Translate

Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 30 września 2012

Rozdz. 22

             

           Powoli budziłam się z nieprzytomności... Przed oczami miałam tylko czarną otchłań, cała trzęsąca się z zimna i strachu leżałam, najprawdopodobniej w jakiejś furgonetce. Ręce miałam już całe poharatane od sznurów, które oplatały mocno moje nadgarstki. W oddali słyszałam jakieś szepty lecz byłam zbyt słaba, żeby odgadnąć słowa. Porwali mnie? W ogóle nie pamiętałam co się wydarzyło. W oczach miałam łzy, które powoli moczyły starą brudną chustę tkwiącą na moich oczach. Gdy chciałam się odezwać, bardzo szybko zorientowałam się, że coś nie pozwala mi tego zrobić, a konkretnie kolejna brudna ściera, wepchana do moich ust. Kręciło mi się w głowię, myślałam, że to tylko sen. Że za chwilę obudzę się w objęciach niewsypanego Zayn'a. W pewnej chwili, pojazd gwałtownie się zatrzymał, a ja uderzyłam z wielkim hukiem w ścianę bagażnika, w którym byłam własnie więziona? Usłyszałam, kogoś otwierającego masywne drzwi. Wziął mnie na plecy i szedł cicho. W jednym momencie rzucił mnie na zimną podłogę. Kręciło mi się w głowie. Odwiązał mi oczy, cała we łzach ledwo co widząc, byłam w jakiejś opuszczonej kaplicy. Czarna maska stojąca nade mną, wcale nie poprawiała mi humoru.
-Asiu...- Powiedział agresywnym tonem. Zauważyłam, że jedynym źródłem światła było małe okienko w rogu pomieszczenia.- Powiedz, czy nie kazałem zostawić Ci w spokoju Harry'ego?- W tej chwili zobaczyłam jego oczy. Czarne, pełne wrogości i nienawiści. Porywacz był zmęczony, zakładałam tak, po jego podkrążonych oczach, możliwe, że nie chciał robić tego co właśnie zamierzał... Choć nie wiem do końca co to było.. Zbliżył się do mnie. Czułam jego oddech na mojej szyi, nierówny i niespokojny. Ze związanymi rękami i nogami, nie miałam zbyt wiele do "powiedzenia". Wyciągnął mi z buzi szmatkę.
-Ratunku! Proszę! Pomocy!- Od razu bez wahania zaczęłam krzyczeć jak najgłośniej potrafiłam. Uderzył mnie w twarz i szybko wsunął mi język do ust. Płakałam, to było obrzydliwe, próbowałam się od niego odsunąć, ale nie miałam gdzie i jak. Wszędzie w okół było tak głucho i ponuro. On dalej dobierał się do mojego języka, ale ja przynajmniej to mogłam mu zabrać. Zaczęłam go mocno gryźć w jego wargi. Miałam nadzieję, że to go zaboli i się odsunie, ale najwidoczniej się myliłam. Nie wiem, co takiego zrobiłam, ale zaczął szukać po moim ciele stanika. Cały czas starałam się to przerwać. Rozpiął go, a kiedy miał już ze mnie zrywać ubrania, do pomieszczenia weszła kolejna osoba, wyglądająca podobnie do pierwszej.
-Co ty do cholery robisz?!- Zaczął od razu krzyczeć, na gościa który chciał się mną zabawić. Ja cały czas płakałam, próbując wyrwać się z rąk przestępcy. On powoli odkleił się ode mnie, dalej ciężko i obrzydliwie sapiąc.
Masywniejszy mężczyzna, który stał nad nami złapał go za szmaty podniósł na górę i odeszli ode mnie jakoś 2 metry dalej. Podsłuchiwałam ich rozmowę, a przynajmniej próbowałam.
-Zostaw ją nie rozumiesz... Kazał nam ją tylko postraszyć na razie i... Niech tam gnije.- Byłam w stanie usłyszeć tylko tyle. Było poniżej 5 stopni, dlaczego akurat dzisiaj musiał być, jeden z tych zimniejszych dni. Nie czułam już palców u rąk jak i u nóg. Miałam tak mało energii, że oczy zaczęły mi się same zamykać, wiedziałam... Nie mogłam pozwolić na to abym zasnęła. Po za tym za bardzo się bałam, nie byłam w stanie usnąć nawet na sekundę, choć byłam bardzo zmęczona. Myślałam o co chodziło tym kolesiom, którzy o dziwo zniknęli z przed moich oczu jakieś pół godz. temu. Nagle przypomniał mi się list który kiedyś znalazłam w swojej szkolnej szafce. Nie wiedziałam, że to miało okazać się prawdą. Zresztą przecież już nie jestem z Harry'm, mało tego musieli o tym wiedzieć, gdyż wszystkie media mówiły o tym w kółko. Tu chodziło o coś więcej, wiedziałam o tym.

                                                *Harry*
             
                Już było wiadomo, że Asi nie ma w najbliższej okolicy, najgorsze było to, że nikt z sąsiadów nie widział jej w przeciągu ostatnich 3 godzin. Wydzwoniliśmy wszystkich jej znajomych, których znaliśmy albo przynajmniej kojarzyliśmy. Bałem się, już trzy razy chciałem dzwonić po policje razem z Zayn'em ale wszyscy uspokajali nas, że niedługo na pewno się pojawi z powrotem. Wraz z Malikiem, wiedzieliśmy, że tak nie będzie. Nie mogliśmy tak bezczynnie siedzieć w jednym miejscu.
-Musimy ją znaleźć. Oboje wiemy, że coś się stało, prawda?- Szepnął mi do ucha mulat, kiedy zderzyliśmy się na schodach tarasu.
-Nie możemy powiedzieć nikomu. Po prostu teraz wyjdźmy z domu i zacznijmy jej szukać. Nie wiem co zrobię temu, który coś jej zrobi.- Jak powiedzieliśmy tak natychmiast się stało. Wymknęliśmy się z domu, wsiedliśmy w samochód i powoli ogarnialiśmy okolice. Jeździliśmy pytając każdego przechodniego, czy nie widział nic podejrzanego lecz nikt nic nie wiedział. Polegaliśmy tylko na sobie.
-Ja pierdole!- Wykrzyknął Zayn gwałtownie się zatrzymując gdzieś na mało ruchliwej ulicy. Wystraszyłem się o mało co nie wpadając na przednią szybę.- Już nie mogę. Gdzie ona jest?!- Schował głowę w nogi i zamilkł.- Nie miałem pojęcia co mu odpowiedzieć. Sam czułem się jak on. Brak mi było słów. Tylko objąłem go, ten podniósł się i wtuliliśmy się w siebie bardzo mocno.
-Przepraszam Cię- Rzekł po chwili ze łzami w oczach.- Nie potrzebnie się do ciebie nie odzywałem, myślałem, że jej nie kochasz, że specjalnie ją skrzywdziłeś na jej oczach całując się z Louis'em.- Jemu też należały się przeprosiny.
- Ja przepraszam ciebie, za to jak zachowywałem się w stosunku do ciebie, kiedy mi ją odebrałeś. Albo raczej, kiedy ja odebrałem ją sobie sam. Chciałbym móc teraz przeprosić także Asie. Jak mogłem nie widzieć tego jakim idiotą i chamem byłem. Zraniłem ją, a później oczekiwałem przeprosin.- Powiedziałem patrząc się przed siebie na drogę.
-Muszę zapalić.- Powiedział Malik po czym spojrzał się na mnie pytająco.
-Spoko, nie ma sprawy.- Odpowiedziałem od niechcenia. Ale po chwili, zauważyłem szarą dużą furgonetkę, wyjeżdżającą zza zakrętu. Mieli na sobie ciemne ubrania i czarne kominiarki.
-Zayn! To oni! Jedź, szybko natychmiast!- On obrócił się w stronę mnie, patrząc głupio. Ja tylko szybko wskazałem rozkazująco przed siebie. To jak szybko wyrzucił kopcącą się powoli fajkę, tak szybko ruszył z miejsca.- Nie mamy szans aby ich dogonić...- Stwierdziłem po jakimś czasie, kiedy zniknęli nam za kolejnym zakrętem.
-Wpadł mi do głowy, pomysł... Może mało prawdopodobny, ale może oni zostawili ją gdzieś.- Przytaknąłem lekko głową, myśląc... Malik natychmiast zawrócił, wjeżdżając w zakręt, z którego wyjechał pojazd. Oboje zastanawialiśmy się, w jakim miejscu można byłby porzucić bezbronną dziewczynę.
-Hej, może ruiny kościoła? - Zapytał wskazując palcem na stare mury.
Podjechaliśmy pod kościół. Wybiegliśmy z auta, od razu szukając jakiś wskazówek. Po 15 minutach szukania, usłyszałem krzyk Malik'a z prawie drugiego końca ruin, w jakiejś opuszczonej kaplicy... Kiedy ją ujrzałem, serce stanęło mi w miejscu, Zayn też nie był w dobrym stanie. Klęczał tylko nad nią płacząc i krzycząc.
-Obudź się! Słyszysz mnie?!
______________________________________
Mam nadzieję, że się podobało ^^. Pozdrawiam xx
+ Dla was nie uczyłam się geografii ; / ; *

