozwolę Ci. Nie teraz kochanie.- Szeptałem w jego miękką odzież. Podniosłem go za te niezwykle jędrne pośladki o mało co nie zemdlałem, przypominając sobie jakie są idealne. LouLou jęknął, podczas gdy ja, zdążyłem już odszukać, gołe, twarde łóżko i położyłem na nie błękitnookiego anioła. Po czym za chwilę sam przywarłem do niego jak jedno z jego skrzydeł. Bez owijania w bawełnę Louis zdjął ze mnie koszulkę, począłem powtarzać jego ruchy. Zdejmując z niego nie tylko sweter, ale także zerwałem z jego opiętych bokserek denerwujące mnie spodnie. Rozsunął nogi, a ja mocno otarłem się udem o jego napalonego członka. Spoglądnąłem na niego jeszcze raz, głęboko wpatrując się w jego rozchylone usta. Nie mogłem wytrzymać, niespodziewanie wtargnąłem językiem do jego zaskoczonej jamy ustnej...
Po chwili włożyłem dłoń w środek jego bokserek, nie przerywając namiętnego pocałunku. Najpierw powoli i skutecznie doprowadzałem do tego, że mimowolnie jęczał do moich ust. Oderwałem usta na milimetry litując się nad nim słowami.
-Możesz zdjąć opaskę misiu.- Wolną ręką zwolniłem supeł z tyłu głowy chłopaka, a kiedy chustka opadła na ziemie zastygliśmy zahipnotyzowani sobą nawzajem.
-Twoje oczy...-Zachrypnął się wciąż w nie wpatrzony.
-Jesteś tak piękny Lou...- Dokończyłem za niego, wtedy oboje po raz kolejny tego popołudnia uśmiechnęliśmy się jak głupi do siebie i pocałowaliśmy. Odetchnęliśmy po chwili wciąż czując przenikające przez nas gorące oddechy. Nie wyobrażacie sobie jakie tu uczucie odzyskać miłość. To naprawdę piękne.
-Proszę Cię, już nie wytrzymam.- Wymruczał nagle, wtedy z zadziornie wystawiłem zęby i powróciłem do jego przyrodzenia. Obsuwałem ręką w dół, następnie w górę, kilkakrotnie powtarzając gest. On wykorzystując sytuacje, teraz złapał mnie za głowę, zsunąłem jego figi i włożyłem z pomocom Loui'ego jego przyrodzenie do ust pieszcząc je językiem. Tomm wyginał się w każdą stronę głośno przy tym marudząc, na szczęście bardzo mi się to podobało...
-O nie! Dlaczego przestałeś?!- Krzyknął ciężko dysząc, kiedy w pewnym momencie odsunąłem się od krocza.
-Myślisz, że dam tobie dojść w moich ustach? Czekam, aż zrobisz to we mnie...- Zaśmiałem się ostro i szybko zdjąłem swoją bieliznę kładąc się brzuchem na twardym łóżku.
-Na co cze...- Nie dokończyłem, bo poczułem dwa palce wchodzące do moich pośladków. Wygiąłem się w znajomy łuk, a nagle poczułem, że we mnie wchodzi i zarazem ogromną adrenalinę. Zacisnąłem powieki i dłonie...
-Rozluźnij się...- Bardziej nakazywał, niż mówił i wtedy zostawiał krótkie pocałunki na moim karku.
-Przepraszam. Mam wrażenie jakbym robił to pierwszy raz...- Nie wiem czemu to powiedziałem, ale na prawdę tak się czułem.
-Ohh przestań Harry.- Powiedział czule.- Kocham Cię.- I wtedy już całkiem się odstresowałem, ugiąłem usta w uśmiech, którego Lou nie zobaczył i wlepiłem twarz w stare łóżko. Jeszcze chwilę czekał, ale po chwili już wszedł we mnie, a ja jęknąłem śmiało.
Powtarzał czynność parę razy, czasem zwalniał. A po niedługim czasie głośnych krzyków nas obojga, Doszedł. Ja zaraz po nim, kiedy jeszcze podczas stosunku bawił się moim prąciem.
Ułożyliśmy się obok siebie ciężko dysząc. Wtuleni siebie, nic nie mówiliśmy, póki nasze tętno się nie uspokoiło.
Niedługo będziemy musieli wracać. W ogóle to dałem słowo, że się nie spóźnimy na święta.
-Wszystkiego najlepszego Louis.- Spojrzałem głęboko w jego tęczówki podziwiając każdy ich niuans. Zafundowałem mu niezłą jazdę, wydaje mi się, że prezent jest odpowiedni prawda?
-Łoo, takiego prezentu się nie spodziewałem, faktycznie głupku.- Pocałował mnie w czoło, ale kiedy zrobiłem się poważny zamilkł.-Coś się stało?- Podniosłem się z łóżka, włożyłem bokserki i spodnie, przewiązałem pasek, którego nie zdążyłem zapiąć. Odszukałem pewnej małej rzeczy w kieszeni spodni...
-Harry... Co się dzieje?- Pytał zdezorientowany. Sam usiadł nałożył bieliznę, a kiedy stanął żeby sięgnąć po spodnie... Uklęknąłem przed nim, zerkając na jego twarz. Poczułem jak serce zaczyna bić mi mocniej, dwa razy mocniej, bo samo to, że byłem przy Loui'm powodowało, że ciśnienie podnosiło mi się wyżej. Wyciągnąłem małe pudełeczko w kolorze granatowym przed mężczyznę z którym mam zamiar spędzić już resztę życia. Czułem nagle jak serce podchodzi mi pod gardło, albo sam nie wiem jak to określić. Odebrało mi mowę, kiedy teraz patrzył na mnie jak nigdy, pełen zaskoczenia, z takim błyskiem w oku. Zebrałem myśli, ułożyłem pojedyncze słowa w jedno pytanie...
-Louis, czy wyjdziesz za mnie?...

__________________

Ważne: ROZDZIAŁY DODAWAĆ BĘDĘ NAJPRAWDOPODOBNIEJ CO TYDZIEŃ W PIĄTKI. BO NIE WYRABIAM Z NAUKĄ. Kiedy wyrobię się wcześniej, będę starała dodać się jeszcze w tyg., ale najprawdopodobniej bd wychodziły w pt. :)

