Translate

Łączna liczba wyświetleń

piątek, 5 kwietnia 2013

Imagin :)

''louis met harry

toms met converse

the fray met coldplay

suspenders met bowties

blue eyes met green eyes

short met tall

small hands met large hands

high voice met low voice

a boy with a dream met a boy with a dream

straight hair met curly hair

eyelashes met dimples

football met instagram

bravery met i can’t change

piano met cooking

love met babe

boobear met babycakes.'

        Powrócić na stare śmieci, tak to jest jednak coś. Śmiesznie się teraz patrzy na tego bloga, taki... Niedopracowany, szczególnie te pierwsze rozdziały. Swoją drogą, pisałam IMAGINA na taki drobny konkurs Larry'ego i pomyślałam. Czemu nie pokaże wam takie drobne gówienko ;p

                                            W rzeczywistości spraw...

 
         Jak to jest, że nie mogę go kochać... Każda sekunda z nim jest fenomenalna. Szczerze to nie daję już rady psychicznie, a do tego ta nieznośna 'broda' Eleunor. Kiedy Lou musi z nią być (patrzyć na nią, trzymać się za rączki... Całować) jest taki przygnębiony i markotny, nawet trudno to dokładnie opisać. Cholerny Modest! Popełniliśmy największy błąd niestety nabierając się na wspaniałe warunki... A teraz siedzimy w tym gównie po uszy, wszyscy.
Leżałem na kanapie z zaplątanymi dłońmi na klatce piersiowej. Loui'ego właśnie zabrali. Powód? Czy to takie trudne, można się domyślić. Ostatnio przesadzaliśmy z okazywaniem uczuć publicznie, a przecież zachowujemy się jak reszta One Direction! Pewnie wmawiają nam, że tylko w nas widać to co naprawdę czujemy. Chociaż Elka ma się z czego cieszyć, znów dostanie nowe szmatki. Z zaszklonymi oczyma myślałem w końcu o czasie, w którym to wszystko się skończy. Nie jestem bez sercowym flirciarzem, który pieprzy każdą dziewczynę, plotki są irytujące. Jestem wrażliwy i to bardzo, a do tego niech się wszyscy tak nie podniecają... Jestem Bi i ostatnio coraz bardziej zaczynają interesować mnie faceci niż kobiety... Niekiedy Lou jest o to przeraźliwie zazdrosny.
     -Hej, Harry już jestem! - Usłyszałem nagle niebiański głos. Przymknąłem powieki i wzdychając uniosłem kąciki ust ku górze. Żeby tylko nie wyczuł, że miałem zamiar płakać- modliłem się.