środa, 26 września 2012

Rozdz. 21



                Gdy rano przebudziłem się, leżąc na boku, powoli otworzyłem zmęczone oczy. Ujrzałem przed sobą jego słodki nosek. Od razu uśmiechnąłem się. Trzymał mnie za rękę, ja nie wiem jak on to zrobił, ale kiedy tylko poruszyłem się, on otworzył oczy zerkając od razu w moje.
-Wszystko w porządku?- Zaśmiałem się...
-Tak- pocałowałem go w nos.- Żałuje, że nie liczyłem twoich pytań w nocy, może pobił byś jakiś rekord. Możesz jeszcze spać Lou.
-Już nie mam ochoty i tak bym nie zasnął.- Mówił czuło- Jak mnie dotykasz, jestem zbyt podekscytowany, a jak ciebie nie ma... Nie mogę spać.
-To co mam zrobić, żebyś nie był zmęczony.- Zapytałem.
-Po prostu mnie kochaj.- Zamknął na chwilę oczy, ja korzystając z okazji pocałowałem go. Nie wiem, może ostatnio za często to robimy. Pocałunki to nie jest zła rzecz, ale wydaje mi się, że uzależniająca. Szczególnie kiedy ma się je przeżywać z nim. Nie otwierając oczu odwzajemnił pocałunek przejeżdżając swoją ciepłą dłoniom po moim torsie. Obróciłem się w taki sposób, że tkwiłem teraz na jego biodrach nadal nie odrywając od niego ust. Czułem jego rękę na moim kroczu. Chce to zrobić teraz. Znów? Nie mam nic przeciwko... W pewnej chwili otworzył oczy, spoglądając głęboko w moje. Jakby wiedział, o czym myślałem.
-Potrzebuję Cię, właśnie teraz.- Szepnął i ponownie zaczął pieścić moje wargi bawiąc się językiem. Nie mógł się powstrzymać, zaczął być zupełnie inny. Zamiast opiekuńczy, miły i śmieszny... Wyłonił się z niego napalony, niegrzeczny i nieposkromiony facet.-Zamknij zmęczone oczy...- szepnął niby do mnie, ale gdzieś daleko. Lecz, jego szept był hipnotyzujący, posłuchałem się. Tylko czułem, jak łapie mnie za boki, ściska i namiętnie, ale stanowczo wbija się do środka. Cisza nie potrwała długo, nie dość, że on się podniecił, to mnie przeszedł dreszcz pożądania i od razu wygiąłem się w łuk przygryzając poduszkę i ciężko dysząc. Chciałem być cicho, aby nie obudzić nikogo z poza pokoju. Lecz było to prawie nie możliwe, on wywoływał we mnie takie emocje, że nawet ściskając poduszkę palcami, wydawałem jęki. Louis zaczął całować mnie po karku podgryzając go namiętnie, rozpaliło mnie to jeszcze mocniej. Złapany w jego sidła, prawie nie mogłem się ruszać. Złapał ostro moje włosy odchylając moją głowę do tyłu, zaczęliśmy się całować. Wciąż jednak wyginałem się we wszystkie strony z ekscytacji. Chłopak zaczął dyszeć, miał zamknięte oczy, a jego wręcz gorący oddech czułem na moim karku. Przechodziły mnie ciarki. Położyliśmy się na bok, teraz łapiąc mnie w pasie i ściskając go, powoli po raz już chyba setny ze mnie wychodził, Oboje doszliśmy, pierwszy byłem ja, później zrównał się ze mną on... Po dłuższej chwili, gdy nasze serca przestały być tak szybko i mocno, a tętno się umiarkowało, obróciłem się do niego przodem zaczynając namiętnie całować. Nie mogłem pozwolić, abyśmy szybko zapomnieli o tym co się działo przed sekundą. Złapałem go w pasie, przyciągając do siebie jak najmocniej i wbijając przy tym swoje paznokcie w jego umięśnione plecy. Tym razem on wpół się wygiął, a po chwili złączył moje czoło ze swoim.
-Kocham cię.- Szepnął.
   Spojrzałem w jego niebieskie tęczówki wpatrując się w niesamowite detale. Odwróciliśmy się w stronę okna, patrząc na poranne słońce przebijające się przez małą pajęczynę obrośniętą jesienną rosą. Wracając do siebie, Lou powoli schodził ze mnie nie przestając całować.
-Idę się myć... Idziesz?- Uśmiechnął się podstępnie.
-Idź, nie jestem jeszcze w stanie się podnieść.- Zaśmiałem się, pokazując dołeczki. Zerknął na mnie czule muskając w czoło.
-Jak byś chciał jeszcze... Masz na mnie poczekać.- Jeszcze zanim zamknął drzwi wystawił mi język mówiąc.
-I tak przyjdziesz do mnie bo wiesz, że cię kocham- Śmiałem się pod nosem. Wyciągnąłem się na łóżku, gdzie nagle znowu poczułem kujący ból w skroni. Natychmiast usiadłem.
-Louis, moja głowa...- Skuliłem się, trzymając palcami skroń, miałem wrażenie jakbym spadał z wysokiego urwiska, gdzieś w oddali słyszałem głos Lou. Co się ze mną dzieje, czemu widzę coś podczas zamknięcia oczu. Najgorsze jest to, że gdy boli mnie głowa nie mogę ich otworzyć dopóki nie skończy się to co właśnie oglądam. Po raz kolejny widziałem Asie, tym razem gdzieś w ciemnym opuszczonym pomieszczeniu, nie była tam sama. Wyglądało to jak kaplica. Ktoś do niej podszedł... Wtedy niestety znowu mogłem otworzyć oczy. Podniosłem powieki, zauważając siebie w objęciach Loui'ego. Zacząłem płakać, łzy spływały wolno po policzkach, czemu płakałem? Nie mam pojęcia, bolała mnie skroń, ona sama wymuszała we mnie płacz, albo może chciałem zostać dłużej w jego objęciach...
-To bolało, boli cały czas, rozumiesz?!- Prawie krzyknąłem.
-Przestań płakać.- Ściskał moją głowę, pomagało mi to...- Przestań! Rozumiesz, będzie dobrze.- Starałem się już przestać, wiedziałem, że jeśli nie przestane to on zaraz zacznie, a tego nie chciałem. Nagle przestało mnie boleć, znowu poczułem się jak nowo narodzony.
-Już... Nic nie czuję, jakby w ogóle mnie nie bolała...- Powiedziałem zdziwiony, odchylił się ode mnie, spoglądając w czy, aby upewnić się czy mówię prawdę. Ale co było dziwnego, już nawet łzy nie leciały mi z oczu...
-Jesteś pewny?- zapytał jeszcze.
-Przecież widzisz.- odparłem.
-Posiedzę tu z tobą. Zauważyłem, że kiedy odchodzę zaczyna Ci się coś dziać. Ja nie wiem robisz to specjalnie czy jak?- Dobra, czas żeby też się iść myć, ale fakt też zauważyłem, że kiedy sobie idzie, zaczyna mnie coś boleć. Idę się kąpać z nim.
-Ha ha ha, bardzo śmieszne głupku.- Zachichotałem sarkastycznie.- Chciałeś się myć, to chodź.- Wstałem podając mu rękę.