piątek, 16 listopada 2012

Rozdz. 29



         Zostały cztery dni do świąt i urodzin. Wszyscy kręcą się. Szukają prezentów, pytają mnie o rady... Wszystko naraz, ja jako jedyny nie ogarniam. Po prezenty miałem iść z Loui'm. Tak strasznie chciałem spędzić to święto z nim. Choinka dopiero dzisiaj zagościła w naszym salonie. W ogóle jakoś w tym roku późno zabraliśmy się wszyscy do przygotowań, no ale cóż... Cały czas męczy mnie wizja, która ostatnio często mnie nawiedza. Dwoje mężczyzn trzymających się za ręce. Stojących nad ogromnym klifem. Boję się. Nie wiem co to mogłoby oznaczać. Bo ona nie jest wyraźna. Może dlatego, że wydarzy się to w dalekiej przyszłości lub mam nadzieje, że wcale. No w każdym razie nie mogę dopuścić żeby coś podobnego się wydarzyło. Siedziałem jak zwykle na kanapie obojętny i odizolowany od reszty, przełączając bezmyślnie kanały. Same filmy świąteczne. O miłości, o włamaniach, o kłótniach, a później znowu o miłości...
-Wychodzisz z nami?- Zapytał nagle wyszykowany Zayn. Pewnie domyślał się mojej odpowiedzi, lecz zawsze pytali.
-Gdzie?
-Idziemy na trochę do klubu.- Odpowiedział spoglądając porozumiewawczo na resztę.
-Dlaczego tak dziwnie wyglądacie?- Po chwili zirytowany wyłączyłem telewizor.
-Normalnie. Po prostu chcemy Cię w końcu wyciągnąć z domu.- Powiedział spokojnie Liam oplatając rękę swojej narzeczonej.
-Nie wiem czy...
-Czy masz ochotę... Tsaa wiemy... Jak zwykle Harry.-Odparł zawiedziony Nialler.
-Chłopaki... Wiem, że ostatnio nie mam dla nikogo czasu ani na nic humoru. Zrozumcie to. Wiecie jak się czuję.- Spojrzała na mnie ukradkiem Asia, jak zwykle tymi swoimi upierdliwymi współczującymi oczkami. Ohh mdli mnie kiedy widziałem na jej twarzy tą niewinność.
-Dobra skoro nie chcesz...- Wypowiedział Paulina stając już w drzwiach wyjściowych.- Tylko żebyś później nie żałował.- Wspomniała jeszcze i poszli. Zsunąłem się na kanapie, wzdychając przymknąłem oczy "-Dlaczego ty wszystko komplikujesz głupku! Tak bardzo Cię kocham. A co jeżeli nie damy rady?! Czemu nie możesz zostać... Musisz odchodzić. Moglibyśmy żyć długo... Bardzo długo. Razem dalibyśmy sobie radę.- Mówił do mnie swoim nieziemskim głosem, a ja jak głupi stałem obrócony do niego tyłem i zerkałem w niekończącą się przestrzeń. Jakby ktoś wykuł mi w pamięci, to że mam skończyć właśnie tutaj.
-Zrozum muszę to zrobić. Już nie dam rady... To wszystko mnie wykończy. Chciałem żebyś był szczęśliwy, ale przeze mnie nie możesz taki być.
-Żartujesz sobie!!- Louis miał już w oczach łzy.- Kocham Cię! Kiedy tylko przy mnie jesteś czuję się nieziemsko. Przepraszam słyszysz! Za wszystkie nasze kłótnie. Za to, że się obrażałem.
-Jesteś chory! Najbardziej porąbany człowiek jakiego znam i jakiego kocham! -Sam też płakałem, napięcie się obróciłem i wpiłem w jego wargi.
-Skoro chcesz żebym był szczęśliwy weź mnie ze sobą...- Odpowiedział po chwili. Przełknąłem ślinę, wiedząc, że to co za chwilę uczynię nie będzie dobre.
-Ja... Nie pozwolę Ci na to... Nie ja. Sam musisz zdecydować co chcesz zrobić.- Zabolały mnie te słowa mocno.
-Z tobą będę zawsze i wszędzie.- Teraz nasz ostatni pocałunek. On musi być perfekcyjny. Oboje płakaliśmy. Z wymuszanym lecz prawdziwym uśmiechem na twarzy po raz ostatni raz w tym świecie walczyliśmy między sobą o dominację.
-Louis...
-Harry...
Stanęliśmy obydwoje nad przepaścią trzymając się za ręce..."
         Trzask drzwi nagle zamglił mój calutki sen i postawił mnie na nogi.
-Nienawidzę jej!- Wydarł się Malik zdejmując buty.- Szczerze jej nie znoszę, ja pierdole zdradza mnie i to jeszcze bezczelnie na moich oczach.- Lekko spity, ale jeszcze ogarniający Mulat usiadł obok mnie. Przysunąłem się do niego ospały i mocno wtuliłem go w siebie. Nie widziałem co powiedzieć. Nie znałem szczegółów sytuacji.
-Będzie dobrze- Szepnąłem, to jedyne co mi przyszło do głowy.
-Nic nie będzie... Zrozum... To już koniec.- Odsunął się ode mnie i podparł skroń ręką.- Ona wszystko spieprzyła. Nie rozumie prawdziwego związku. Kiedy ją zobaczyłem zwyczajnie wyszedłem z klubu zostawiając ich wszystkich. Nie wiedzą że wróciłem, ale kiedy zobaczyłem jak dobiera się do niego. Siada na jego kolanach. Zemdliło mnie... Jacie niech ona tylko wróci na noc tutaj, to normalnie nie wiem co jej zrobię. Wcale nie piła dużo. Wiedziała co robi i o czym mówi. Była świadoma swoich porąbanych czynów.-Mówił, a widziałem jak do oczy podchodzą mu łzy. Mimo, że przed chwilą się ode mnie odsunął miałem ochotę ponownie go objąć. Widziałem, że powód tego to Louis. Kiedy przytulałem go ponownie mogłem w jakimś stopniu wyobrazić sobie że to on.
-Daj spokój- Oparłem się , a on przywarł do mojej piersi płacząc jak dziecko. Kłóciliśmy się często to prawda, ale zawsze traktowaliśmy siebie jak bracia. Ufaliśmy sobie zawsze.- Nie wiesz jak to jest być zdradzanym. Ty tylko zdradzałeś, byłeś tym u góry.- Trochę się wkurzyłem, ale nie chciało mi się teraz kłócić. One też nie był w dobrym nastroju.- A swoją drogą...-powiedział po chwili ciszy- Jakie to uczucie jak masz dwie osoby które kochasz?- Nie spodziewałem się tego, wzdrygnąłem na to pytanie.
-Ja...-Zająknąłem się- To... Okropne- wydusiłem z siebie.- Nienawidzę takiego uczucia, kiedy byłem pewny, że kocham Louis'a, a pięć minut przed tym siedziałem w kantorku z dziewczyną, którą miałem wrażenie, kocham. Ciągnęła mnie, ale to nie było to. Trzy lata razem to już jakby nie to samo uczucie co było na początku, nie ta sama miłość, tylko kwestia przyzwyczajenia do siebie. Takiej rutyny między naszymi stosunkami. Z Tommem było inaczej, jest inaczej. Jak go nie ma czuję straszną pustkę. W gardle mam tą bańkę, ale zawsze ona niby jest wypełniona płaczem... Nie w tym przypadku. Kiedy za nim tęsknie jest pusta. Z trudem jem, piję czy połykam ślinę. Kiedy nie widywałem Asi, jak ona była jeszcze w Polsce, a ja tutaj nie czułem tego samego...- Zatkał mi buzie dłonią gdy zauważył, że w moich oczach zalegają szklanki łez.
-Już przestań. Nie musisz... Rozumiem.- Pogłaskał mnie po policzku zupełnie jak Loui. Mało brakowało do tego, żebym się nie rozpłakał, ale na szczęście w odpowiednim momencie zabrał dłoń.
-Jutro go zobaczę. Ja nie wiem co będzie. Boję się. Sam wiesz, a co jeśli go zranię...- Odrzekłem nagle stłumionym głosem.
-Nic się nie stanie.
-A jak mi się nie uda. Cały plan na nic.
-Uda się! Przysięgam- Lekko się uśmiechnął, ogarnął i podniósł z narożnika.- Teraz sorry, muszę się przespać z tym wszystkim. Sam radziłbym tobie pójść już spać. Jutro wielki dzień. Wigilia, urodziny Loui'ego twój plan na odzyskanie go.- Faktycznie powinienem się wyspać. 1:00 w nocy. Spojrzałem na zegarek wlekąc się po schodach za Zayn'em. Wpadłem do pokoju, wziąłem z szuflady czyste bokserki i ruszyłem do łazienki. Szybko ogarnąłem się pod prysznicem. Wpełzłem pod kołdrę jeszcze tylko sms. Nigdy nie zapominam. "Dobranoc LouLou. Kocham Cię." Odłożyłem telefon. Kiedy już przysypiałem. W pewnej chwili usłyszałem dźwięk i-phon'a. Odblokowałem i ujrzałem to... "Masz wiadomość od LouLou... Zaczęły trząść mi się ręce. Automatycznie przez całe ciało przelazły miliony dreszczy. "Otwórz" Moje serce stanęło, a oczom ukazała się treść nieziemskiej wiadomości.
"Dobranoc Harry..."
NAPISAŁ! Teraz, kiedy właśnie jest mi potrzebny, odpowiedział mi. Jutro będzie idealnie. Kocham go najmocniej na świcie. Mój mały kochany misiu. Odpisał Dobranoc, nie wiem... Nie wiem co myśleć. Najlepiej nie będę nic robił, bo za moment dostanę zawału. Ciekawe jak usnę, kiedy ciśnienie skoczyło mi co najmniej o połowę. Dał mi znać, że nic mu nie jest...
-Kocham Louis'a Tomlinson'a- Szepnąłem sam do siebie z ogromną chrypką w głosie. Musiałem, tak dawno nie wymawiałem jego imienia z takim szczęściem jak teraz.
____________________________________
Nie wiem wydaje mi się jakiś nudny ten rozdział. Bardzo dziękuję, za to ile osób tu jest i czyta moją szumowinę. Dzięki serio za wszystko. Mam nadzieję, że kiedy skończę to opowiadanie, zaczniecie czytać kolejne, które będę pisała.
xXx
Będę wdzięczna jeszcze tylko za jedno. Komentujcie proszę was. Piszcie czy się wam podoba i czego np. chcieli byście więcej. ;)

piątek, 9 listopada 2012

Rozdz. 28



                                           *Louis*

         Nad ulicami Londynu gromadziły się czarne chmury napływające chyba ze wschodu. Uniosłem wzrok, przymrużając oko, kiedy płatek śniegu wleciał mi prosto na polik. Zapiąłem do końca suwak płaszczu i zarzuciłem na głowę kaptur.
-Więc... Zaczęło się.- Powiedziałem pod nosem ciężko wzdychając. Nienawidziłem grudnia. Własnie z tego powodu o jakim myślicie. Wigilia, urodziny. Wcale nie bawiło mnie rzucanie się śnieżkami. Przynajmniej nie bawiło mnie dwa lata temu, kiedy byłem nimi obrzucany bo NIBY byłem gejem. Co się  okazało w sumie prawdą. Znów ciężko wyrzuciłem z siebie ciepłe powietrze, które na mrozie zmieniło się w ogromną kulę dymu. W tym roku, wyobrażałem sobie idealną zimę z Harry'm. Dlaczego wszystko zawsze musi się pieprzyć w ten sposób? Dlaczego najczęściej chodzi o zdradę. Nawet nie wiem, czy to ona uległa mu, czy on jej... Sam nie wiem co to miało być. W tym momencie serce mi pękło. Zamurowało mnie i patrzyłem tylko jak spoglądają sobie w oczy. Dupek. Idiota. Gówniarz zasrany! Ciekawe... Naprawdę co teraz robi...- pomyślałem tylko o jednym On-Asia- Zakręciło mi się w brzuchu. W gardle utkwiła mi ogromna bańka, której jak zwykle nie potrafiłem utrzymać i pękła. Pierwsza łza spłynęła wolno po moim policzku. Z szybkością nadlatywały kolejne zamazując mi obraz przed oczyma. Przypomniało mi się, jak mówił przez sen. Kiedy niewyraźnie i bardzo cicho wypowiadał słowa. "LouLou zaczekaj... nie zostawiaj samego... Kocham Cię..." To było piękne, cudowne, nadzwyczajne... A dzień później, wszystko się zjebało.
Musiałem się ogarnąć. To, że się spakowałem i wyjeżdżam bez wyjaśnień, ma nie znaczyć, że będę za nim tęsknił! Teraz tak prosto mnie nie odzyska... Myślałem lecz moja miłość do niego niestety była silniejsza ode mnie. Nie mogłem przestać wyobrażać sobie jego twarzy, uśmiechu, oczów głęboko zielonej barwy. DOŁECZKÓW... Ooo musiałem przestać! W tej chwili... To koniec.
Tak właśnie dokładnie.
                      Koniec uczuć.
                                          Koniec miłości.
                                                                Koniec uśmiechów, nawet tych najprawdziwszych.
Koniec...
                      Koniec bycia homoseksualistą.
To nie jest proste, nie będzie. No bo... Kurwa ja go kocham! Nie mogę się pozbierać. Wsiadłem do czarnego auta. Moje walizki wpakowali do bagażnika. Przyciemniane szyby, teraz zostały moimi przyjaciółmi. Odizolowałem się od wszystkich. Kierowca ruszył z miejsca, a ja wtuliłem się w zimne okno i rozpłakałem się na dobre. Obojętnie jeszcze wyciągnąłem słuchawki i wsadziłem do uszu. Kliknąłem play
-Kurwa!- Wydarłem się chyba trochę za głośno, ale w uszach usłyszałem jego ochrypły głos. Konkretnie "You're perfect to me..." Wyrwałem kable z uszu i rzuciłem je w drugi kont samochodu. No tak, pamiętam jak cztery dni temu leżeliśmy wieczorem i śpiewaliśmy to. A kiedy nadszedł ten moment w piosence. Zaśpiewaliśmy go razem i zaczęliśmy się całować... Dlaczego nie mogę przestać? Czemu wciąż płaczę? Dlaczego łzy i on nie daje mi spokoju? Z jakiej racji on tak prosto poddaje się innym, a ja widzę tylko i wyłącznie jego? Tyle pytań. Zero odpowiedzi...