     -Cześć misiek.- Uśmiechnąłem się mocno kiedy wszedł do salonu.- Jak było?
     -Haha. Jak mogło być Hazz nie było Ciebie, więc jak zwykle chujowo.- Jak to bywa zazwyczaj rozbawił mnie swoim śmiechem i usiadł na mnie okrakiem.
     -Faktycznie.- Roześmiałem się także kładąc ręce na jego uda.
     -A ty, co robiłeś? Byłeś u kogoś, ktoś dzwonił? Ktoś był u ciebie? Jakich chłopak, czy coś.- Ohh nie znosiłem kiedy był tak zazdrosny równocześnie to kochając.
     -Lou... Leżałem tak cały czas odkąd wyszedłeś. Nie musisz być tak zazdrosny.
     -Zamknij się okej?!- Chyba faktycznie miał zły dzień z El dzisiaj.
     -Dobra uspokój się! Ja tylko mówię, to chyba ja powinienem być bardziej zazdrosny o Ciebie, nie uważasz?!- Odparłem tym samym tonem.
     -Akurat ty idioto nie masz o co! Dobrze wiesz, że nic bym nie zrobił! Nawet nie mogę.- Wystawiał się, ale ja i tak zawsze wygrywałem.
     -Ale byś chciał?! Ciekawy jestem czy gdybyś mógł to oglądałbyś się za kimś innym...- Podniosłem się lekko opierając o podparcie.
     -Nie mógłbym do cholery, bo logiczne że Cię kocham!- Wydarł się i w jedną sekundę całą złość z nas zeszła. Tak jest często, chyba normalne są kłótnie.
     -Widzisz masz swoją odpowiedz.- Słodko się uśmiechnąłem patrząc w jego turkusowe tęczówki.
     -Jaką odpowiedź, na co?- Nie zrozumiał. Złapałem go za rękę i powiedziałem.
     -Ja też za nikim innym się nie oglądam. Kocham Cię i nikt ani nic innego mi nie potrzebne. No może odrobina wolności...- Oboje zrozumieliśmy i skończyliśmy temat. Lou uśmiechnął się i pocałował. Kiedy spytał co chcę robić, posmutniałem.
     -Czemu jesteś smutny?- Spytał robiąc słodziutką minę.
     -Chciałem gdzieś wyjść. Ale nie możemy przecież.- Odparłem niczym naburmuszone dziecko z założonymi rękoma.
     -Ee tam. Gadanie, możemy iść do kuchni.
     -Haha LouLou dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi.- Zawsze rozśmieszał. Podniósł wierzchem dłoni mój podbródek i odpowiedział.
     -Wiem kochanie, ale nienawidzę patrzeć jak Ci źle.- Ukazałem dołeczki robiąc się rumiany na policzkach.
    -Więc... Możemy faktycznie coś przyrządzić.
     -Ahh! Wspaniale, tylko pośpieszmy się za godzinę mamy kolejny koncert.- O kurde! Prawie o tym zapomniałem.