                                                        *Asia*
         
                      Obudziłam się z uśmiechem na twarzy, przez Zayn'a bo nie dawał mi spokoju gilgocząc.
-Hahaha, stój.- Mówiłam, gdzieś pomiędzy wyszczerzaniem zębów.- Zostaw,słyszysz?!- Za chwilę, ja zaczęłam wyżywać się na nim, dopóki nie odkryłam, że nie ma łaskotek. Wtedy tylko siedziałam na nim, udając obrażoną. Znowu zaczął mnie łaskotać, próbowałam się nie śmiać... Udało mi się, byłam z siebie dumna, pocałowałam go i wtuliłam się w tors.
-Idziesz ze mną zapalić? - zapytał.
-Nie chcę, przecież wiesz o tym, że nie pale.- powiedziałam, schodząc z niego.- Ty też, mógłbyś już przestać, albo chociaż ograniczyć...- Wiedziałam, że tego nie zrobi, ale zawsze go prosiłam.
-Ja lubię palić. Nie przestane, zobaczymy co się da zrobić z ograniczeniem, wiem że to nie jest dobre.- Odpowiedział, dając mi buziaka w policzek, ubrał spodnie wsunął w nie czarny pasek i wyszedł na balkon.
-Zayn! - chciałam go zatrzymać, ale nie słyszał. Jesień, a ten bez koszulki. Ja nie wiem, co to za człowiek. Wyszłam z łóżka, biorąc po drodze jego czerwoną bejsbolówkę, która leżała na ziemi. Ogólnie w pokoju po tym co wczoraj robiliśmy, ciuchy były porozwalane po całym pokoju... No, nie ważne. Weszłam na balkon, w krótkiej, kremowej koszuli nocnej obszytej koronką.
-Czemu o siebie nie dbasz!- Wyciągnęłam rękę z bluzą w jego stronę.
-Ha! Ty nie lepsza. Idź do środka, bo się przeziębisz. Albo jeszcze ktoś zobaczy Cię w tym.- Powiedział kiwając głową na mój ubiór, wypuszczając przy tym dym z ust.
-Dobra, idę się ubrać. Czekam na dolę, bo chłopacy wołali na śniadanie.- Odezwałam się, przymknęłam drzwi. Na szybko włożyłam na siebie przydużą turkusowo szarą bluzę z napisem Stanford University California, do tego ciemne porwane rurki. Wychodząc z pokoju, wsunęłam jeszcze ciepłe kapcie. W korytarzu było pusto, jak na tą godzinę aż za pusto. Z pokoju Harry'ego, a dokładnie z ich łazienki, dobiegały śmiechy i piski. Co za debile- zaśmiałam się pod nosem.
-Paula?!- Zbiegłam po schodach robiąc nieogarniętego koka.
-Siedzę w kuchni!- No a jak. Przecież zapomniałam, to dziewczyna Niall'a...
-Mogłam się domyślić... Gdzie reszta?- Zapytałam od razu. Paulina siedziała przy blacie, na wysokim barkowym stołku.
-Liam z Niall'em poszli do sklepu po coś na śniadanie, a Danielle jest w toalecie.- Usłyszałyśmy gwizdek czajnika.
-Co chcesz? Herbaty, kawy ?
-Jak byś mogła, to zrób mi kawy a Malik'owi herbatę okey?- Odparłam jeszcze się poprawiając.
-Spoko, nie ma problemu... Dan, ty pijesz kawę prawda?- Powiedziała do właśnie wychodzącej z toalety Daniel.
-Tak, Hej Asia.- Puściła mi oczko, jakby chcąc coś uświadomić.
-Co?- Zdziwiłam się.
-Nie nic, wczoraj wieczorem... Mogliście być trochę ciszej, nie mogliśmy spać.- Parsknęła śmiechem jak malutkie dziecko płaczem. Zaczęłam wraz z nią, a Paula śmiała się chyba z nas.
-Przepraszam.- Zrobiłam się czerwona. Znów wybuchając śmiechem.
W tej samej chwili po schodach zszedł Zayn, a za nim z pokoju wyszli Louis z Harry'm.
-Za co przepraszałaś?- Zapytał mulat.
Wraz z dziewczynami spojrzałyśmy na siebie, chcąc powiedzieć że nie ma tematu.
-Za nic, mało ważne- Uśmiechnęłam się, czując jego wargi na moich ustach i prawie co również na zębach.
-Gdzie to śniadanie?- Zapytał Hazz w ręczniku.
-Błagam powiedz, że masz bokserki pod spodem...- Przymknęłam oczy nabijając się z niego.
-Nie wiem. Możesz sprawdzić- Powiedział podnosząc brwi ku górze.
-Nie ma!- Wydarł się Tomlinosn, dając znak że nie pozwala na to.
-Zgadzam się z nim, na pewno nie ma. To taki zboczeniec, że nie wiem. Lepiej się z nim nie plątaj sama po ulicy.- Zayn upominał z sarkazmem i uśmiechem na twarzy. Przybili sobie żółwia z Lou. Styles wszedł do piwnicy, po sekundzie wychodząc z niej już w spodniach.
      Rozmawialiśmy czekając na chłopaków... Którzy pojawili się dopiero po 20min.
-Nareszcie!- Krzyknęliśmy chórkiem. Dawajcie to śniadanie. Chłopacy wyciągnęli z torby świeże bułki itp. Szybko pomogliśmy zrobić im jedzenie, po czym w krótkiej chwili ono znikło...
-Dziękuję.- Pierwszy odezwał się Payne, a zaraz po nim Dan i reszta dziewczyn.
-Nikogo nie obudziliśmy?- Nagle odezwał się Lou. Gwałtownie na niego spojrzałem.
-A czym mieli byście nas obudzić...- Zaczął nabijać się Nialler przełykając końcówkę kanapki.
-Tak tylko pytamy.- Szybko odpowiedziałem, wyprzedzając Loui'ego. Wszyscy rozproszyli się po domu... Krzątali się nie mając co robić. W pewnym momencie Malik krzyknął.
-Hej, widział ktoś Asie?!- Zbiegł na dół wyglądając na zaniepokojonego.
_______________________________
Mam nadzieję, że się podobał. xd Nikt tego nie czyta czy co... 2/3 kom na rozdział. no weźcie bo kurde normalnie przestane pisać., albo po prostu bede pisać, ale nie bd publikowała tego... I tak jest do kitu. Więc noo...