                                   *Harry*
           Tydzień później.
Było i dalej jest źle. Bardzo źle. Louis nie pozwolił mi sobie nic wytłumaczyć. Po prostu spakował się i wyjechał do rodziny, czego dowiedziałem się od chłopaków, bo byłem strasznie zawiedziony i zdezorientowany jak wróciłem do domu, a jego rzeczy nie było w naszym pokoju. Boje się strasznie, że go nie odzyskam, ale nie poddam się. Nie mogę za dwa tygodnie są jego urodziny, Boże Narodzenia. Faktycznie urodził się w te święto mój Bóg, którego nazwano LouLou... Postaram się aby ten dzień był najbardziej wyjątkową chwilą w jego życiu. Zresztą nie dziwie się, jestem gnojkiem, cholernym gnojkiem. Przez Aśke... Nie mam pojęcia czemu jej uległem. Powiedziała mi, że w tych bokserkach ma na mnie ochotę... Ale nic z tego nie wynikło, bo później gadałem z nią na poważnie, żeby się ogarnęła ma Zayn'a, a ja Louis'a kocham... Wszystkie myśli nasuwały mi się naraz, nie wiedziałem o czym myśleć, ale głównym tematem był on. Zawsze. Naprawdę muszę go jakoś odzyskać. Rozmawiałem z chłopcami. Powiedzieli, że powinienem radzić sobie z tym sam. Asia też nie miała lekko, przez to pokłóciła się dość mocno z Mulatem. Szczerze nie dziwie się. Nie może się zdecydować? Jej sprawa. Co do mnie, zachowałem się okropnie. Tęsknie za nim. Co wieczór dzwonie do niego, chociaż i tak nie odbiera, wtedy więc pisze "Dobranoc LouLou, Kocham Cię." na początku pisałem przepraszam. Czasem dalej tak napisze, ale to co z tego? I tak za każdym razem nie odpisuje mi. Martwiłem się, że coś mu się stało, jednak po rozmowie z jego mamą jestem pewien, że jest bezpieczny. Wspomniała też, jak bardzo musiałem go zranić, bo prawie nie wychodzi ze swojego pokoju. Zamknął się w sobie, czasem nie chce nawet jeść.
Nie mogę spać. Płaczę jak posrany całymi dniami. Wieczorem tylko tulę się do poduszki, a gdy rano się budzę pozostaje wciąż wilgotna od tych słonych, beznadziejnych łez. Właśnie tak było w tej chwili, przetarłem ospale oczy czując znów tą nieprzyjemną zimną poduszkę przesiąkniętą łzami. Ciekawe... Czy on też płacze, czy myśli o mnie. Zwlokłem się od niechcenia z pustego łóżka. Wślizgnąłem się do łazienki umyłem twarz, żeby jakoś w miarę wyglądać i zszedłem na dół. Kierując się ociężale do kuchni uchyliłem lodówkę, kiedy nagle poczułem ciepły oddech na swoim karku. Szybko odwróciłem się przodem do Asi?
-Przepraszam Harry- Powiedziała chyba najszczerzej jak mogła. Z początku byłem zdziwiony. Jeszcze bardziej zdezorientowany jak wtuliła się w mój goły tors. Dziwicie się? Stałem w samych bokserkach. Odsunąłem się lekko trzymając za jej ramiona.
-Za co mnie przepraszasz?- Spytałem spokojnie z dość krzywym wyrazem twarzy.- Nie powinnaś mnie przepraszać, ale raczej Zayn'a... Louis'a chyba także...- Dodałem spoglądając głucho w ziemie. Zbierało mi się na łzy, więc zacisnąłem powieki szybko spoglądając w bok... Tylko wymówiłem jego imię, a zakuło mnie coś wewnątrz. Nie rozmawiałem z nim od ponad tygodnia...
-Harry...
Nie odezwałem się. Wypowiedziała moje imię raz jeszcze obracając moją twarz w swoją stronę.
-Przepraszam Cię. Nie chciałam żebyś przeze mnie cierpiał.
Zapanowała dość długa chwila ciszy, a ja nawet na nią nie zerknąłem non stop uciekając od jej wzroku. W końcu rozumiejąc swój błąd przejechała ręką głaszcząc mnie po ramieniu. Gdy wychodziła szepnąłem cicho mając nadzieję, że nie usłyszy.
-Odzyskam go.- Obróciła się przez bark z takim współczuciem i szczerym, przepraszającym a zarazem lekkim uśmiechem.
Podszedłem do stołu podparłem się dłońmi o jego róg, spuszczając głowę ku ziemi. Ciężko oddychałem, łzy same już nieopanowanie spływały po moich polikach zsuwając się kolejno po szyi. Pociągnąłem nosem postanawiając się ogarnąć, otarłem wierzchem dłoni mokry policzek. Musiałem zacząć działać. Czasu dużo nie było. Stanąłem na nogi ponownie stanowczo otworzyłem lodówkę wyjmując kanapki, który mój kochany Liam dla mnie zrobił. Bardzo się cieszę, że Danielle się zgodziła. Tak właśnie ZGODZIŁA SIĘ. Li chodzi po domu tak radosny, że czasem potrafi zarazić tym nawet mnie. Trzasnąłem drzwiczkami , a przede mną pojawiły się brązowe oczy Mulata.
-Dzięki- Wymówił ospale z zalotnym uśmieszkiem zabierając mi kanapkę z talerza. Ten jego nieogarnięty kosmyk włosa z rana, był bezcenny. Nie żeby coś nikt mi nie wmówi, że był brzydki.
-Tak na serio...- Spojrzał na mnie- To nie dziękuję tylko za kanapkę.- Odparł właśnie połykając drugi kęs.- Dobrze, że przygadałeś Aśce do rozumu. Przyznam, że czasem jej odbija kocham ją i strasznie Cię za nią przepraszam. Ostatnio się zmieniła i poważnie zastanawiam się czy to nie przez sławę... Wiesz to, że oraz więcej osób zaczyna ją zauważać. Może...- Zamilkł na chwilę patrząc na moją minę.
-NO mów.-Uśmiechnąłem się na znak zgody.
-Może któregoś razu mógłbyś z nią porozmawiać, ale później, kiedy już u Ciebie będzie okey. W ogóle to może mogę jakoś Ci pomóc, hmm?- Odparł, a ja odczułem dwa uczucia jednocześnie. Zniesmaczenie na myśl gadania z Aśką i szczęście, że nie będę w tym sam. Westchnąłem.
-No dobrze.- Uśmiechając się najlepiej jak umiałem.
-Dosyć tego. Masz już jakiś plan?- Zerknąłem na niego podejrzliwie.
-No. Coś tam mam. To jeszcze nie jest dopracowane, ani pewne. Ale... Louis ma urodziny w wigilię i nad tym skupimy się najmocniej.- Zacząłem opowiadać mu calutki mój plan, ale zanim to zrobiłem. Szybko wyszykowaliśmy się do wyjścia udając się do najbliższego baru. Tak z rana pomyślicie? Wcale nie piliśmy, przyszliśmy tam na kawę. Zaskakujące jak mało i jak trzeźwi siedzą tam ludzie z rana.
Opowiedziałem wszystko Zayn'owi, czasem płakałem. Nie mogłem powiedzieć wszystkiego tak po prostu. Nie dawałem rady. Nie pamiętam kiedy ostatnio rozmawialiśmy tak szczerze wspólnie.
Wychodząc z klubu, dosłownie klęknąłem zwijając się z bólu. Znowu wizje?
-Harry... Co jest?!- Rozpływał się w moich uszach głos Malik'a. Traciłem przytomność, nie pierwszy raz, było to nie miałem przyzwyczajenie. Jednak za każdym razem odczuwałem to coraz mocniej. Kolejne uciski w skroni, niewładność nad moimi oczyma. Powieki same mi opadły i nie mogłem się podnieść. Jednak wizja, była okropnie dziwna... Smutna i przerażająca.
___________________________________
Nie wiem jak będzie z zakończeniem opowiadania. Cały czas zastanawiam się nad szczęśliwym zakończeniem. Ale jednak tak bardzo chciałabym napisać smutne. Ahh i jeszcze, czy nie przeszkadza wam tak dużo scenek seksu? No bo ja znam tylko mojego bloga, w którym jest tego tak dużo. Mój rozum jest dziwnyy...

niedziela, 4 listopada 2012

Rozdz. 27



          Wszyscy czekaliśmy niecierpliwie na powrót Dan i Li'ego. Siedzieliśmy w salonie a Zayn przewijał bezsensownie kanały raz do przodu, a raz w tył.
-Za chwilę tu zasnę!- Rozbudziła nas nagle Asia.
-Poróbmy coś chłopaki...- Dodała Paula.
-Dlaczego akurat my mamy mieć pomysły?- Louis wyjął mi to z ust.
-Ponieważ to wy jesteście One Direction.- Wyszczerzyła zęby Paulina. Po niedługiej ciszy, wpadłem na pewien pomysł. Wstałem.
-Namalujmy coś...- Odezwałem się cicho i spuściłem głowę w dół. Wiedząc już, że to nie był fajny pomysł.
 -Czemu nie. Tylko co, jak i po co?- wymamrotała Asia.
-Moglibyśmy wyciągnąć duży biały materiał. Farby. Zrobić ogromny obraz, a jak nam dobrze wyjdzie powiesić w piwnicy nad sofą. Co mam do stracenia... I tak siedzimy na dupach i kompletnie nic nie robimy.- mówiłem patrząc na ich miny.
-Dobra!- Wykrzyczał szczęśliwy blondynek.- To ja lecę po farby, a wy idźcie już do piwnicy i rozłóżcie płótno.- Tak zrobiliśmy. Każdy po kolei schodził pod ziemie i miał sto pomysłów naraz. Wielki hałas i nic poza tym. Sam też myślałem co można by było powiesić na tą ceglaną i starą ścianę piwnicy. To musiało być coś niezwykłego, oryginalnego, odstającego od normy.
Rozsiedliśmy się się z Lou na kanapie, a reszta wyciągała stary rulon zza sterty syfu.
-A wy co?!- Jęcząc z trudu krzyknął do nas Zayn.- Nie pomożecie? -Dodał nabierając do płuc ciężki oddech.
-Byśmy tylko przeszkadzali.- Uśmiechnąłem się porozumiewawczo z Loui'm, nasz wzrok się spotkał, a uśmiech nagle zniknęły z twarzy. Dlaczego nigdy nie umiemy się z tym kryć, oderwać od siebie oczu. Przez to wszyscy wiedzą... Bo zawsze czy na wywiadach, czy w teledyskach musimy się spotykać tym tajemniczo pociągającym wzrokiem. Pamiętam jak raz podczas wywiadu stało się coś podobnego, a dziennikarz pytał się mnie o coś, ale nie słyszałem jego słów. Chłopacy musieli nas ogarnąć, bo inaczej to nie wiem co by było. To uczucie, to jest takie pożądanie. W takich momentach po prostu pragnę się uwiesić na jego szyi i całować. Identycznie było teraz. Miałem ogromną ochotę zanurzyć się w jego ustach tak głęboko i mocno jak tylko potrafiłem. Już zbliżaliśmy się do siebie niespostrzeżenie lecz między nami odbił się od kanapy Niall.
-Mam farby!- Krzyknął wybijając nas z jakby transu który istniał pomiędzy nami. Wzdrygnęliśmy się i wszystko się rozpłynęło.
-Fajnie Niall...- Powiedziałem z sarkazmem.
-No co?- Odrzekł pytająco.
-Nie nic, właśnie miałem się przelizać namiętnie z Lou! A ty zepsułeś. -Wszyscy którzy usłyszeli wybuchnęli od razu śmiechem.
-Może już zacznijmy malować!- Powiedział Niall speszony, ale nie odpuszczał ze śmiechem.
Każdy stanął nad płótnem i staliśmy jak głupi.
-No tak... Ale co mamy teraz robić?- Powiedział po chwili zmyślony Mulat. Każdy spojrzał po sobie i stracił tą pewność siebie na twarzy.
-Wymyślmy coś... Co będzie nam przypominało o nas wszystkich. O naszej przyjaźni... Miłości.- Powiedział Louis patrząc na mnie.
-Wiadomo, ale co dokładnie?- Mówił zamyślony Nialler.- Może coś napiszmy?- Raczej woleliśmy coś nabazgrać niż napisać... Lepiej będzie to wyglądało. Wszyscy zaprzeczyli głowami i myśleliśmy dalej. W pewnej chwili blondyn wyjął czerwoną farbę... wylał kawałek na dłoń, i rzucił na materiał.
-Po prostu zacznijmy!- Krzyknął uśmiechnięty. Wszyscy zrobiliśmy ogromne przerażone oczy. I od razu wkurzyliśmy się na Horan'a
-Co ty robisz głupku?- Upomniała go Paulina.- Mieliśmy razem myśleć i się dogadywać, a nie ty tak po prostu wziąłeś i wylałeś ta farbę! No bo, co to jest?!- Każdy zaczął mieć pretensje do siebie nawzajem. zaczęli się wszyscy kłócić.
-Dobra. Stop. Przestańcie, przecież nic się nie stało...- Powiedziałem w końcu. W chwili przyszło mi coś do głowy. Nie miałem pojęcia jakim cudem, no ale okey.
-Przepraszamy.- Odezwali się. Nareszcie poważni.
-Mam pomysł. Nie wiem czy wam się spodoba, bo jest trochę... Inny?- Sam nie wiedziałem jak mam to powiedzieć. Jak zareaguję Louis i reszta.- Więc... Moglibyśmy zrobić nieco odbiegający od normy prezent dla Dan i naszego Lilka.- Nie wiem dlaczego nazwałem tak Liam'a. Przełknąłem ślinę i brnąłem w to błoto dalej.- Czy nie mógłbym wraz z Tomem pomalować się na czerwono, pod waszą nieobecność i odbili byśmy swoje ciała w kształcie serca na tym.- wskazałem lekko palcem na naszą pracę. Każdy patrzył się na mnie, ale jednak nikt nic nie powiedział. Postanowiłem mówić dalej.- To nie byłoby zboczone. Po prostu to byłby znak jakby miłości. Prawda? Jednak teraz przydałoby się zrobić pod to jakieś tło. Coś typu żółty, zielony, jasny niebieski... Wiecie taką podstawę, wszystkie jasne kolory z wyjątkiem czerwonego. Tym zająłbym się ja z nim...- Kiwnąłem na niebieskookiego.
- Harry...- Zaczęła spokojnie Asia. Lubiłem w niej to. Nie żałuję, że przeżyliśmy tyle wspólnie. Czasem nawet... Zastanawiam się czy nie jestem zazdrosny? Ale nie. Nie może tak być. Dobra lepiej już nie myślę. Kontynuowała.- Ja wiem... Wiem czego ty chcesz!- Wymruczała zaczynając się śmiać. Jak leci cała ekipa ruszyła za nią. Zarumieniłem się, spoglądając na szczerzącego się do mnie Louis'a.
-W sumie...- Starał się ogarnąć Zayn.- To jakby się zastanowić, to nie jest taki zły pomysł. Zrobimy przynajmniej coś oryginalnego.- Dokończył a wszyscy powoli zaczęli się zgadzać. Zrobiło się nieco niezręcznie. Stałem z głową opuszczoną w dół cały zawstydzony. Na szczęście mój Misiek szybko zainterweniował podchodząc do mnie i mocno obejmując w pasie. Wszyscy się patrzyli, a ja lekko uniosłem ku niemu głowę. Rozglądnąłem się po wszystkich w piwnicy i bez wahania uśmiechając się w stronę Loui'ego złożyłem na jego wargach długi pocałunek.
Odepchnął mnie od siebie stanowczo. Zrobił to specjalnie idiota. Oblizałem jeszcze niezauważalnie usta i tłumaczyłem dokładniej mój pomysł.
                 Po tym jak skończyliśmy malować tło do naszego "arcydzieła" poprosiłem żeby wyszli z piwnicy, a jak skończymy to och zawołamy. Tak więc wyszli.