Lou z Harry'm przyszykowali się do wyjścia i pobiegli coś wspólnie zjeść. Jak zwykle bawili się przy tym świetnie, a kilka sekund po tym jak odłożyli talerze zadzwonił ktoś z Modestu nakazując im osobne wyjście z domu. Oboje bardzo wkurzeni posłuchali. Czy to normalne, że  Odkąd to 'przyjaciele' nie mogą wyjść z jednego domu...
Tomlinson wymknął się tylnymi drzwiami, gdzie czekał już na niego czarny wóz, to samo w tej chwili robił Harry, ale ten napotkał jeszcze grupkę swoich fanek.



     -Harry! Harry! Kochamy Cię! Podpisz tu! I tu!- Krzyczały wszystkie w moją stronę. Nie wiedziałem na którą pierwszą spojrzeć, każda wydawała się być tak bardzo szczęśliwa, że mnie zobaczyła. Bardzo lubiłem naszych fanów. Szeroko się uśmiechnąłem witając się z każdą po kolei. Zacząłem robić zdjęcia, rozdawać autografy, ale po pięciu minutach kiedy usłyszałem klakson musiałem się z nimi pożegnać.
     -Kochane, muszę spadać. Zaraz koncert, do zobaczenia!- Rzuciłem w ich stronę kierując się do samochodu. Znów wszystkie zapiszczały żegnając mnie. Odprowadziły mnie do drzwi, a kiedy je zamknąłem będąc już w środku uchyliłem jeszcze okno, żeby im pomachać.
     -Zamknij to okno. Nie za miły jesteś?- Nagle odezwał się głos zza kierownicy.
     -Och spierdalaj!- Odparłem od razu kiedy byliśmy już sam na sam.- To moi fani i chyba mam prawo być dla nich miły… Nie to co ktoś dla nas.
     -Jej, jakie to było życiowe… Tak piękne, jak pięknie wyglądasz z Lou. Pedału.- Nienawidziłem ich. Popieprzeni ludzie (o ile w ogóle można ich tak nazwać. Bardziej odpowiednie byłoby maszyny.)
     -Możesz się już przymknąć i jechać! Nie jestem pedałem. Tylko gejem i w porównaniu do ciebie mam serce i uczucia staruchu!- Rzuciłem wkurzony na maksa i nałożyłem słuchawki na uszy odreagowując Pink Floyd’em.
Nim się obejrzałem, po całym zamieszaniu z garderobą, mikrofonami stałem już na scenie, a w tle leciała Little Things. Spojrzałem na tłum wiwatujących, a nawet płaczących fanów. Ten widok zawsze mnie rozklejał od środka, to niesamowite jak dużo dla nich najwyraźniej znaczymy. Niezwykłe, że jesteśmy autorytetami większości. Uśmiechnąłem się pod nosem kiedy usłyszałem pierwsze słowa piosenki śpiewanej przez Zayn’a „Your hand fits in mine like it's made just for me. But bear this in mind it was meant to be.” Zerknąłem na Loui’ego, który właśnie przeszywał mnie wzrokiem nie zwracając uwagi na nic innego. To źle, bardzo źle. Lou proszę ocknij się, potem znowu będziesz musiał wychodzić z Elką. Błagałem siebie w myślach. Na szczęście w jednej chwili Nialler ruszył do akcji zagadując Boobear’a czymś innym. Usiadłem na jeden ze schodków, na których byłem prawie nie widoczny dla głównych kamer, pomachałem fanom. Kiedy nagle usłyszałem niebiański głos Louis’a, taki prawdziwy spuściłem głowę w dół smutny. Miałem nogi z waty, a gdy uniosłem wzrok z powrotem ku górze zobaczyłem Tomlinson’a spoglądającego wprost na mnie (to byłą prawie sekunda, ale wiedziałem o co mu chodzi.) „And maybe that's the reason that you talk in your sleep.” Podobno mówiłem dzisiaj przez sen, że go kocham. Zarumieniłem się prawie zapominając o swojej solówce. Na szczęście w ostatniej chwili zdążyłem się opanować i wstałem śpiewając…
Koniec.
Ukłon.
Uśmiechy.
Oklaski.
Przyjaźń.
Nienawiść.
Tajemnica.
Miłość…

sobota, 22 grudnia 2012

Nowe opowiadanie.

http://codename-of-hate-is-love-stylinson.blogspot.com/ Proszę was czytajcie, nowe! Mam nadzieję, że spodoba się wam bardziej niż to. Zapraszam Larry Shipper ;3


Takie tam, nie ma to jak rozpowszechnianie swojego bloga, na moim nierozpowszechnionym blogu >,<

poniedziałek, 10 grudnia 2012

Epilog

 xx Dziękuję wam za to, że byliście ze mną, tyle czasu. Mam nadzieje, że wywarłam na was choć trochę wrażenie.. Naprawdę dziękuje wszystkim za to że po prostu byli. Kocham was, każdego z osobna :)
Chociaż ogólnie jestem chujowym bloggerem to postaram się bardzo w kolejnym opowiadaniu pisac lepiej. Nie wiem, czy tak wam się spodoba...
Gdybyście coś chciały xd piszcie gg: 31504367
Nie było tak źle mam nadzieję. Nie chciałam żebyście płakały. Haha, nie spodziewałam się nigdy, że pokocham pisanie..
Fajnie by było, jak pod tym poste każda zostawiłaby po sobie kom. Chciałabym wiedzieć ile z was serio czytało to gówno >.<
                                                    Enjoy ;3