sobota, 22 września 2012

Rozdz. 20




               Zbliżało się popołudnie, siedzieliśmy na murze mostu, a nasze nogi zwisały z niego w stronę tafli wody.
-Harry?- Zapytał Lou wpatrzony w turkusowe lustro głębi.
-Tak?- byliśmy spokojni zupełnie jak atmosfera krążąca wokół nas.
-Jak często o mnie myślisz? Co naprawdę, do mnie czujesz?- Głupie pytanie. Myślę o nim non stop.
-Louis! Ja nie mogę o tobie zapomnieć nawet na sekundę. Wszystko, każda rzecz miejsce i osoba kojarzy mi się z tobą. Jak nie ma Cię przy mnie, źle się czuję, jakby brakowało mi połowy serca. Przy tobie ono bije mi dwa razy wolniej. Życie toczy mi się inaczej, jakby czas stał jakbyśmy byli tylko ja i ty. Nikogo więcej prócz nas nie zauważam. Czasem mnie to przeraża, bo nie mogę skupić się na niczym innym. Ja Cię nie tylko kocham, nie potrafię powiedzieć co to jest, ale wiem, że to coś więcej niż miłość. Mam wrażenie, tak głęboko w środku, że jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi kiedy mam Ciebie...- Powiedziałem spoglądając w jego błękitno-turkusowe tajemnicze ślepia i od razu zamilkłem.- A ty? Co myślisz o mnie?- zapytałem szepcząc po dłuższej chwili ciszy.
-Ja... Spójrz mi w oczy.- rzekł i uniósł swoją dłonią mój podbródek- Kiedy patrzę w twoje zielone oczy, widzę twój uśmiech wszystko wydaje mi się kolorowe, jestem w niebie. Wtedy zaczynam mieć ciarki, trząść się. Serce ucieka mi do gardła. Dlatego też, jak jesteś smutny lub gdy płaczesz, wtedy zwyczajnie nie mogę zatrzymać łez. Wiem wydaje Ci się to płytkie, ale jest tak naprawdę. Jak nie spędzam z tobą czasu od razu mam zły humor, zaczyna mi się nudzić i robię się przybity. Myślę o tobie tak samo jak ty o mnie. Zawszę, wszędzie, a gdybym miał być blisko śmierci, spędziłbym ostatnie chwile, do mojego ostatniego oddechu z tobą. Potrzebuję Cię, bardziej niż myślisz...- mówił, ale nie mogłem wytrzymać, przysunąłem jego twarz dłońmi, do mojej, przymknąłem oczy i go pocałowałem. Wplótł swoje palce w moje włosy, odgarniając je za ucho. Miał nadzieję, że się utrzymają lecz po chwili zsunęły się zza niego opadając bezbronnie i lekko na twarz. Bawił się nimi tym sposobem co ostatnio. Nawinął jeden z licznych i nieogarniętych loczków na opuszek wskazującego palca, zakręcił go wokół niego po czym, powoli przyciągając kosmyk do siebie, ten ześlizgnął się wolno. Nasze wargi pieściły siebie nawzajem, języki bawiły się sobą. Otworzyłem oczy, gdy on powiedział...
-Kocham Cię- spuścił wzrok w dół, przejechał mi ręką po jasnych spodniach od kolana powoli w górę. Swoim dotykiem strasznie mnie podniecał. Ciarki przeszły po całym moim ciele i musiałem się bardzo starać, żeby nie ukazać mojego podekscytowania.
-Przestań.- Złapałem go za rękę uśmiechając się nieśmiało.
-Czemu?- zapytał z sarkazmem, gdyż domyślał się o co chodzi.
-Bo zaraz  ja Ci tak przelecę po spodniach, rozepnę rozporek i będziesz wiedział co..- Zaśmialiśmy się, szybko przestając, zapatrzeni w siebie. Dałem mu znak, żebyśmy przesiedli się na ławkę. Wtedy usiadłem na nim przodem, a on zaczął od mojej szyi, kiedy zmierzał ku górze, no nie mogłem wytrzymać, dziwiłem się dlaczego nie przeszkadzało mi to, że jesteśmy w miejscu publicznym. Rozpiąłem mu rozporek, wsuwając powoli dłoń w spodnie. Już to czułem. Podniecił się, całowaliśmy się tak namiętnie, że podczas tego... No zachowywaliśmy się jak zwykli wariaci, którzy widzą siebie po raz pierwszy od stu lat. Moja ręka tkwiła już w slipkach, modliłem się żeby teraz nikt nie przeszedł obok. Lou wzdychając, próbował wydusić z siebie zdanie, ale powiedział tylko:
-Już, zaczekaj...- próbował dalej- Skończ na chwilę, bo nie wytrzymam zaraz.- Mówił pełen emocji. Jak powiedział, tak przestałem, wyciągnąłem dłoń ze spodni, zostawiając jednak rozpięte guziki. Wciąż nie przestawaliśmy się całować. Po dłuższym czasie odsunęliśmy się od siebie na parę centymetrów, wpatrzeni w swoje oczy, pragnęliśmy mieć siebie bez przerwy, nigdy nie mieliśmy tego dosyć. Przysunęliśmy swoje czoła do siebie, stykając się nosami uśmiechnęliśmy się oboje szeroko, dając sobie ostatni pocałunek.
-Powinniśmy się już zbierać.- Powiedział, po chwili czasu. Dalej na nim siedziałem, nie miałem ochoty schodzić, wrócić do domu. Wiem, że należało by się tam wybrać, gdyż za dwie godziny mieliśmy jechać z resztą do teatru. Niestety te wspaniałe momenty w życiu, nie trwają wiecznie. Są po chwili znikają, ale na zawsze pozostają w nas. Pamiętamy o nich wszędzie. Podczas snu, wtedy najbardziej. Może dlatego, że już więcej się nie obudzimy, a bardzo chcemy aby ta osoba była tą najważniejszą, o której będziesz myślał po raz ostatni. Tak naprawdę nigdy tak nie myślisz, ale gdzieś daleko i głęboko w tobie, jest coś takiego. Nie wiesz o tym, ale te wspomnienie, na prawdę zostaje w tobie na zawszę. Właśnie tak miałem ja. Byłem pewien, że tę chwilę zapamiętam. Wstałem, podałem rękę mojemu mężczyźnie, ruszyliśmy brązową uliczką w stronę domu.
                -Zbierajcie się, szybko no bo się spóźnimy. Wsiadać do samochodu, ale już. Musimy jeszcze zajechać po Danielle.- Nawijał Liam pośpieszając wszystkich. Wszyscy wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy do teatru. Dziewczyny jak się okazało na miejscu zajęły najlepsze miejsca.
Usiedliśmy po kolei... Liam z Danielle, Louis i ja. Obok mnie Zayn Asia, Paulina i Niall. Światła powoli gasły, każdy spojrzał po sobie, życząc miłego oglądania. Sztuka pod tytułem "na strunach szyn" miała opowiadać o życiu samotnika, który poznał dziewczynę wędrując po całym świecie. Niestety ich miłość od pierwszego wejrzenia, nie miała skończyć się dobrze... Podczas powrotu do domu z Louis'em rozmawialiśmy o tym, że jak się będziemy nudzić, to pogadamy. Lub na przerwie uciekniemy. Po jakiejś godzinie, byliśmy tak zmęczeni, ale ogłosili 20min. przerwę, wiec tak jak wspominaliśmy zwialiśmy po cichu z teatru.
-Chodź, tylko szybko musisz być cicho...- Szeptaliśmy śmiejąc się. Zbiegając po schodach nagle nie wiem dlaczego, strasznie mocno zabolała mnie skroń. Nie mogłem iść, zakręciło mi się w głowie, musiałem usiąść na schodach. Zacisnąłem oczy, próbując pozbyć się okropnego bólu, chłopak podbiegł do mnie, mówiąc coś.. Nie byłem w stanie zrozumieć tego co do mnie mówił. Przez rozmazany obraz widziałem tylko, ze bardzo się bał. Miałem zbyt ciężkie powieki, nie mogłem unieść ich w górę. Nie zemdlałem, ale nagle ujrzałem ciemność, która nietrwała długo. Czułem jakby to był jakiś sen, ale wiedziałem, że nie był i siedzę na schodach w Teatrze. To była chyba wizja... Jezu to coś niesamowitego, ale zarazem tak przerażającego... Poczułem jakby coś mnie opętało. W pewnej chwili ujrzałem przed sobą obraz. Czarna postać porywająca Asie, prowadząca ją do ciemnej furgonetki... Wszystko w jednej chwili się urwało. Skroń natychmiast przestała mnie boleć, otworzyłem oczy jakby nigdy nic się nie wydarzyło. Łzy spływały mi po policzkach, gdy ujrzałem Louisa, który też płakał.
-Harry, proszę odezwij się!- Krzyczał.
-Co się stało?- Mówiłem a język jeszcze trochę mi się plątał. Tomlinson przytulił mnie najmocniej jak potrafił, ja żeby oznajmić że już wszystko w porządku.. miałem taką nadzieje, także ścisnąłem go rękoma jak najmocniej potrafiłem.
-Ja.. Zabolała mnie skroń, nie mogłem nic zrobić, powiedzieć. Zamknąłem oczy bo powieki były dla mnie za ciężkie...- Zacząłem opowiadać, gdy już po nie długim czasie otrząsłem się i mogłem w miarę normalnie mówić. Lou posadził mnie na swoje kolana, w obawie oto, że mógłbym jeszcze zemdleć, oparłem się o jego tors. I skulony opowiadałem dalej, czując jego dotyk na całych moich plecach.- Ujrzałem obraz, w czarnej otchłani ukazało mi się coś. Było to jak wizja. Najgorsze było to co ujrzałem, Asia porwana przez kogoś...- Nie mogłem mówić dalej, byłem w za dużym szoku..
-Spokojnie, to tylko zwidy to się nie zdarzy naprawdę, nie myśl o tym. Musimy iść niedługo do lekarza.- Mimo, że zapewniałem go.
-Wszystko jest ze mną w porządku...- Choć sam nie byłem tego pewien. On i tak mnie nie słuchał, bojąc się, że coś mi się stanie. Siedział ze mną w domu, przynosił mi wszytko czego chciałem, gdy próbowałem wstać i iść po to sam, on natychmiast kazał wracać mi do łóżka. W tym dniu jeszcze dwa razy bolała mnie głowa, ale to już nie było tak mocno jak na schodach teatru... Louis był najukochańszym chłopakiem na świecie, był tylko mój.
-Chodź tu.- Powiedziałem, kiedy usiadł na łóżko pytając mnie, czy niczego nie potrzebuję. Przysunąłem się do niego odpowiadając mu na ucho.- Potrzebuję tylko ciebie.- Spojrzał się na mnie, pocałował i położył się obok. Po krótkim czasie zasnęliśmy, w przeciągu całej nocy gdy choć raz się ruszyłem, on od razu budził się i pytał czy wszystko gra.. Za każdym razem odpowiadałem tak, a wtedy on przytulał mnie mocno i znów przysypialiśmy.
______________________________________________
Crazy, crazy, crazy... <3 LWWY, nie mogę doczekać się nowej płyty!
Mam tak dużo nauki, że piszę na lekcjach... Ostatnio pani zabrała mi zeszyt, a teraz przezywa mnie "pisarka opowiadań" -.- Nie piszę tak dobrze, żeby nazywać mnie pisarką. Po prostu lubie to robić, co jej do tego..
Ponad 5000 wyświetleń. Dziękuję ; *