                                         *Louis*
                 Spoglądałem na Harry'ego stanowczo. Ostatnio bardzo mnie zaskakiwał, coraz częściej powoduje sytuacje, które zmierzają do jednego. Konkretnie seksu. Dzisiaj było to samo. Ale ten pomysł spodobał mi się od razu.
-Na co czekasz?- Powiedziałem powoli podchodząc do jego rozgrzanego ciała. Wsunąłem dłonie pod jego koszulkę i przejeżdżając po jego naprawdę seksownym torsie zdjąłem z niego T-shirt.
-Ja...- Odezwał się nieśmiało. Musiałem go zachęcić. Złapałem go za nadgarstki i włożyłem jego palce w moje spodnie. Uśmiechnął się już odważniej ujawniając swoje słodkie dołeczki. Rozpinał mój rozporek przyprawiając mnie o dreszcze. Spoglądał mi w oczy. Zrzuciłem z siebie szelki, a następnie jasną koszulę. Ocierając się o mnie zsunął na dół nie tylko spodnie, ale też całego siebie. Kucnął pieszcząc moje podbrzusze. Wplątałem się w jego loki. Widziałem jak sięga po czerwoną farbę i zamacza w niej rękę jedną, następnie drugą.
-Zaczynamy...- Rzekł ochrypniętym głosem i włożył brudną dłoń w moje bokserki. Od razu wzdrygnąłem. Ciężko oddychając podniosłem go i pomogłem mu zdjąć jego jeszcze tkwiące na jego pośladkach spodnie. Postąpiłem podobnie jak on przed chwilą. Zanurzyłem w czerwonym kolorze dłonie i wstałem łapiąc nimi jego twarz. Złapał mnie za dupę i namiętnie całował. Nasze opuszki palców były już wszędzie. Podróżowały po naszych ciałach nie zwracając uwagi do jakiego zakątka doszły. A wędrowały nawet przez te niedozwolone dla wszystkich miejsca. Stanęliśmy nieruchomo naprzeciw siebie i spoglądaliśmy na nasze nagie, w większości czerwone sylwetki.
-Haha. Więcej farby!- Po dłuższej chwili, kiedy już nie byliśmy w stanie powstrzymać śmiechu, wybuchnęliśmy nim. Nabieraliśmy na ręce koloru i jak porąbani macaliśmy się kolejny raz. Kiedy nasza robota się zakończyła. Spojrzeliśmy na tą niewinną "kartkę" i ostrożnie położyliśmy się bokiem, tak aby razem z siebie utworzyć serce. Kiedy leżeliśmy a nasze ciała odbijały się od materiału, nie spuszczałem z niego wzroku. Kiedy Harry już zostawił po sobie ślad. Ostrożnie się podniósł, pomógł także mi. Złapał mnie za tyłek i wziął na ręce. Dzieliły nas centymetry, a kiedy przycisnął mnie do zimnej ściany zadrżałem, ale ten od razu całował moją szyję.
Zarzuciłem ręce na jego ramiona powodując, że obsesyjnie przywarł mnie do kamienia jeszcze mocniej. Wtedy aż jęknąłem. Co się okazało po chwili że za głośno.
-Co wy tam robicie?!-Usłyszeliśmy czyiś głos z góry.
-Kurwa.-Wymówiliśmy zdezorientowani. Opanowaliśmy się szybko ubierając bokserki i starając się ogarnąć syf jaki zostawiliśmy po sobie. Ciuchy poskładaliśmy na kanapę i wpuściliśmy ich do środka.

Kiedy Hazz spojrzał na Asie, nie wiedziałem co mu ostatnio było. Gdy na nią patrzył, wydawał się dziwny, jakby miał mieszane uczucia, co do mnie a do niej. Ona zresztą też. Jezu jak się nie zdecydowali to po co ze sobą kończyli. Wiedziałem, że to przeze mnie, dlatego teraz byłem jeszcze bardziej niepewny o co mogło chodzić.
-Chłopaki! Haha. Zajebiście to wyszło.- Podbiegł do nas Nialler.
-Wiemy. Dzięki.- Odparłem za Styles'a bo ten widać był zajęty słaniem uśmiechów do Aśki. Jeszcze ona mu to odwzajemniała. Niby jak mam nie być zazdrosny?
-Teraz musimy to powiesić na honorowe miejsce.-Zaśmiał się Zayn, nie zwracając uwagi na nich.
Poprosił mnie żebym mu pomógł, więc złapałem za jeden z rogów pracy, ale wciąż jednak zerkałem na blondynkę i zielonookiego. Kurde, co to miało znaczyć. Czy nikt oprócz mnie nie zauważa tego, że właśnie do siebie podeszli i ona zalotnie chwali jego i MOJĄ pracę. Szepnęła mu coś na ucho, a on tylko uśmiechnął się i przytaknął. Przejechała swoją dłonią po jego torsie i podeszła do nas, aby nam pomóc. Ścisnęło mnie w żołądku na myśl, że to przed chwilą ja tak egzotycznie masowałem jego klatkę piersiową, jak ona przed sekundą. Harry stał jak wryty i patrzył na mnie. Miał dziwny wzrok, jakby nie chciał żebym wiedział o tym co przed momentem zaszło. Odwróciłem oczy w drugą stronę zwyczajnie go olewając.
-Podnieś wyżej. Bardziej w prawo.- Kierowała mnie Paula, postanowiłem skupić się na tym co robiłem.
Zerknąłem jeszcze na chwilę na niego, jak niepostrzeżenie wychodził z piwnicy. Odwrócił się jeszcze raz, nasze spojrzenia się spotkały. Obojętne i pełne zawiedzenia z mojej strony, a smutne i przepraszające z jego.
______________________________
Sorry, ale miałam zastój xd. Nie mogłam wymyślić co namalują, i o co się pokłócą. Mam nadzieje, że się podobało.. Powracam ;)
Gg: 31504367 chcecie czegokolwiek. pisać