                Tak zakończyła się, prawdziwa miłość, może tak własnie kończy się każda taka miłość, stratą siebie nawzajem. A może, wcale nie skończyli, może teraz własnie siedzą na wielkiej polanie gdzieś bardzo wysoko i oglądają niesamowity zachód słońca z najlepszego miejsca, tylko oni to widzą. Może właśnie im zazdrościsz, a nie wiesz tego. Zazdrościsz im, że mają siebie, a ty.. Ty nie masz w tym momencie nikogo. Siedzisz sam w pokoju, w którym przeżyłeś tak wiele, tyle płakałeś, tyle się śmiałeś. Byłeś zdziwiony milion razy, zaskoczony, przestraszony w nocy. Bałeś się wyjść z pokoju. Bałeś się ludzi bądź rzeczy, które mógłbyś tam spotkać. A oni, już nie muszą się bać niczego, prawdą jest, że trochę żałują. Ale zrobili to razem, oboje tego chcieli. On już nie wytrzymywał, że jego bratnia dusza nie może żyć. Nie widzieli co ze sobą zrobić. W chwili zagrożenia, nikt nigdy nie wie. Czasem musi być tak, że popełniamy błędy których w ogóle nie jesteśmy w stanie naprawić. Przez które czujemy się winni. Mimo to, że z czasem przestajemy o nich myśleć. One po czasie wracają i to w tych najgorszych momentach. Ale zawsze, będziemy w stanie kochać. To jest niesamowita rzecz, która jako jedyna nie zniknie z tego świata. Bo tak naprawdę kiedyś przepadnie wszystko wraz z tobą, ale miłość pozostanie na wieki. Ona jest i będzie wszędzie. To zupełnie jak muzyka. Każdy dźwięk. Klakson samochodu na ulicy, odgłos wiatru, pękającego pąka kwiatu, skrzypiących drzwi. To wszystko jest muzyką. Której nie widzisz, i być może nie doceniasz. Lecz jak słuchasz kogoś głosu, potrafisz się wczuć i możesz wtedy odciąć się od całego świata. Wtedy znaczy że nie jesteś nikim. Jednym z tych głosów był zespół, którego dwójka zakochanych w sobie członków odeszła, to samo co było nigdy nie wróci. Liczy się tylko to, co dzieje się w tej chwili. Nie przeszłość, ani nie przyszłość, tylko właśnie to co jest teraz, co właśnie się stało, tego się już nie zmieni. Harry miał anioła stróża, który wcielił się właśnie w Louis'a, zupełnie jak Louis'a aniołem był zielonooki. Może właśnie jest tak, że twoim aniołem stróżem nie jest ktoś, kogo nie możesz zobaczyć. Może to ktoś, kogo po prostu musisz odnaleźć, nie jest to proste, ale na pewno do zrealizowania.
-Nie martw się, znajdziesz osobę, twojego anioła, tak jak znalazłem go ja. Wcale nie zginęliśmy, my po prostu skoczyliśmy. To była tylko zabawa, Teraz siedzimy w samochodowym kinie, na kocu w bagażniku auta. Śmiejemy się na głos, oglądając komedie z naszymi ulubionymi aktorami, którzy wczuwają się w role, tak jak my wczuwaliśmy się w nasze poprzednie życie. Tam trzeba było grać role, czasem nie mówić tego co się naprawdę czuję. Tu nawet nie musimy się odzywać, wymieniamy się myślami, jak wszyscy. My potrzebujemy tylko swoich oddechów... Niczego więcej... ~ Harry.
                 Nie bądźcie smutni, na każdego kiedyś przyjdzie czas, niezależnie od tego gdzie się znajdzie. Może stanie się to w taki sposób w jaki my to zrobiliśmy, a może po protu, położysz się spać, a obudzisz się obok nas. Na komedii w kinie na tylnym siedzeniu. Przysiądziesz się do nas, będziesz się z nami śmiał. Patrzył nam prosto w oczy. Później już nie będziesz pamiętał, czy to lepsze życie, w którym będziesz z nami, to sen czy jawa. Będzie się liczyła chwila obecna. Nie przyszłość ani nie przeszłość... ~Louis.
A gdzie napisy końcowe... Nie ma ich. Nie będzie. To wcale nie koniec, to dopiero początek. Twojego, mojego życia. Będziesz o nich pamiętać? Gwarantuję Ci to. O nich i o całej reszcie. Pokochałaś ich, a tych których się kocha się nie zapomina. A za kilkanaście lat. Wrócisz. Przypomnisz sobie, wszystko co kojarzyło się tobie z One Direction. Powrócą. Wspomnienia. Niewinność. Młodość. Szaleństwo. Śmierć. Nienawiść. Początek nowego, lepszego życia. Drugiego, trzeciego... Tajemnice. Konflikty. Utrata. Zysk. Zauroczenie. Zakochanie. Miłość. WIECZNOŚĆ...
~Agata~ (2 grudnia 2012)
Dziękuję xXx