niedziela, 16 września 2012

Rozdz.19




               To był zwyczajny dzień. W końcu od dłuższego czasu było spokojnie. Na razie to koniec problemów związanych z naszą ekipą... Mam nadzieję.
-Co dzisiaj robimy?- zapytały zaprzyjaźnione już ze sobą dziewczyny, schodząc po schodach.
-Nic.- Możemy później iść... Nie wiem, do teatru?- rzuciłem pierwszy lepszy pomysł.
-Dobra!- Krzyknęły obie i poleciały na górę zająć miejsca na przedstawienie. Chłopacy siedzieli w piwnicy i darli się, kto ile punktów zdobył w piłkarzykach.
-Idziemy gdzieś, czy coś?- spytał Lou.- Na przykład do parku? Teraz pewnie ślicznie wygląda, kiedy jesienne złoto-czerwone liście błąkają po ziemi, albo wiszą czekając na to, aż powiew wiatru zerwie je gładko z gałęzi po czym same opadną na dół.- Zdziwił mnie swoją wypowiedzią, zazwyczaj mówił coś żartobliwego a teraz...
-Powiedziałeś to tak pięknie,że mogę z tobą iść.- odpowiedziałem wstając z kanapy i podając mu dłoń.
-No cóż.. Czasem zdarza mi się powiedzieć coś innego, co odstaje od mojej normy. Jeszcze mnie nie znasz, ale i tak się cieszę, bo rzucę się w te kolorowe liście z tobą- roześmiany podniósł się z łóżka.
-Aha, więc to był podstęp!- dołączyłem do niego unosząc kąciki ust mocno w górę.
-Wychodzimy!- Rzuciłem w prawie pusty dom. Wziąłem płaszcz, nakrzyczałem na Tomma, bo miał na sobie tylko lekki brązowy sweter. Kazałem mu wziąć kurtkę, ale nie posłuchał.
-No chodź, jest mi ciepło najwyżej wrócimy, albo mnie ogrzejesz.- Nawet nie zdążyliśmy wyjść za drzwi, a już obległo nas jakieś siedem dziewczyn.
-Hej chłopaki!- Piszczały. Od razu zepsuł mi się humor. Bardzo lubiłem nasze fanki. Kochałem je, no ale czasem nie mają za grosz umiaru. Mogłyby być trochę mądrzejsze i wiedzieć, że kiedy jest czas na zdjęcia i autografy to jest, ale nie w momentach w których my próbujemy żyć normalnie.
-Cześć dziewczyny. Dacie nam spokój jak zrobimy sobie z wami jedno wspólne zdjęcie?- Powiedział prosto z mostu niebieskooki, to mi się podobało... Tylko, że dziewczyny od razu posmutniały, ale zgodziły się na szczęście. Zresztą zdziwiłbym się gdyby nie dały zgody.
-Już z tobą okey Lou, po wszystkim?- spytała jedna. Ucieszyłem się faktem, że nie których nie obchodzi tylko nasz wygląd, ale i zdrowie.
-Pewnie, w porządku. Jestem zdrowy, prawie...- spojrzał z zadowoleniem na mnie. Z początku zastanawiałem się oco mu chodzi, po chwili jednak załapałem.
-Dlaczego prawie?- zapytały chórkiem.
-Uzależniłem się- nie był pewny co odpowiedzieć. Czy to jest chwila, w której mamy dać o sobie znać mediom? One na pewno puściłyby to w sieć.- Od pewnej osoby, którą bardzo kocham- nieśmiało uniósł kąciki swoich ust w górę. Fanki spojrzały nie pewnie, pytając swoją miną "kogo".
-Jejku, tak poważnie? Życzymy szczęścia- Zrobiło mi się lepiej na sercu, jak tak powiedziały, trochę mi ich nawet było szkoda, bo nie wiedziały, że ta osoba od której on się uzależnił to ja. Zaśmiałem się cicho pod nosem.
-Na razie jeszcze, nie powiem niczego więcej, dobra?- miło pokazał biały szeroki uśmiech.
-Dziewczyny, my już idziemy. Do zobaczenia.- Nigdy nie wiedziałem co odpowiadać, bo jest prawie 99%, że nas już nie zobaczą, a mówiło się im do zobaczenia, albo pa. Czasem mnie to męczyło, gdy myślałem jakie muszą być później zawiedzione, faktem iż już nas nie ujrzą. Szedłem zamyślony w stronę parku.
-Harry żyjesz?! - nagle zaczęło do mnie docierać, że Lou ciągle coś do mnie mówił. Otrząsnąłem się...
-Tak przepraszam, zamyśliłem się. Co mówiłeś?- złapaliśmy się za ręce, wchodząc właśnie do parku.
-Pytałem, czy spacerujemy, czy idziemy gdzieś usiąść.?- mówił spokojnie.- Wolałbym gdzieś usiąść, i chyba nawet wiem gdzie, na tamtym mostku obrośniętym ciemno-zielonym bluszczem, pamiętasz?
Gdzie, wysokie drzewa z białą korą, rosną przy rzeczce. Na turkusowej wodzie unoszą się oliwkowe lilie wodne, a na bluszczu oplatającym most ze wszystkich stron latem wyrastają kolorowe kwiaty. Rzeczka płynie tak wolno, że nawet gdy przypatrzysz się dokładnie nie widzisz, że się porusza, lecz każdy wie, że tak jest.- Nie byłem w tym parku zbyt wiele razy, ale wiedziałem co to za miejsce.
-Pamiętam... A w każdym rogu kamiennego mostu, stoi wysoka stara i czarna latarnia. Która wieczorem w niesamowicie pomarańczowej barwie rozświetla most, podkreślając jego ceglany odcień.- Kiedy mówiliśmy w taki sposób, spoglądaliśmy sobie tajemniczo w oczy, nie mogliśmy oderwać ich od siebie. Kroczyliśmy po ciemno-brązowej ścieżce obsypanej jesiennymi kolorami, przez prawie już gołe korony drzew przebijało się słońce, którego łuna oświetlała nam drogę. Czułem w środku, jakby to się już kiedyś działo, tak jakbym znał każdego przechodnia, chociaż byłem pewien, że nigdy w życiu nie widziałem ich twarzy. Wydawały mi się one znajome może dlatego, że byłem szczęśliwy i nikt nie wydawał mi się obcy. Może właśnie miało kiedyś być, tak jak jest teraz, może to co teraz się dzieje było kiedyś moim snem Lub to właśnie jest moim snem, a za chwilę obudzę się w pustym łóżku, bez Louis'a. Może śni mi się to, bo nie chcę przyjąć do wiadomości, że tak naprawdę Tom nie istnieje, albo nie pojawiłem się na jego pogrzebie i dlatego śni mi się teraz jesień, może właśnie w tą porę roku zmarł, a ja dalej śnię zamiast się obudzić, i zacząć działać. Nie! To nie jest prawdą! Nie może tak być i wiem, że nie jest!- pomyślałem w jednej chwili. Stanąłem w miejscu, pomyślałem, gdy on się nie zatrzyma, to sen.
-Dlaczego stanąłeś?- spytał, od razu odwracając się w moją stronę. Cieszyłem się, że to nie sen, z początku o tym wiedziałem, ale później zwątpiłem. Zupełnie jakbym miał jakąś wizje, czegoś co nie było prawdą. Obym nigdy nie doznał czegoś podobnego.
-Lou...- nie wiem czemu, rozpłakałem się.- Kocham Cię... - stałem tak z głową pochyloną w dół, już nawet nie zauważałem słońca.
-Harry... Ja, ja ciebie też bardzo kocham, ale dlaczego płaczesz?- Natychmiast mnie przytulił- Harry, ranisz mnie swoim nieszczęściem od środka, nie płacz, bo ja już nie wytrzymuje, za chwilę zacznę płakać- objąłem go najmocniej jak potrafiłem. Nie odzywaliśmy się długą chwilę, stojąc w uścisku, dzięki któremu czułem się jak anioł. Okazało się, że stoimy na środku mostu, kiedy szliśmy, a ja w ogóle nie zwracałem na to uwagi zamyślając się, najwyraźniej nie zwróciłem również uwagi na to, że staliśmy już w tym miejscu. Kiedy już oderwaliśmy się od siebie, spojrzeliśmy w oczy, ujrzałem jego zaszklone źrenice. Płacze? Przeze mnie? Nie pozwolę na to. - Louis, już mi dobrze, przy tobie będzie tak zawsze i wszędzie, nawet jeżeli musiałbym odejść, to tylko z tobą. Rozumiesz? - Nic nie odpowiedział, tylko spojrzał i ponownie mnie przytulił.
-Zimno mi.- Szepnął. Objąłem go jeszcze mocniej, ten wtulił swoją głowę w moją pierś i tkwiliśmy tak bardzo długi czas. Niczego więcej nie było nam trzeba, wystarczy tylko ta chwila. W życiu zapamiętuję się momenty, a ja ten zapamiętam do końca swoich dni...
____________________________________________________
I tak właśnie zakańczam mojego bloga, czeka was jeszcze tylko epilog........
ŻARTOWAŁAM xd !!
Nie wiem jak wam, ale mi bardzo się ten rozdział podoba, lubię tak pisać wiem, że wolicie więcej śmiesznych scenek czy coś. Ale kiedy piszę tak jak ten rozdz., czuję się inna. Mogę wtedy oderwać się od rzeczywistości. Zresztą kiedy piszę mam tak bardzo często. Dobra nie przynudzam.
Jeszcze jedno, podoba się wam nowe tło?