niedziela, 21 października 2012

Rozdz. 26



            Na zewnątrz robiło się już zimniej. Na drzewach tkwiły jedne z ostatnich kolorowych liści, które czekały aż spadną i okryje je niedługo śnieg. Siedziałem w oknie, oglądając wschód słońca. Rose okrywającą każdy nawet najmniejszy kwiatek i pajęczyne. Louis jeszcze spał, nie chciałem go budzić. Wstałem z parapetu i starając się po cichu wyjść z pokoju jeszcze zerknąłem na niego uśmiechając się pod nosem. -Jak on słodko śpi...- pomyślałem i przymknąłem drzwi. Zbiegłem na dół.
-Hej. Co tak ładnie pachnie?- Zapytałem, kiedy wyczułem w powietrzu zapach robiącego się obiadu.
-Pizza.- Odpowiedzieli Paula z Niall'em. Oni, zawsze robili lepsze niż te z pizzerii.
-Widzę dzisiaj coś specjalnego się szykuję...- Powiedziałem, odwracając się od kuchni w stronę siedzących razem Danielle i Liam'a. Lecz po jego wzroku, wywnioskowałem, że za chwilę już nie będzie tak dobrze. Zerwał się z kanapy i biegł za mną.
-Aaa!- Krzyczałem biegnąc po schodach na piętro. Wtargnąłem do swojego pokoju, a Liam za mną. Rzucił mnie na łóżko, gdzie jeszcze spał Lou.
-Przepraszam!- Krzyczałem śmiejąc się.
-Zabije cię! Przecież ona się mogła domyślić!- Darł się Payne.
-Hej, hej chłopaki... Co jest?- Powiedział zaspany Louis budząc się.
-Oj.- Wiedziałem, że go obudzimy.- Przepraszam Loui.- Obróciłem się dając mu buziaka. Nagle poczułem jak wchodzi na mnie Li i zaczyna mnie gilgotać.-Louis! Broń mnie! On mnie załaskocze na śmierć!- Darłem się nie mogąc przestać się śmiać.
-Ale... Co zrobiliście?- Usiadł Tomm i przyglądał się sytuacji, nie wiedząc co ma zrobić, bo jeszcze nie do końca się przebudził.
-Harry prawie powiedział Dan, o zaręczynach.- Odezwał się, ja chciałem zaprzeczyć, ale nie byłem w stanie wykrztusić z siebie ani jednego słowa.
-Co?!- Błękitnooki od razu otworzył oczy.- Harry! Czekaj Liam puść chłopaka na chwile bo się zaraz udusi.- On posłuchał i przestał na moment, lecz wciąż na mnie siedział. Nie mogłem się ruszać, ale uśmiechnięty zacząłem mówić...
-Nie powiedziałem nic, po czym mogłaby się domyśleć. Wspomniałem tylko, że dzisiaj szykuję się coś wyjątkowego.- Odpowiedziałem przymykając oko na znak, że bałem się gestu Liam'a. Bałem się nie tego co trzeba... Louis zaczął mnie łaskotać.
-Dawaj Li! Należy się mu!- Wszyscy zaczęliśmy chichotać, ja najbardziej. Po chwili, kiedy już widzieli jak bardzo mnie to męczyło. Przestali, a Tommo pocałował mnie w usta do góry nogami.
-Zostawcie mnie...- Głęboko łapałem powietrza.- Chcieliście mnie zabić czy co?!- Wykrzyczałem i przyciągnąłem Loui'ego do siebie.
-Liam, a teraz na poważnie, jeśli chcesz naszej pomocy. Powiedz.- Usiadłem na rogu łóżka i zacząłem mówić, konsultując się z najstarszym wzrokiem.
-Haha, od ciebie? Chociaż w sumie, jest coś. Pamiętacie to miejsce. Ogromną polane, która jesienią wygląda jak z bajki. Gdzie szło się wciąż prosto, wokół było pełno kolorowych drzew, a kiedy dotarło się do najdalszego punktu, rozpościerał się tam niesamowity widok starego szpitala psychiatrycznego. Te obrośnięte bluszczem mury... Wiecie o co mi chodzi?- Pamiętam. Tam poszliśmy w piątkę, któregoś razu na spacer. To był pierwszy tydzień po poznaniu się. Tam powstało One Direction. Nazwę wymyśliliśmy właśnie obok muru. Kiedy spojrzeliśmy w przeciwną stronę. "Jeden kierunek" było tylko jedna droga, którą dało się stamtąd wyjść.
-One Direction.- Powiedział Lou.- Pamiętacie? Tak nazwaliśmy to miejsce.- Zrobiło się poważnie.
-Czy moglibyście rozrzucić czerwone i białe róże na ścieżce prowadzącej do głównego punktu. A tamte stare latarnie, które są tak równo porozkładane wzdłuż dróżki, żebyście zmusili je do bicia tym ciepłym pomarańczowym światłem. Wiecie pewnie już przestały działać, niektóre już nie świeciły kiedy byliśmy tam ostatni raz.- Kontynuował.
-Możemy Ci pomóc. Jak zdradzisz nam jak dokładnie chcesz się oświadczyć Dan?- Zapytał Louis.
-Chciałbym, żeby to nie było takie podniecanie się tym, ze mamy dużo pieniędzy, z drugiej strony wcale tak nie jest. Chcę po prostu wyjść z domu z nią, za pretekstem pójścia na spacer. Kiedy dojdziemy tam. będzie już prawie półmrok. Nie będzie nic widać... Zawiąże jej oczy czarną wstążką. podprowadzę pod ścieżkę, a kiedy odwiąże chustkę zapalą się wszystkie latarnie. Każda po kolei. Zacznie grać melodia pozytywki, a ja poproszę Dan do tańca. Głośniki są umieszczone w drzewach. Niesie się niezwykłe echo, które sprawia, że czujesz się jakbyś leżał w kołysce. Powoli będziemy przemieszczać się w stronę muru. Zasłonie jej oczy rękoma. Obracając w stronę murowanej ścianki na której już widnieje napis "Danielle, czy wyjdziesz za mnie?!". Klękając przed nią złapie za jej dłoń. Wyciągnę z kieszeni granatowe pudełeczko. Otworze je i będę wtedy już tylko będę czekał na odpowiedź.- Puścił nam kawałek melodii z pozytywki, pokazał pierścionek zaręczynowy. Cudowny! Złoty, z trzema malutkimi diamentami. W trzech innych kolorach. Białym, jasno czerwonym i kremowym.
Nie mogliśmy się doczekać tej chwili, tego co ona odpowie. Właśnie wymknęliśmy się z domu wraz z Louis'em aby wszystko naszykować. Podjechaliśmy pod park.
-Harry... Pamiętasz? To tu. Tutaj powiedzieliśmy sobie nawzajem, że się kochamy.- Dobrze to wiedziałem. Przeszły mnie ciarki i oboje spojrzeliśmy na drzewo, pod którym to się stało. Powoli wysiedliśmy z samochodu i podeszliśmy pod nie. Przejechałem lekko dłonią po korze po czym popatrzałem na Loui'ego.
-Kocham Cię...- Chcieliśmy powrócić do tamtego momentu. Poczułem się identycznie. Atmosfera zmieniła się gwałtownie, poczułem gdzieś w środku, jakbym słyszał to od niego po raz pierwszy.
-Louis... Także Cię kocham.- Odpowiedziałem powoli. Zbliżaliśmy się do siebie bardzo wolno. Zupełnie jak tamtego razu. Jakbyśmy nie wiedzieli w co się pakujemy. Dotknąłem jego warg, poczułem jak włoski na skórze podnoszą mi się w górę. Przejechałem dłonią po jego ręku, wyczułem to, że przechodzi to samo co ja. Ta chwila wywiera na nim jednolite wrażenie jak na mnie. Oddychaliśmy wolno, nasze czoła stykały się ze sobą. Lekki uśmiech po obu stronach. Odetchnięcie. Przełknięcie ślin. Kolejny szczery uśmiech. Ponowny pocałunek. Długa lecz niekrępująca cisza.
-To już ponad dwa lata.- Szepnął chłopak.
-Cieszę się. Chciałbym tych lat milion razy więcej. Naprawdę, bez względu na to co się stanie. Zawsze bądźmy razem... Obiecujesz?
-Przyrzekam Harry- Pocałował mnie w czoło i odsunął się parę milimetrów dalej.
- Chyba musimy zabierać się do pracy. Liam na nas liczy...- Powiedziałem i w jednej sekundzie znikło wszystko co trwało przed chwilą.
          Kiedy już wszystko było gotowe, stanęliśmy przed naszym dziełem zachwyceni.
-Dobra robota.- Powiedziałem zerkając na sąsiada.
-Liam będzie zaskoczony.- Odparł błękitnooki
-Haha. A co dopiero Dan. Ona to ma jednak szczęście. Oboje mają... Ale i tak ja mam największe.- Spojrzałem na niego ukazując ogromne dołeczki.
-Głupek!- Zaczął się głośno śmiać.- Chodź już, niedługo przyjdzie tu Payne ze swoją przyszłą żoną.
-Proszę pana. Ma Pan pierwszeństwo.- Bawiliśmy się jak dzieci, w dostojnych mężczyzn.
-Och jaśnie panie, najmocniej Pana przepraszam- Ukłonił się Louis- Ale to Pan usiądzie do tego iście zwyczajnego kółka i to Pan nas zawiezie do domu.- Kłóciliśmy się w ten sposób, oto kto będzie prowadził.
-Mój najdroższy mężu. Nalegam żeby jednak to Pan usiadł za kierownicą. Mój stan przy Panu jest nie do opanowania. W każdej chwili mogłyby się zdarzyć nieprzewidziane sytuacje.- Ukradkiem zerknąłem na moje krocze. Nie wytrzymaliśmy i zaczęliśmy chichotać na całe gardła. Usiadłem na miejscu pasażera i nie mogąc się uspokoić, czekałem aż ruszy autem Lou, lecz on też miał małe problemy ze śmiechem...
__________________________________
Ostatnio nie pisałam, ale to z powodu mojego
 nieogarnięcia się. Jak siadałam przed kompem
 zaczynały mnie boleć oczy... Ale z drugiej strony,
 przez to że tyle nie pisałam zaczynała mnie boleć głowa..
 Wszystko. Uzależniłam się od tego.
 Kocham to robić, chociażby dla samej siebie...
Pozdrawiaam ~Pozytywnie pierdolnięta. ;)
Aaa.. Jeszcze coś. Macie tu dwa zdj. jak mniej więcej wyobrażałam sobie to miejsce... Mojego autorstwa jakby coś... (Skupcie się głównie na latarni)

piątek, 12 października 2012

Rozdz. 25

                                                                                                                      (+18xd w kościele)