środa, 12 września 2012

Rozdz. 18




                -Wstawać!- Krzyczeliśmy z Louis'em zbiegając w dół po schodach. Obudziliśmy się wyspani, zadowoleni z poprzedniego wieczoru i głodni jak diabli.
-Śpiochy wstajemy- dodałem po chwili.
-Poczekaj, bądź cicho...Zobacz jak oni słodko śpią- zaśmiał się wskazując palcem na Malika i Asie. Spali wtuleni w siebie, trzymając się za rękę.
-Dobra niech Ci będzie, zostawiamy ich w spokoju... ale chwila gdzie jest Niall?- zapytałem oglądając się dookoła salonu.
-Hmm, nie mam pojęcia... Piwnica!- wykrzyczał, po czym od razu zamilkł i starając się nie obudzić zakochanej parki skierowaliśmy się do podziemi. Cieszę się, że żadnemu z nich nie uderzył alkohol i wzajemnie siebie pilnowali. Nie wiem co zrobiłbym Zayn'owi, gdyby przez niego Asia była smutna lub zrobiłaby sobie coś złego. Przeszły mnie ciarki. Nawet nie chcę o tym myśleć.
-Zimno tu- Powiedział błękitnooki wchodząc do piwnicy.- Źle mi się kojarzy to miejsce...
-Stój.- Obrócił się w moją stronę zatrzymując się jednocześnie w połowie schodów.
-Coś się stało?- Zdziwił się, nie odpowiedziałem nic. Zbliżyłem się do niego, włożyłem swoje palce w jego włosy i przymknąłem oczy namiętnie go całując...
-Teraz chciałbym, aby to miejsce kojarzyło Ci się z tym.- Lekko uniosłem kąciki swoich ust w górę, on także. Znów, tym razem o wiele dłużej i namiętniej pocałowaliśmy się. Czułem jego dłonie w moich tylnych kieszeniach ciemnych rurek, spuszczonych odrobinę do dołu.
-Kocham Cię, ty o tym wiesz- powiedziałem i chamsko, ale z zalotnym uśmieszkiem wyprzedziłem go powoli puszczając z jego uścisku moją dłoń. W jednej chwili zamarłem. Horan leżał na ziemi z jakąś ciemną blondynką. Lou zareagował na ten widok bardzo podobnie.
-Co się tutaj stało?! A tak w ogóle- jeszcze dodał- odbiegając od tematu TEGO- powiedział stanowczo pokazując na nich palcem.- Gdzie się podział Liam?
-Aha. Zapomniałem Tobie powiedzieć. Napisał mi, że w nocy przyszła na imprezę Danielle, ale zabrał ją do jej domu. Wróci popołudniu.- Napomniałem , lecz od razu wróciłem do irlandczyka tulącego się z dziewczyną. Podeszliśmy do nich...
-Wstawaj słyszysz?- mówiłem cicho, żeby nie obudzić nieznajomej. To wszystko było dziwne. Otworzył oczy. Miał kaca, było widać po jego mocno zmrużonych i czerwonych źrenicach.
-Kto to jest do cholery?!- zapytał najwyraźniej wkurzony Louis.
-Dobra, czekaj... Spokojnie bo zaraz ją obudzimy.- odparłem.- Niall wyjaśnisz nam coś?
Ten usiadł powoli przekładając jej rękę, która tkwiła na jego pasie, na kolano.
-Nie chciałem wam tego mówić. To był dla was zbyt duży stres. Nie miałem ochoty opowiadać wam jak jestem szczęśliwy kiedy wiedziałem, że wy nie byliście. Spotykam się z Pauliną- Zerknął na nią- od trzech tygodni. Ona jest niesamowita, nie jest ze mną dla sławy, czy czegoś podobnego.
-Skąd to możesz wiedzieć?- Spytał już opanowany Tomlinson.
-Znamy się od dziecka. Kiedyś nasze mamy się przyjaźniły... One przestały, ale nie my. Kocham ją, naprawdę wiem o niej wszystko, bez wyjątków, powierzaliśmy sobie zawsze największe sekrety zawsze sobie ufaliśmy i dalej ufamy. Tylko, że... Nie było jej w Londynie przez dwa lata, dlatego jej nie znacie. Brakowało nam siebie. To przez nią czasem płakałem lub chodziłem po domu bardzo smutny. Nie lubiłem o niej mówić, bo wtedy jeszcze więcej o niej myślałem. Już zostaje, nigdzie nie wyjeżdża. Jak wstanie to jej was przedstawię... Mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko temu, aby została z nami przynajmniej do obiadu chłopaki?- chyba skończył. Trochę głupio, że nie powiedział nam o niej wcześniej, ale rozumiem go. Nie wiem jak ten starszy uważa... Więc wolałem odezwać się pierwszy.
-Nie ma sprawy. Myślę, że fajnie będzie... W końcu! Poznać twoją dziewczynę- uśmiechnąłem się.
-No dobra teraz przyznawaj się, czemu poszliście razem do piwnicy?- Podstępnie wyszczerzył zęby Tommo.
-Bo chciało nam się spać, po za tym tam było za głośno...- odpowiedział szepcząc, żeby nie obudzić Pauli.
-Jasne, jasne- zaśmiałem się, powoli dając sobie spokój.
-Na prawdę. Położyliśmy się i usnęliśmy- Spojrzał na dziewczynę gdy zauważył, że się poruszyła.
-Jest po 10:00. Może już wstawać.- Louis powoli powiedział swoim niesamowitym, tajemniczym tonem, którego nigdy nie potrafię rozszyfrować.
-Kochanie...- zaczął budzić ją cicho.- Wstajesz już?
-Mhmm- zamruczała otwierając swoje jasno-brązowe oczy. Zauważając nas, od razu podniosła się, przetarła twarz i oparła się o ramię siedzącego blondyna.
-Poznaj dwóch zakochańców naszego zespołu.- Uśmiechnął się słodko. Paulina zarumieniła się, tak pewnie na nasz widok... Pomyślałem- kolejna szalona fanka, która pod wpływem szczęścia zerwie ze mnie połowę skóry. Aż drgnąłem na tę myśl.
-Hej, pewnie znasz... Jestem Louis, a to Harry.- Wsunął swoje ręce w moje loki.
-Cześć chłopaki- uśmiechnęła się.- Jestem Paulina. Od razu może wyjaśnię, pewnie myślicie że się "jaram" na wasz widok, dlatego się rumienie. To nie jest ten powód, to znaczy miło mi, że was poznałam, nawet bardzo. Lubię waszą muzykę itp. Po prostu potrafię się opanować- mówiła 19-latka.- Co do rumieńców, Niall przed chwilą złapał mnie za tyłek.- Spojrzała na ucieszonego Nialler'a.
-No co?- Zachichotał dając jej buziaka w polik.
-Dobra, koniec. Chodźcie coś zjeść, bo za chwile tu zemdleje, jak zaraz nie włożę czegoś do ust.- Nie mogłem wytrzymać i w końcu to powiedziałem. Wszyscy ruszyliśmy na górę, tam zastaliśmy Zayn'a i Asie krzątających się po kuchni. Widać, że byli zaspani.
-Może wam pomogę?- Spytałem. Biorąc się za zalewanie wody na herbatę.- Asiu, kochana odsuń się, bo za chwilę polejesz się wrzątkiem.
-Harry, zrobisz nam śniadanie?- zapytał Horan. Z niechcenia odpowiedziałem, że zrobię.
-Zaczekaj kotek! Idę Ci pomóc.- Krzyczał z salonu Boo Bear. Wszedł do kuchni i objął mnie w pasie, opierając głowę na moje ramię zapytał- No, to powiedz co mam robić?
-Zrobimy kanapki. Wyjmij coś z lodówki.- Kierowałem go.
-Szynka, ser, pomidor, rzodkiewka, szczypiorek... Marchewka!- Powiedział głośniej... wkładając sobie do ust pomarańczową marchewkę. Zaczął chrupać.
-Miałeś mi pomagać!- Powiedziałem.
-Przecież już wyjąłem Tobie wszystkie potrzebne rzeczy. Aaa, czekaj jeszcze bułki.- zaśmiałem się pod nosem. Umyłem ręce. mówiąc
-No dobrze, a teraz możesz usiąść sobie do barku i przyglądaj się jak mistrz kuchni robi kanapki.- Podczas, gdy ja bawiłem się w kucharza, Louis nawijał mi o wszystkim po kolei. Nagle, nie wiadomo skąd, wziął nam się temat Eleanor. Zamilkł od razu. Spojrzeliśmy na siebie na chwilę. Po czym zaczął mówić o czymś zupełnie z innej półki. Nie chcieliśmy na razie powracać, do tematu Elki. Skończyłem jedzenie, zaniosłem do stołu. Wszyscy rozmawialiśmy, wspólnie się śmialiśmy. No i ogólnie okazało się, że Paulina, jest w porządku.
______________________________________________
Tak, więc mam bardzo, bardzo dużo nauki, nie ma to jak początek roku. 2gim, nie jest taka fajna... -.-
Pani na matmie przyłapała mnie na tym jak pisze rozdz. na bloga. Zabrała mi zeszyt, a jak ją wybłagałam to oddała mi na koniec lekcji. Pewnie już sobie troche poczytała, no ale dobra.