            Zatrzasnąłem drzwi i usłyszałem głuche echo roznoszące się po kościele, byłem tu całkiem sam, ani jednej żywej duszy. Przechodząc przez środek rozglądałem się wokół jakbym był tutaj pierwszy raz. Bardzo wysoki sufit, na jego czubku duże okna po których spływały ciężkie krople deszczu. Tylko one w tej chwili dotrzymywały mi towarzystwa. W kościele było ponuro, wszystkie twarze umieszczone na obrazach zdawały się spoglądać na mnie. Patrzyły swoimi mizernymi i smutnymi oczami. Ciemne marmurowe ściany starej i ogromnej zarazem świątyni- jak zwał, tak zwał- pomyślałem. Były bez uczuć, i jeszcze te kolumny... Bardzo podkreślały mroczność budowli, jesli można to tak nazwać. Nie lubiłem tego miejsca. Tu było i pewnie będzie tak zawsze. Ławki były podzielone na dwie strony. Prawą i lewą. Jasne oparcia i czerwone długie siedzenia wyglądały jeszcze gorzej niż można by się było spodziewać. Wszedłem do jednego z rzędów po prawej stronie. Nie wiedziałem co mam teraz robić, jak zacząć i jak skończyć. Zacząłem zastanawiać się czy wierzę, lub czy potrafię uwierzyć, a jeśli już tak to dlaczego ja zostałem obdarowany tym gównem, które nie pozwala mi normalnie żyć. Klęknąłem spuszczając głowę w dół. Zacząłem płakać.
-Jeżeli jesteś, to mi kurwa pomóż- Przeklnąłem, a w tym samym momencie usłyszałem jak ktoś wchodzi do kościoła. Louis... Świetnie. Starałem się nie zwracać na niego uwagi lecz w końcu przestało to być możliwe, gdyż wszedł na podest przy ołtarzu. Spojrzałem w jego stronę ze łzami w oczach i lekkim zdziwieniem na twarzy. Włączył mikrofon i zaczął wolno mówić.
-Myślisz, że mi uciekniesz? Mylisz się. Myślisz, że twoje problemy znikną od tak? Także się mylisz...- Wtedy zakryłem twarz i rozpłakałem się jeszcze mocniej niż przed chwilą.- Patrz na mnie!- Krzyknął, a ja niechętnie uniosłem głowę.- Wiesz, że Cię kocham więc pamiętaj o tym, że nie uciekniesz ode mnie, pamiętaj też, że to ja pomogę Ci zawszę i we wszystkim. Damy radę rozumiesz?!- Powiedział, a ja dalej wylewałem z siebie ten okropny, ale w jakimś znaczeniu przynoszący ulgę płyn. Rzucił mikrofon na stół i szybko szedł w moją stronę. Wszedł w ławkę znajdującą się przede mną klęknął na niej w moją stronę i opierając się brzuchem o oparcie sięgnął po mnie, pociągnął za ciemną bluzę i pocałował ostro i stanowczo. Uległem mu. Wygiąłem go w pół tak, że opierał się plecami o ławkę przed nim, przeszedłem do jego rzędu przez oparcie w ogóle nie odrywając od niego ust. Leżałem na nim, wsunął zimną dłoń w moje bokserki, atmosfera w okół nas przekraczała normę. Robiło się gorąco, namiętnie, wręcz niebezpiecznie. Po chwili nie zdając sobie sprawy, z tego co robię, postanowiłem się trochę opanować szybko pytając Lou.
-Co ty odwalasz?! Jesteśmy w kościele!- Uświadomiłem sobie, że znów na niego krzyczę.- Przepraszam.- powiedziałem i odsunąłem się od niego powoli, zerkając w jego oczy jeszcze raz. Pobiegłem do konfesjonału i usiadłem na podeście na którym powinienem tak naprawdę klęknąć. Louis (mogłem się tego spodziewać) usiadł w środku na dość sporym, ciemno fioletowym fotelu i zapukał w okienko. Obróciłem się w jego stronę, przyjmując prawidłową pozę. Podkrążone oczy skierowałem w dół, nie miałem odwagi na niego patrzeć.
- Nie zasługuję na ciebie- odparłem w końcu.- Nie potrafię nad sobą panować to... Sam wiesz co, niszczy mnie. Ranie najważniejszą osobę mojego życia nie zdając sobie z tego sprawy.- Mówiłem cicho- Nawet nie wiesz, jak bardzo Cię kocham.- Podniosłem w pewnej chwili głowę w górę i spojrzałem na jego oczy. Płakał.- Dlaczego ty...?- Zapytałem od razu.
-Ponieważ ty mówisz, że mnie kochasz. Masz nie płakać... Na co czekasz? Zrób to teraz. Wiesz, że oboje tego chcemy. Nie zwracajmy uwagi na to gdzie jesteśmy. W tej chwili nie obchodzi mnie miejsce, tylko ty! Udowodnij jak bardzo mnie kochasz.- Sam tłumiłem w sobie podniecenie. Nie mogłem się w tej chwili opanować. Nakręcił mnie i to jeszcze do tego stopnia, że poczułem jak spodnie naprężają mi się lekko z wiadomego powodu. Zerwałem się na nogi, agresywnie pociągnąłem za drzwiczki i od razu z szybkością zaczęliśmy się całować. Siedziałem na nim, wyczuł do jakiego stanu mnie doprowadził. Obsesyjnie macał moje krocze, był tak rozpalony... Nie byłem w stanie tego opisać, oboje wzdychaliśmy coraz szybciej i głębiej. Przestawałem skupiać się na moim niepoprawnym pulsie i zwracałem większą uwagę na niego. Nasz pocałunek stawał się coraz bardziej zmysłowy i nie do opanowania. Nasze języki walczyły między sobą. W końcu jednak zapanowała zgoda, przejeżdżał swoim po moich zębach. Przygryzałem najpierw jego wargi, później schodząc niżej, zacząłem włazić pod jego koszulkę. Zdejmując ją od razu pieszczotliwie ssałem jego sutki. Nie potrafiłem się od niego oderwać, to jest najgorsze. Uzależnienie od drugiej osoby. Patrzyliśmy w swoje źrenicę, jego błękitne oczy... Po prostu czarowały, ale byłem zbyt napalony żeby teraz oglądać w nich te najmniejsze i najbardziej tajemnicze detale. Wróciłem z pośpiechem do jego rozgrzanego torsu, podczas gdy ten obmacywał moje włosy z podniecenia co chwilę je całując, chciał już przejść do rzeczy, ale ja życzyłem sobie aby to wszystko, ta chwila trwała dłużej niż wszystkie inne tego typu. Rozpiąłem mu spodnie, docierając do naprężonej męskości, przypomniało mi się, że czasem podczas seksu mówiłem na niego Kevin, wtedy oboje natychmiast zaczynaliśmy się śmiać. Teraz było inaczej ta atmosfera , nie pozwalała mi na wymówienie tego nawet jakbym to zrobił, to i tak byśmy się nie śmiali. Zacząłem delikatnie muskać ustami jego przyrodzenie, z każdą minutą, coraz bardziej mi imponował. Wczuwałem się w to co robiłem, bardziej. Traktowałem jak zabawkę, ale w ten sposób uczyniłem, że jeszcze mocniej podobało to się jemu.
-Harry...- prawie krzyknął, jęcząc. Uniosłem się na chwilę, żeby sprawdzić o co mu chodzi lecz on z wygiętą w tył głową tylko ciężko dyszał z podniecenia. Złapałem jego członka i powoli poruszałem po nim dłonią w górę i w dół.
-Ciszej.- odezwałem się po chwili, kiedy czułem i dokładnie słyszałem jego iskrzące się emocje. Musiałem go jakoś zamknąć, więc skierowałem mojego penisa w słaby punkt faceta (punkt G). Ruszałem się powoli, a żeby nie pozwolić mu na jęki, zatkałem mu twarz dłonią, lecz po chwili sam nie wytrzymywałem i bardzo ciężko było mi się opanować. W końcu krzyknąłem tak głośno, że echo odbiło się od wszystkich ścian kościoła, tego momentu Louis nie przetrwał i doszedł. Spuścił się na moje podbrzusze i idiota zadowolony z siebie oderwał moje palce od swoich ust i stanowczo pocałował mnie czekając aż ja dotrę do tego samego stanu. Obrócił mną w ten sposób, że teraz to on leżał na mnie a ja za to na ciemnym siedzeniu. Non stop wpijał się w moje słodkie wargi. Zaparłem się ręką o drewnianą ściankę konfesjonału nie mogąc już wytrzymać. Byłem zalany potem, wszystko buzowało wewnątrz mnie, mojej głowy. Chciałem więcej chociaż, wiedziałem że mogę nie dać rady. Czułem jakbym był "Trzy metry nad niebem". Szepnąłem.
-Dochodzę...- Opuściłem jego jędrne pośladki i wyrzuciłem z siebie tę dziwną substancję. Po czasie zaczęliśmy równomiernie oddychać stykając się czołami uśmiechnięci do siebie jak głupki.
-Idiota.- Powiedział śmiejąc się na głos.
-Też Cię kocham.- Odpowiedziałem przekornie, on złapał mnie mocno za włosy i mocno, ale krótko pocałował. Teraz dopiero oboje zdawaliśmy sobie sprawę z tego gdzie to zrobiliśmy, otworzył szeroko oczy Lou i obejrzał się dookoła. Szczery uśmiech z ogromnymi dołeczkami ukazał się na mojej twarzy.
-Haha- zaśmiał się- Kocham je!- dodał. Dość długo nie odzywaliśmy się patrząc na siebie, oglądając każdy milimetr swoich ciał nawzajem chociaż i tak znaliśmy je na wylot. Ostrożnie przełknąłem ślinę i w mój wzrok w końcu wpełzły jego oczy. Najbardziej wyszukane kolory niebieskiego jakie mogłem kiedykolwiek ujrzeć były połączone ze sobą i tworzyły tylko jedną dwudziestą całego chłopaka. W nim wszystko wydawało się być za każdym razem inne, lepsze, cudne. Kochałem to, nie było ładniejszego słowa aby to uczucie określić, żałuje.
W końcu, zebraliśmy się. Opuściliśmy to miejsce.
-Teraz będzie mi się tu podobało. Szczególnie podczas spowiedzi.- Wyszczerzyliśmy oboje zęby. Wciąż padało, ale teraz jakoś nie zwracałem na to większej uwagi. Ruszyliśmy w stronę domu. Włożyłem swoją dłoń do jego tylnej kieszeni. Zrobił to samo. Dużo rozmawialiśmy, ciągle się śmiałem. Zauważyłem też, jak z krzaków czasem wyłaniają się osoby z aparatami. Jakie to było dziwne. Wkurzające.
-Niech o nas wiedzą. Nie przejmuj się tym.- Powiedział kiedy zobaczył moją minę.
-W porządku lecz w takim razie zobaczą jak naprawdę ciebie cenię.- Odparłem od razu i stanęliśmy na środku chodnika łapiąc się wzajemnie za biodra. Pocałowaliśmy się... W deszczu, niesamowite. Paparazzi widocznie nas zauważyło, bo zaczęli wychodzić z krzaków i klaskać? Tak właśnie, też byliśmy zdziwieni. Porobili parę fotek i odeszli. Po wspólnym powrocie do mieszkania, wszyscy zaczęli bić brawo i śmiać się, zupełnie jak ja gdy coś mnie na prawdę bawi.
-O co wam chodzi??- Zareagowaliśmy z Tomm'em.
-Haha! Nic, jesteście w całej sieci! Twitter, facebook, tumblr, a nawet wiadomości w tv. - Spojrzeliśmy po sobie z Loui'm, zdziwieni jak szybko to się rozniosło.
-Oto nam chodziło!- I wszyscy zaczęliśmy chichotać, resztę dnia spędzając wspólnie, komentując pozy naszego pocałunku ujęte w obiektywach, to ile fanek o nich już mówiła. Ile twittów napłynęło na nasze konta w czasie pięciu minut. Byliśmy z tego zadowoleni, myślałem razem z Tomlinson'em, że będzie gorzej...
_________________________________
Czemu ja tak do dupy piszee. xd
;p znów myślałam, że wyjdzie lepieej. no ale okeey.
Pozrdawiam <3