sobota, 8 września 2012

Rozdz. 17




                Po powrocie do domu spotkaliśmy zadowolonych chłopaków i Asie grających w butelkę.
-Całuj, całuj!- słyszałem głos Niall'a. W pewnym momencie Zayn pocałował Aśkę. Wszystko na chwilę we mnie stanęło, nie wiem czemu. Nie mogłem nawet na to patrzyć.
- Hej! Wróciliśmy, biednego przyjaciela, wracającego ze szpitala... No nie dosłownie- to powiedział cicho pod nosem i uśmiechnął się do mnie.- nie łaska przywitać?
-Louis! - krzyknął Horan, a za nim odklejając się od Malika poleciała w naszą stronę Asia.
- Hej chłopaki- powiedziała i mocno uścisnęła Tomlinson'a, później mnie. Spojrzeliśmy na siebie tajemniczo-pytającym wzrokiem.
- Wszystko w porządku?- spytałem szepcząc.
- Tak, wszystko okey Harry.- odpowiedziała- a u ciebie?- mówiliśmy wolno, tak inaczej niż zwykle. Zapatrzeni w swoje oczy.
- Dobrze.- Ocknąłem się.- Nawet bardzo.- Wymieniliśmy się lekkimi uśmieszkami i ruszyliśmy w stronę salonu, gdzie wszyscy własnie zasiedli na dywanie.
- Chodź- powiedział Zayn wyciągając ręce do dziewczyny, na znak aby siadła na jego kolanach. Posłuchała go.
- Dobra to... Gramy?- odezwał się Liam. Usiadłem obok mojego słodkiego chłopca, położyłem mu dłoń na kolanie i zaczęliśmy butelkę.
- Pytanie czy wyzwanie?- zapytał Nialler, gdy czubek butelki wybrał Loui'ego.
-Jeszcze się pytasz?! Przecież wiesz, że wyzwanie.- odpowiedział ucieszony.
-Okey. Więc, na początek coś łagodnego... Stań na środku koła i zatańcz przed Harry'm.- Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem jakby na zawołanie.
-Och jak łagodnie- mówił radośnie Payne.- Dawaj Lou, dasz rade!- przekrzykiwał śmiechy reszty.
Chłopak stanął przede mną, zaczął tańczyć jak on to nazywał "policjanta przepuszczającego pieszych" to jego standard. Później jednak zaczął bardzo seksownie kręcić tyłkiem. Dlaczego musiał mnie tak podniecać? Nie spodziewałem się też tego, że w pewnej chwili chyba troszkę przesadził. Wszedł na mnie, obejmując mój kark. Wszyscy zaczęli dopingować i szczerzyć się. Wiedziałem, że robi to dla zabawy. Uwiesił się na mnie, spojrzeliśmy sobie w oczy i pocałowaliśmy się.
- Gorzko, gorzko...- mówili inni. My dalej nie odrywaliśmy się od swoich ust tyle, że pieściliśmy swoje wargi z uśmiechami.
-Przestańcie!- Powiedziałem, gdy błękitnooki usiadł już obok mnie, a oni zaczęli klaskać. Pojawiły mi się dołeczki i zaraz się zarumieniłem.- Możemy już grać dalej.- Powiedziałem spuszczając wzrok w dół. Louis złapał moje loki, podniósł mi lekko głowę i pocałował w polik.
-Kochanie, to zabawa.- Powiedział podnosząc kąciki ust w górę. Tym razem on zakręcił butelką, która zatrzymała się na Liam'ie.
- Wybieram pytanie.- odpowiedział zanim ktoś zapytał.
- Kiedy w końcu zamierzasz oświadczyć się Danielle?!- Spytał po krótkim namyśle.
- Niedługo. Muszę znaleźć miejsce. Szczerzę to trochę się boję. Ale wiem, że będzie dobrze.- mówił spokojnie jak zwykle.
- Ja nie wiem... Co ona w tobie widzi.- zaśmiał się Malik, ale Aśka zamknęła mu usta, muskając go w nie.- Idę po coś do picia. Jesteście sztywni, opijemy powrót Louis'a!- dodał, wstał i wrócił z dwoma Whisky. W pewnym momencie rozpostarł się huk korka i polanie Jack'a Daniels'a do kieliszków.
-Kotek pijesz?- zapytał Asi.
-No pewnie.- odpowiedziała zadowolona. Nie mieliśmy nic przeciwko, bo w końcu w jej wieku też piliśmy. Wzięliśmy lampki w dłonie.
- Toast! Za to, że nasz najstarszy i najzabawniejszy facet jest znów z nami.- Podniosłem się i powiedziałem. Wypiliśmy i zaczęliśmy ponownie kręcić butelką, coraz częściej dolewając wódki. Po 30 min. już prawie nic nie ogarniałem. Chłopacy chcieli zaprosić znajomych, co i tak wkrótce się stało. Przyszło jakoś 25/30 osób. My razem z Tomlinson'em przywitaliśmy wszystkich, a po 10min wymknęliśmy się na górę do pokoju.
- Ale się spiłem...- Wydusił, kładąc się na łóżko.- To dobrze, że stamtąd zwialiśmy. Potem będziemy ich zbierać z podłogi.- zachichotał.
- Ja też ... Tzn. Za dużo wypiłem ... Przepraszam Cię.- Położyłem się na przeciw niego.
- Haha... Faktycznie, chyba nie ogarniasz bardziej niż ja. Dzięki temu, mógłbym Ci coś nieświadomie zrobić- podstępnie się zaśmiał.
- Ej! Do tego stopnia jestem trzeźwy.- odwzajemniłem uśmiech i pocałowałem go.
- Jest 00:00- powiedział, patrząc na zegarek.
-I co z tego?- zapytałem zdziwiony.
- To, że Cię kocham debilu.- Znów zetknęliśmy wargami na dłużej.
Leżałem na plecach, gdy on usiadł na moich biodrach. Wplótł dłonie w moje loki, dalej pieszcząc moje usta. Tego wieczoru dużo rozmawialiśmy wymieniając się komplementami itp. Zasnęliśmy w swoich ramionach, nie odrywając się od siebie przez resztę nocy...



                                                    *Asia*

              Impreza dalej trwała, przybywało coraz więcej ludzi, których nie znałam. Z o czy zniknęli mi Lou z Harry'm. Nie przejmowałam się tym. Siedziałam na Malik'u, który właśnie przygryzał mi wargę, bawiąc się moim językiem. Muzyka grała w całej mnie. Słyszałam jak jej dźwięk odbija się od moich płuc. Już prawie straciłam świadomość tego co robię. Zayn o tym wiedział, dlatego w ogóle nie spuszczał mnie z oczu... Za to Niall'a chyba poniosło, właśnie lizał się z jakąś laską, której nikt nie znał. Obserwowałam go ze zdziwieniem. Zazwyczaj nie robił takich rzeczy, z kimś z kim nigdy nie rozmawiał. Choć może, nie zauważyliśmy tego, że się z kimś spotyka... No, ale po czasie starałam się nie zwracać na niego uwagi. Co było trudne, bo resztę wieczoru spędził w jej towarzystwie. Rozmawialiśmy wszyscy już na lekkiej fazie. Wydawała się w porządku z tego co pamiętam. Impreza trwała długo, gdy wszyscy się rozeszli usnęłam z Zayn'em na kanapie.
__________________________________________________
Sorry, że taki krótki, ale jestem bardzo zmęczona.
Dziękuje za ponad 4000 wyświetleń <33 Jesteście kochani !