wtorek, 9 października 2012

Rozdz. 24



          -Ja pierdole. Jak zimno.- Przeklnęłam pod nosem nasuwając końcówkę kołdry na oczy. Nagle poczułam ciepłą rękę Zayn'a na swojej talii. Powoli przybliżył się do mnie obejmując mnie jak najmocniej potrafił.
-Będziesz mi przeklinać księżniczko to pożałujesz.- W tym samym momencie wbiłam swoje palce w jego dłoń.
-Już nie śpisz?- Obróciłam głowę w jego stronę, spoglądając na zaspane, ale jak zwykle hipnotyzujące i przyciągające do siebie swoimi detalami tęczówki.
-Nie mogę spać.- powiedział poważnie.
-Dla...- Chciałam dokończyć pytając dlaczego, ale nie mogłam. Przyłożył wskazujący palec do moich szorstkich i suchych warg.
-Nie potrafię, wciąż o tobie myślę. Nie umiem tego powstrzymać, nawet jak staram się i tak nie wychodzi. Wiążesz się ze wszystkim co kocham, ale zarazem czego nienawidzę, bo wtedy muszę o tobie myśleć, wiem, że to mnie uspokoi.- Przejechałam dłonią po jego gładkim policzku, zatrzymując kciuk na ciepłych ustach. Przycisnął mój brzuch do swojego torsu jeszcze mocniej niż przedtem i zaczął muskać moją szyję. Podgryzał ją lekko co chwila spoglądając mi w oczy. Nie sądziłam, że mu się to uda, ale niespodziewanie rozgrzał mnie. Pogłaskałam go po niepoukładanych włosach, a to był rzadki widok. Wtedy oderwał się od mojego gardła.
-Już późno, trzeba by było się ruszyć i coś zrobić.- Powiedziałam zostawiając mu buziaka na czole. Obojętnie bez uczuć, ale szybko zerwałam się z łóżka. Zrobiłam to specjalnie, by chciał mnie bardziej, zgrywałam niedostępną, ale tak naprawdę bardzo chciałam, żebyśmy zrobili to po raz kolejny. Musiałam się, to nie mogło stać się rutyną. To miała być przyjemność ogromna, ale rzadka aby bardziej cieszyła.
Zayn zrobił to samo co ja, wyszedł szybko z łóżka, a kiedy zbliżałam się do klamki od łazienki, przyciągnął mnie do siebie opierając intensywnie o ścianę i ściskając w nadgarstkach.
-Aaa! To boli, przestań!- Odezwały się moje rany widniejące jeszcze na dłoniach. Zaczęły ostro pulsować.
-Przepraszam... Zapomniałem, nie chciałem.- Speszony od razu uwolnił obolałe ręce z uścisku. Westchnęłam i musnęłam jego słodkie wargi.
-Nie się nie stało.- Uśmiechnęłam się. Rozbawił mnie natychmiast, tym, że podniósł ręce do góry i chciał mnie pocałować nie chcąc dotykać obolałego ciała, chociaż przed chwilą, miał ochotę na o wiele więcej. Zetknął się z moimi ustami, przymknęłam oczy pozwalając by prowadził. Obejmował moje wargi otulając je swoimi, raz górną a za drugim razem dolną. Przyłączałam się do uścisków. Za każdym razem nasze pocałunki odczuwaliśmy inaczej, lecz zawsze pozytywnie. Z nim każda sekunda była inna...
                                               *Harry*
       Czułem się strasznie, znów te cholerne wizje. Nie dają mi spokoju.
-Nienawidzę ich, rozumiesz! Prze to nienawidzę wszystkiego! To jest okropne, a to dlatego, że nie mogę sam ich opanować, tylko to wizje mają władzę, kontrolę nade mną! Nie powinno tak być! Ból nie do opisania, jeszcze nigdy w życiu nie czułem czegoś podobnego!- Krzyczałem na Loui'ego w ogóle nie zdając sobie sprawy z tego, że na prawdę to robię. Nie denerwował się za to, rozumiał mnie, to co czuję, przynajmniej w połowie. Chciałem mu powiedzieć, przepraszam i że go kocham. Nie miałem siły, wybiegłem z pokoju, zarzuciłem czarny kaptur na głowę i trzaskając drzwiami wyszedłem przed dom.
-Deszcz... Świetnie, czemu nie!- Wydarłem się sam do siebie. Ruszyłem szybkim krokiem, nie zważając na kałuże, i to że było cholernie zimno. W pewnej chwili zdałem sobie sprawę dokąd idę.
Kościół.
Na prawdę, chcę tam iść? Zadawałem pytanie sam sobie, co jeśli ktoś będzie.
Stałem przed ogromnymi brązowymi drzwiami. W końcu odważyłem się pociągnąć za zardzewiałą klamkę. Wrota zaskrzypiały, dlatego uchyliłem je lekko, wślizgując się do środka.
___________________________________________
Przepraszam że TAK krótki ! Ale to tylko przedsmak tego co was czeka.. mam nadziej, że nie wkurzacie się, że jest ostatnio wszystko dobrzee u nich wszystkich. Ale jak mogę pisać źle, kiedy jestem szczęśliwaa <3 Jooł

piątek, 5 października 2012

Rozdz. 23



           Była blada, oddychała bardzo wolno. Miała zamknięte oczy, bałem się o nią i to bardzo. Szybko zdjęliśmy z Zayn'em z siebie bluzy i koszulki... Okryliśmy ją tym wszystkim i zabraliśmy do samochodu. Ostrożnie położyliśmy całą obolałą dziewczynę na tylnym siedzeniu siadając obok.
- Asia proszę...- Malik mówił pod nosem, wciąż ze łzami w oczach. W końcu! Dopiero po paru minutach, gdy w aucie już było naprawdę ciepło, otworzyła oczy. Milcząc obracała głowę we wszystkie strony, aż w końcu powiedziała z ogromną chrypką w głosie.
-Chłopaki.- Lekko się uśmiechnęła, była bardzo osłabiona. Podkrążone oczy i sine usta sprawiały wrażenie jakby przyszła z innego świata. Zayn usiadł za kierownicą i odjechaliśmy z tamtego miejsca.
-Wszystko w porządku?- Zapytałam po cichu Asi leżącej na moich kolanach. Odgarnąłem za ucho jej kosmyk blond włosów...
-Harry... Nic nie jest w porządku. Oni tylko mnie nastraszyli... Chodziło o ciebie. Powiedzieli...- Mówiła wciąż zatrzymując się, była o krok od płaczu. Natychmiast kazałem jej przestać mówić i wtuliłem się w nią. Objęła mnie, wtedy poczułem, jakby to co było kiedyś nagle powróciło... Wspólne wypady, trzymanie za rękę, to jak bardzo siebie kochaliśmy. To było niesamowite. Dalej ją kocham, ale wiem, że do Louisa czuje coś więcej niż do Asi... Bardzo się ciesze że przeznaczyłem dla tej cudownej dziewczyny swoje 3 lata życia. Choć uważam, że to i tak było zbyt mało. Cieszę się, że jest szczęśliwa z Zayn'em. Jestem jemu za to bardzo wdzięczny.
-Nie musisz mówić, porozmawiamy o tym innym razem.- Szepnąłem ocierając się wargami o jej ucho. Spojrzała mi w oczy, otarłem jej łzę. Nieśmiało się uśmiechnęła, chcieliśmy się pocałować, kiedy nagle przypomnieliśmy sobie, że nie jesteśmy przecież razem, a w dodatku w śród nas znajduję się jej chłopak. Odsunęła się szybko ode mnie, speszona tak samo jak ja.. Przez chwilę myślałem co chciałem zrobić. Przecież to tylko przyjaciółka mam do niej nie czuć nic większego niż do Loui'ego. Oboje o tym wiedzieliśmy, dlatego Asia szybko wróciła to drgania z zimna, wtulając się w moje kolana. Splotłem nasze dłonie razem. Chciałem żeby się ogrzała, w tym chyba nie było nic złego prawda?
-Jesteśmy. - Powiedział Zayn i wysiadł z samochodu otwierając mi drzwi. Wysiadłem i patrzyłem jak wyciąga Asie z auta, bierze ją na ręce i zaczyna namiętnie całować. Ona mu tym pomagała, widziałem, że była szczęśliwa. Wniósł ją do domu, wszyscy naraz zbiegli się od razu.
-Nareszcie! Asia! Chłopaki gdzie wy byliście?! Czemu nic nie powiedzieliście?!- Wszyscy nawzajem zaczęli siebie przekrzykiwać.
-Harry idioto, ty myślisz, że ja nie mam serca! Jak możesz uciekać i mi nic nie mówić?!- Darł się na mnie Louis z twarzą, jakby powoli opuszczał go strach, który przed chwilą tkwił w nim całym. Nie odpowiedziałem nic, nawet nie pisnąłem, tylko spontanicznie złapałem go za włosy, przyciągnąłem do siebie i bez zastanowienia, intensywnie wpiąłem swoje usta w jego. Oderwał się i krzyknął mi w twarz.
-Idiota!- Sam przyciągnął mnie mocno za loki do siebie i zaczął całować.
- Nic Ci nie jest Asia?- Pytali chłopacy i Paula z Danniel'e. Wszyscy chcieli usłyszeć, co się wydarzyło i jak to się stało. Nie pozwoliłem na to razem z Liam'em i Malik'iem, ponieważ wiedzieliśmy, że ona potrzebuje teraz spokoju i przede wszystkim snu. Dlatego mulat, zaprowadził ją do pokoju i został w nim z nią. Można powiedzieć, że do połowy wszystko wróciło do porządku, chodź, staraliśmy się bardziej siebie nawzajem pilnować. Razem z Tomlinson'em siedziałem na starej czerwonej kanapie w piwnicy. Wtuleni myśleliśmy nad wieloma sprawami. Między innymi zaręczyny Liam'a z Dan, porwanie Asi, ale głównym tematem byliśmy my. Nasa dwójka, mówiliśmy o mnie o tym, co znaczą moje " wizje  " jak na razie nazywaliśmy to w ten sposób. To, że się sprawdziła jedna, mogło być tego w takim razie więcej...

                                                    *Asia*
            Czułam się okropnie, wszystko mnie bolało, pozdzierane dłonie i nadgarstki w niczym nie pomagały. Do tego strasznie dręczył mnie ból głowy. Miałam ją rozciętą z lewej strony. Usta wciąż sine, kiedy zobaczyłam się w lustrze, o mało co nie zemdlałam...
-O boże! Jak ja wyglądam.- Stojąc przed swoim odbiciem zakryłam swoją twarz. Malik podszedł złapał mnie w tali, przeniósł na łóżko i położył. Usiadł przy mnie i powiedział.
-Dla mnie, zawsze jesteś śliczna. Niezależnie jak będziesz wyglądała, kocham Cię i nic tego nie zmieni.- Wiedziałam, że powie coś w tym stylu, ale z jego ust brzmiało to jak lekarstwo. Uniosłam głowę, podnosząc się dodatkowo o jego kark.
-Nie chcę Cię całować. Bo przez to co mi się stało... Jestem przeziębiona, nie chcę Cię zarazić. Chcę tylko, żebyś wiedział, że też bardzo Cię kocham. Nigdy nie o tym nie zapominam.- Szepnęłam wpatrzona w jego ciemne błyszczące źrenice. Nie obchodziło go to, że mogę go zarazić. Po prostu wbił się w moje wargi zamykając oczy.
-Musisz odpocząć. Prześpij się, zresztą już dość późno, szukaliśmy cię cały dzień. Pomogę Ci przebrać się w piżame, dobrze?- Co miałam zrobić, zgodziłam się nawet mi to pasowało. Podczas gdy mnie przebierał dokładnie pocałował każde miejsce które było w jakiś sposób zranione. Miałam sporo zatarć więc, miał co robić. Na koniec pozostawił sobie moje usta, które z zimna popękały. Przykrywając mnie kołdrą całował mnie ostatni raz oddalając się powoli od łóżka.
-Zaraz wracam.- Powiedział i wszedł z bokserkami do łazienki. Byłam bardzo zmęczona, uśmiechałam się sama do siebie. Jestem w domu- pomyślałam. Nie chciałam zasnąć dopóki on nie przyjedzie. Ból głowy nie dawał mi spokoju, a dlatego, że wiedziałam, że nie usnę bez niego. Nie miałam do roboty nic innego jak tylko na niego czekać. Pośpiewywałam sobie pod nosem piosenkę "LWWY". Przestałam kiedy usłyszałam krople deszczu obijające się o okno. Powoli podniosłam się z łóżka, owinęłam kocem, który leżał z boku. Podeszłam do okna, usiadłam na parapecie i oglądałam wyścig kropli. Która pierwsza dotknie dolnej ramy okna. Od dzieciństwa kochałam się tak bawić. Zawsze kiedy z rodzicami jeździłam samochodem, a własnie padał deszcz, obserwowałam krople deszczu próbujące wygrać ze sobą, najciekawsze było to, że wygrywały czystym losem. To tak jakby nie był naprawdę wyścig lecz raczej loteria. Czasem po drodze łączyły się ze sobą, wtedy były silniejsze i szybciej brnęły do celu. Nawet nie zauważyłam kiedy z łazienki wyszedł mój przystojny mulat.
-Co robisz? Nie zimno Ci?- Pocałował mnie w szyję od tyłu.
-Kiedy mnie dotykasz, za każdym razem robi mi się gorąco- Zaśmialiśmy się. Znowu zaniósł mnie do łóżka, tym razem podczas tego romantycznie i namiętnie mnie całował. Lekko położył mnie na łóżko zawisł nade mną. I starając się jak najlżej, aby nie zabolało mnie żadne z obolałych miejsc. Zaczął mnie całować. Nie tak zwyczajnie, zaczynając od szyi, skończył na podbrzuszu. Zerknął w moje oczy. Nie miałam nic przeciwko, pod warunkiem, że zrobi to delikatnie. Tak. Znów to zrobiliśmy, zasnęliśmy później w bardzo szybkim czasie... Jak zwykle było cudownie. Mam nadzieję, że nic się między nami nie zepsuję.
_________________________________
Sorry, wiem, że trochę nudny i może krótki <3 ale będzie lepieej następnym razem ^^
A z geogr, spoko nie zrobiła nam kartkówki :D

niedziela, 30 września 2012

Rozdz. 22

             

           Powoli budziłam się z nieprzytomności... Przed oczami miałam tylko czarną otchłań, cała trzęsąca się z zimna i strachu leżałam, najprawdopodobniej w jakiejś furgonetce. Ręce miałam już całe poharatane od sznurów, które oplatały mocno moje nadgarstki. W oddali słyszałam jakieś szepty lecz byłam zbyt słaba, żeby odgadnąć słowa. Porwali mnie? W ogóle nie pamiętałam co się wydarzyło. W oczach miałam łzy, które powoli moczyły starą brudną chustę tkwiącą na moich oczach. Gdy chciałam się odezwać, bardzo szybko zorientowałam się, że coś nie pozwala mi tego zrobić, a konkretnie kolejna brudna ściera, wepchana do moich ust. Kręciło mi się w głowię, myślałam, że to tylko sen. Że za chwilę obudzę się w objęciach niewsypanego Zayn'a. W pewnej chwili, pojazd gwałtownie się zatrzymał, a ja uderzyłam z wielkim hukiem w ścianę bagażnika, w którym byłam własnie więziona? Usłyszałam, kogoś otwierającego masywne drzwi. Wziął mnie na plecy i szedł cicho. W jednym momencie rzucił mnie na zimną podłogę. Kręciło mi się w głowie. Odwiązał mi oczy, cała we łzach ledwo co widząc, byłam w jakiejś opuszczonej kaplicy. Czarna maska stojąca nade mną, wcale nie poprawiała mi humoru.
-Asiu...- Powiedział agresywnym tonem. Zauważyłam, że jedynym źródłem światła było małe okienko w rogu pomieszczenia.- Powiedz, czy nie kazałem zostawić Ci w spokoju Harry'ego?- W tej chwili zobaczyłam jego oczy. Czarne, pełne wrogości i nienawiści. Porywacz był zmęczony, zakładałam tak, po jego podkrążonych oczach, możliwe, że nie chciał robić tego co właśnie zamierzał... Choć nie wiem do końca co to było.. Zbliżył się do mnie. Czułam jego oddech na mojej szyi, nierówny i niespokojny. Ze związanymi rękami i nogami, nie miałam zbyt wiele do "powiedzenia". Wyciągnął mi z buzi szmatkę.
-Ratunku! Proszę! Pomocy!- Od razu bez wahania zaczęłam krzyczeć jak najgłośniej potrafiłam. Uderzył mnie w twarz i szybko wsunął mi język do ust. Płakałam, to było obrzydliwe, próbowałam się od niego odsunąć, ale nie miałam gdzie i jak. Wszędzie w okół było tak głucho i ponuro. On dalej dobierał się do mojego języka, ale ja przynajmniej to mogłam mu zabrać. Zaczęłam go mocno gryźć w jego wargi. Miałam nadzieję, że to go zaboli i się odsunie, ale najwidoczniej się myliłam. Nie wiem, co takiego zrobiłam, ale zaczął szukać po moim ciele stanika. Cały czas starałam się to przerwać. Rozpiął go, a kiedy miał już ze mnie zrywać ubrania, do pomieszczenia weszła kolejna osoba, wyglądająca podobnie do pierwszej.
-Co ty do cholery robisz?!- Zaczął od razu krzyczeć, na gościa który chciał się mną zabawić. Ja cały czas płakałam, próbując wyrwać się z rąk przestępcy. On powoli odkleił się ode mnie, dalej ciężko i obrzydliwie sapiąc.
Masywniejszy mężczyzna, który stał nad nami złapał go za szmaty podniósł na górę i odeszli ode mnie jakoś 2 metry dalej. Podsłuchiwałam ich rozmowę, a przynajmniej próbowałam.
-Zostaw ją nie rozumiesz... Kazał nam ją tylko postraszyć na razie i... Niech tam gnije.- Byłam w stanie usłyszeć tylko tyle. Było poniżej 5 stopni, dlaczego akurat dzisiaj musiał być, jeden z tych zimniejszych dni. Nie czułam już palców u rąk jak i u nóg. Miałam tak mało energii, że oczy zaczęły mi się same zamykać, wiedziałam... Nie mogłam pozwolić na to abym zasnęła. Po za tym za bardzo się bałam, nie byłam w stanie usnąć nawet na sekundę, choć byłam bardzo zmęczona. Myślałam o co chodziło tym kolesiom, którzy o dziwo zniknęli z przed moich oczu jakieś pół godz. temu. Nagle przypomniał mi się list który kiedyś znalazłam w swojej szkolnej szafce. Nie wiedziałam, że to miało okazać się prawdą. Zresztą przecież już nie jestem z Harry'm, mało tego musieli o tym wiedzieć, gdyż wszystkie media mówiły o tym w kółko. Tu chodziło o coś więcej, wiedziałam o tym.

                                                *Harry*
             
                Już było wiadomo, że Asi nie ma w najbliższej okolicy, najgorsze było to, że nikt z sąsiadów nie widział jej w przeciągu ostatnich 3 godzin. Wydzwoniliśmy wszystkich jej znajomych, których znaliśmy albo przynajmniej kojarzyliśmy. Bałem się, już trzy razy chciałem dzwonić po policje razem z Zayn'em ale wszyscy uspokajali nas, że niedługo na pewno się pojawi z powrotem. Wraz z Malikiem, wiedzieliśmy, że tak nie będzie. Nie mogliśmy tak bezczynnie siedzieć w jednym miejscu.
-Musimy ją znaleźć. Oboje wiemy, że coś się stało, prawda?- Szepnął mi do ucha mulat, kiedy zderzyliśmy się na schodach tarasu.
-Nie możemy powiedzieć nikomu. Po prostu teraz wyjdźmy z domu i zacznijmy jej szukać. Nie wiem co zrobię temu, który coś jej zrobi.- Jak powiedzieliśmy tak natychmiast się stało. Wymknęliśmy się z domu, wsiedliśmy w samochód i powoli ogarnialiśmy okolice. Jeździliśmy pytając każdego przechodniego, czy nie widział nic podejrzanego lecz nikt nic nie wiedział. Polegaliśmy tylko na sobie.
-Ja pierdole!- Wykrzyknął Zayn gwałtownie się zatrzymując gdzieś na mało ruchliwej ulicy. Wystraszyłem się o mało co nie wpadając na przednią szybę.- Już nie mogę. Gdzie ona jest?!- Schował głowę w nogi i zamilkł.- Nie miałem pojęcia co mu odpowiedzieć. Sam czułem się jak on. Brak mi było słów. Tylko objąłem go, ten podniósł się i wtuliliśmy się w siebie bardzo mocno.
-Przepraszam Cię- Rzekł po chwili ze łzami w oczach.- Nie potrzebnie się do ciebie nie odzywałem, myślałem, że jej nie kochasz, że specjalnie ją skrzywdziłeś na jej oczach całując się z Louis'em.- Jemu też należały się przeprosiny.
- Ja przepraszam ciebie, za to jak zachowywałem się w stosunku do ciebie, kiedy mi ją odebrałeś. Albo raczej, kiedy ja odebrałem ją sobie sam. Chciałbym móc teraz przeprosić także Asie. Jak mogłem nie widzieć tego jakim idiotą i chamem byłem. Zraniłem ją, a później oczekiwałem przeprosin.- Powiedziałem patrząc się przed siebie na drogę.
-Muszę zapalić.- Powiedział Malik po czym spojrzał się na mnie pytająco.
-Spoko, nie ma sprawy.- Odpowiedziałem od niechcenia. Ale po chwili, zauważyłem szarą dużą furgonetkę, wyjeżdżającą zza zakrętu. Mieli na sobie ciemne ubrania i czarne kominiarki.
-Zayn! To oni! Jedź, szybko natychmiast!- On obrócił się w stronę mnie, patrząc głupio. Ja tylko szybko wskazałem rozkazująco przed siebie. To jak szybko wyrzucił kopcącą się powoli fajkę, tak szybko ruszył z miejsca.- Nie mamy szans aby ich dogonić...- Stwierdziłem po jakimś czasie, kiedy zniknęli nam za kolejnym zakrętem.
-Wpadł mi do głowy, pomysł... Może mało prawdopodobny, ale może oni zostawili ją gdzieś.- Przytaknąłem lekko głową, myśląc... Malik natychmiast zawrócił, wjeżdżając w zakręt, z którego wyjechał pojazd. Oboje zastanawialiśmy się, w jakim miejscu można byłby porzucić bezbronną dziewczynę.
-Hej, może ruiny kościoła? - Zapytał wskazując palcem na stare mury.
Podjechaliśmy pod kościół. Wybiegliśmy z auta, od razu szukając jakiś wskazówek. Po 15 minutach szukania, usłyszałem krzyk Malik'a z prawie drugiego końca ruin, w jakiejś opuszczonej kaplicy... Kiedy ją ujrzałem, serce stanęło mi w miejscu, Zayn też nie był w dobrym stanie. Klęczał tylko nad nią płacząc i krzycząc.
-Obudź się! Słyszysz mnie?!
______________________________________
Mam nadzieję, że się podobało ^^. Pozdrawiam xx
+ Dla was nie uczyłam się geografii ; / ; *