wtorek, 4 września 2012

Rozdz. 16




              Obudziłem się widząc przed sobą niewielką starą, okrągłą lampę. Raziła mnie w oczy, więc szybko zamknąłem je z powrotem. Otrząsnąłem się i powoli uchylając powieki wlepiłem wzrok w Loui'ego. Spał, ale widziałem jego uśmiech mimo to że myślami był w zupełnie innym świecie. Może śnił o mnie, może o czymś lub o kimś innym kogo bardzo kocha lub nienawidzi. Albo po prostu byłem już od niego uzależniony i jego uśmiech widziałem wszędzie, może było to moje urojenie. Kochałem to... Wpatrywałem się w niego jak w obrazek. Idealny, nieskazitelny, mój własny. Siedząc przy nim na białym prześcieradle nie mogłem doczekać się tego kiedy się obudzi. W sali nie było nikogo prócz nas. Chłopacy z Asią poszli wczoraj w nocy. Bardzo fajnie nam się rozmawiało. Szkoda, że wyszli od razu po tym co odstawiłem z Loui'm. Już nie mogę się doczekać, chwili, kiedy wejdzie do naszego pokoju. Z hukiem rzuci się na nasze łóżko, i będzie marudził, żebym do niego przyszedł i go przytulił, bo mu się nudzi. Było tak co dzień. I zawsze musiało kończyć się przynajmniej całowaniem, bardzo mi tego brakuję. O 16:00 mają go wypisać, wtedy wrócimy razem do domu. Dzisiaj z pewnością będzie niesamowicie.
- Nad czym tak myślisz kochanie?- Poczułem lekki dotyk ciepłej dłoni, która przejechała po moich plecach, obracając się ujrzałem błękitne oczy, znów niesamowity uśmiech, który natychmiast odwzajemniłem swoim.
- Myślę o nas. Nie mogę doczekać się powrotu do domu.- Odpowiedziałem muskając jego lekkie usta.- Kocham Cię.- Odsunąłem się na chwilę aby powiedzieć. On usiadł obok mnie i kładąc dłonie na moje policzki zbliżył mnie do siebie, zaczął namiętnie całować. Gdy tylko dotykałem jego warg, unosiłem się w powietrzu, nie czułem się jak anioł, ale raczej jak Bóg. Czułem się lekki jak motyl, mogłem z nim odfrunąć w górę w każdej chwili. Moje serce stawało się tak miękkie jakby ktoś rozpuścił czekoladę w moich rękach. Nie czułem jakbym był w niebie, ale czułem jakbym całym sobą sięgał raju. Opuściliśmy swoje usta, przeszły mnie ciarki, ale natychmiast, położyliśmy się obok siebie, i głaszcząc się nawzajem, po torsie, spoglądaliśmy sobie w oczy.
- Powiedz, jak ja mogłem przeżyć tyle bez Ciebie?- szepnąłem.
- Nie mam pojęcia, jak ja to przeżyłem.- odszeptał i uśmiechając się do mnie znów musnął w usta.
- Nie wyobrażam sobie teraz, życia bez twojej obecności.
- Harry, gdy na ciebie patrzę, serce biję mi mocniej, nie mogę przestać o tobie myśleć. Śnię o tobie co noc. Ja.. Ja..- zająkał się- bałem się, bardzo się bałem, że psuję twój związek z Asią. W sumie, powiedzmy szczerze, tak było, ale wiem, że ty też mnie chciałeś, że nie mogłeś żyć bez mojego oddechu. Mówiłeś mi o tym, pamiętasz.
- Tak, wciąż nie przestaję o Tobie myśleć. Lou jesteś dla mnie po prostu wszystkim. Naprawdę. - Bez przerwy szeptaliśmy, żeby nie psuć atmosfery, która panowała między nami. Po krótkim czasie oboje zamilkliśmy w jednej chwili. Spojrzeliśmy na zegarek 15:00.
- Dobra trzeba się zbierać.- powiedziałem, kiedy usłyszeliśmy kroki dochodzące zza drzwi. Tomlinson podniósł się z łóżka, ja zaraz po nim. Ledwo co zdążyłem stanąć na nogi, kiedy pielęgniarka zapukała do sali.
-Dzień dobry panowie. Za godzinie będzie mógł pan opuścić szpital. Przyszłam, ponieważ musi pan podpisać tutaj- mówiąc wskazała miejsce na papierze.- po to abyśmy wiedzieli, czy chce pan wyjść.
- Jeszcze się pani pyta. - powiedział Louis, podpisując się.- Bardzo dziękuję.- odparł, po czym pielęgniarka obróciła się, a gdy już wychodziła Lou jeszcze szepnął pod nosem- Ta i jeszcze czego, wypadałoby powiedzieć, nie ma za co...
- Słucham?- obróciła się kobieta.
- Nie nic, nic. Mówiłem do kolegi. - wymusił sztuczny uśmiech.
- Hahahaha, dobre to było.- Kiedy wyszła zaczęliśmy się śmiać.- Słuchaj, nie mogę się doczekać, kiedy wrócimy do domu! Więc się szybko idź przebrać. Ja Cię spakuję, i wyjedziemy wcześniej. Jeszcze tylko dam znać chłopakom, że będziemy w domu jakoś o 20:00.
- Jak to o 20:00?! Przecież...
- Cicho. Zabiorę Cię w fajne miejsce.- Nie dałem mu dokończyć.- Zobaczysz spodoba Ci się.
                Piętnaście minut później siedzieliśmy w moim samochodzie. Dobrze, że zrobiłem prawko. Teraz wiem, będzie mi często potrzebne. Mojego kotka, Louis'a zabieram w miejsce, które zapamięta na długo. Daleko nad jezioro. Nikogo jeszcze tam nie widziałem. Nawet żadnych śladów po ludziach czy innych stworzeniach. Jest tam bardzo stary, ale stabilny most. Znalazłem to miejsce w wieku 9 lat, kiedy uciekłem z domu, zaraz po tym jak dowiedziałem się, że moi rodzice się rozwiedli. Przespałem na moście całą noc, a następnego dnia, znalazł mnie rybak. Musiałem wrócić do domu. Gdy wjechaliśmy w drogę leśną, kazałem Tomlinson'owi zamknąć oczy.
- Tylko nie podglądaj, proszę! To ma być niespodzianka!- Wyszczerzyłem zęby sam do siebie.
Zatrzymałem samochód na uboczu drogi. Wysiadłem, podbiegłem do drzwi od strony Lou, i otworzyłem je.
- Nie patrz!- mówiłem, pomagając mu wysiąść. Złapałem go w tali, a on sięgając ręką do przedniej kieszeni moich spodni, szedł bardzo powoli, bojąc się że zaraz w coś wejdzie.
- Hej Harry uważaj, bo za chwile w coś uderzę! Mogę już otworzyć oczy.- To mówiąc zwolnił jednocześnie przybliżając się do mojego torsu. Zrobiło mi się gorąco. Stanąłem, wtedy on odwrócił się w moją stronę i nie otwierając oczu, przygryzł swoją wargę. Wtedy zbliżyłem się do jego ust, zaczynając je całować. Złapałem go dłońmi za tyłek, on za to swoje wplótł w moje loki. Pocałunek nie trwał długo, ale tylko z tego powodu, że chciałem więcej. Złapałem go za nadgarstki i poprowadziłem na most.
- Wooow. Fajnie tu!- Mocno się uśmiechną w moją stronę. Odwzajemniłem także ogromnym uśmiechem.
Usiedliśmy na spróchniałych drewnianych deskach, złączonych kolejnymi jeszcze starszymi. W niektórych miejscach wokół gwoździ tkwiła rdza. Pod mostem na wodzie pływały lilie wodne. Woda była turkusowa i bardzo czysta. Dlatego miejsce miało taką znakomitą, niepowtarzalną atmosferę. W pewnej chwili, poczułem  dotyk Louis'a na moim udzie.
- Tu jest cudownie.- Spojrzeliśmy sobie w oczy, zaczynając od razu pieścić swoje włosy. Zbliżając się do siebie zaczęliśmy się całować. Opuszkami palców przejeżdżałem wciąż po jego gładkiej cerze. Zaczął schodzić niżej, docierając do mojego uda. Nie mogłem się powstrzymać, usiadłem na nim. Zaczęliśmy rozpinać sobie wzajemnie spodnie wcale tam nie patrząc, gdyż byliśmy właśnie zanurzeni w namiętnym pocałunku. Pieszcząc swoje wargi, położyłem go na pomost, przejeżdżając dłonią po jego torsie, w końcu dotarłem do bokserek. Podnieciło go to, włożyłem do nich rękę. Wtedy jęcząc odgiął się jakby w tył. Nie mógł wytrzymać, ja także. Nie przestawał głośno jęczeć, żeby go uciszyć, niegrzecznie i namiętnie całowałem jego wargi. Poczułem ciepły dotyk Loui'ego na moich pośladkach. Zaczął dobijać się do mojej strefy intymnej, podczas gdy ja już tam byłem. Powoli jeździłem opuszkami palców po penisie chłopaka. Doprowadzałem go, zarówno jak i siebie do ciarek. Głos drżał nam obojgu, zaczęliśmy oddychać szybciej. Robiąc chwile przerwy, szybko zdjęliśmy z siebie t-shirt'y. Pomagając sobie zdjąć spodnie, głęboko spoglądaliśmy w swoje oczy. Moje zielone źrenice, odbijały się w jego błękicie, jak na tafli turkusowej wody, mieszczącej się pod nami. Tym razem to on położył się na mnie, zaczynając powoli we mnie wchodzić. Czułem jakbym miał za chwile odlecieć. Gdy dotarł do punktu G, to zacząłem wydawać głośne dźwięki podniecenia. Chciałem, żeby robił to mocniej, wiedział o tym. Niedługo po tym, to ja w niego wszedłem, wtedy już nie mogliśmy oboje doszliśmy w podobnym czasie. Tylko leżeliśmy na sobie obmacując wszystkie miejsca naszej jasnej skóry. Powietrze przeszywała bardzo namiętna atmosfera.
- Pragnąłem tego od tak dawna...- Szepnął chłopak. Wpił się w moje usta, jakby miał mnie zaraz stracić. Bawił się moimi lokami. Nasze języki potrzebowały siebie nawzajem. Nie mogliśmy bez siebie żyć. Byłem tak szczęśliwy. Na moment oderwałem się od jego warg.
- Ja bardziej- rzekłem, pokazując swoje dołeczki. Ujrzałem szczery uśmiech na jego twarzy. Wróciliśmy do pocałunków. Ustami lekko przygryzałem jego. Schodziłem do szyi, po to aby znów wejść wyżej. Bawił się moimi dołeczkami, nie spuszczając ze mnie wzroku. Nie zrobiliśmy tego ponownie, już nie mieliśmy na to ochoty. Mieliśmy po prostu siebie, to nam wystarczyło, ubraliśmy bokserki, pozostaliśmy w nich samych, bo było gorąco. Usiadł na mnie okrakiem, spuściłem nogi w dół mostku i trzymając go w pasie nie pozwalałem aby spadł.
- Nie wracajmy jeszcze.- Powiedział, gdy spojrzałem na godzinę 19:27.
- Spokojnie misiek. Na razie nie mam najmniejszego zamiaru.- Odparłem po raz setny dzisiaj rozpieszczając jego wargi. Wplótł dłonie w moje loki i zamykając oczy wczuliśmy się w pocałunek nie pierwszy i nie ostatni raz. Podczas niego myślałem nad czasem który tutaj razem spędziliśmy. Nie zmarnowałem ani jednej sekundy. Przeżyliśmy cudowny wieczór, który zakończy się przepięknym zachodem słońca, spędzonym wspólnie.
- Harry.
- Słucham...?- odpowiedziałem i patrząc w jego tęczówki, czekałem na odpowiedź.
- Wiesz o tym, że Cię kocham prawda?- Jego seksowne kąciki ust uniosły się ku górze.
- Tak, Louis też Cię kocham. Tak jak nikogo innego na świecie.- Uśmiechnęliśmy się do siebie i znowu utonęliśmy w swoich oczach, a następnie w niezwykłym pocałunku, któremu towarzyszył już zachód słońca...
________________________________________________
przepraszam za to, że tak długo nic nie daje, ale...
1. Teraz zacznę regularnie, jakoś co 4 dni. Zaczęła się szkoła, wiec będę wolała pisać niż robić lekcje.
2. Przecież... I tak nikt tego nie czyta. Szczerze to pisze to dla siebie, i może dla niewielkiej liczby ludzi. Jeżeli naprawdę podoba się wam to co piszę, to możecie polecać ile wlezie mojego bloga.
Jeśli czytacie, skomentujcie ten rozdz. Zobaczę.. ile na serio was jest. -.-*