czwartek, 6 grudnia 2012

Rozdz. 32

To ostatni rozdział. Nie spodziewałam się tego, najprawdopodobniej wy także nie. Skończyłam, bo tak mi się spodobało. Wiem, że jest on krótki, ale jakoś ładniej wyglądało to osobno z Epilogiem, który napisałam dość dawno. Miałam, jeszcze tyle pomysłów, ale nie mogę ciągnąć tego w nieskończoność. Zaczynam drugiego bloga. Mam nadzieję, że niektóre z was pozostaną mi wierne. Tak... Moje marzenia. No, więc tak, tutaj jest link do kolejnego opowiadania. Jeszcze nic tam nie ma, ale po prostu wiedzcie gdzie będę :)
P.S Czeka was jeszcze Epilog! Który dodam jutro.
Liebster Awards pojawi się niedługo po epilogu. Dziękuję wszystkim.


           -Wszystkiego najlepszego!!- Wykrzyczeliśmy na koniec śpiewania sto lat. Lou wyszczerzył zęby i podchodził do każdego, dziękując za prezenty, które podczas tego dostawał. Ostatni, a właściwie przedostatni wręczyła mu moja siostra, słuchawki (hmm oryginalne) uśmiechnąłem się pod nosem z własnego żartu. Ciekawe jak Loui zareaguje na mój drobny upominek- ponownie się uśmiechnąłem- ohh, dlaczego jestem taki skromny. Tommo chyba to zauważył, bynajmniej właśnie zmierzał w moim kierunku.
-A ty? Co się tak szczerzysz głupku.
-Udawaj zaskoczonego.- Nikt jeszcze nie wiedział o zaręczynach, a Louis zdjął pierścionek przed powrotem do domu. To co chciałem mu pokazać, było tylko przedsmakiem tego co jeszcze nas czeka. Mamy całe życie.- Pokaże Ci coś fajnego- ponownie wyszeptałem i pociągnąłem go za rękę.- Chodźcie, to będzie przyjemne dla oka- zwróciłem się do wszystkich tkwiących w przytulnym salonie. Daisy podbiegła do mnie i chwyciła za rączkę, wyciągnąłem wszystkich na taras, Lou niepewnie spoglądał to na mnie, to wokół siebie bardzo zdezorientowany.
-Spójrzcie w górę!- Krzyknęły w jednej chwili dziewczynki zadzierając noski ku ciemnemu niebu, które teraz wypełnione było kolorowymi fajerwerkami. Wszyscy oglądaliśmy pokaz. Tom mocno ściskał moją dłoń dziękując mi za prezent. W pewnej chwili na nieboskłonie pojawił się pomarańczowo błękitny napis ułożony z petard- wyszło- pomyślałem, a kąciki ust uciekły ku górze na mojej twarzy. Kiedy wszyscy zapatrzeni byli w niebo ja klęknąłem przed nim oczekując na odpowiedź widniejącego nad nami napisu " LOUIS KOCHAM CIĘ. WYJDŹ ZA MNIE!" Widziałem jak w oczach naszych mam zakręciły się łezki szczęścia, dumy i zaskoczenia. Nie tylko u nich, Tomlinson (mimo, że wiedział o tym chyba i tak się wzruszył) także zdawał się ronić łezkę, która spłynęła mu po policzku.
-Louis!- Przekrzykiwałem fajerwerki. Ten spojrzał na mnie tak głęboko i czarująco jak nigdy przedtem.
Cały zadrżał perfidnie się uśmiechając. Wszyscy obrócili głowy w naszą stronę, kiedy napis powoli spływał z tafli czarnych chmur, tylko dziewczynki pozostały wiernymi patronkami wypuszczanych jeszcze w kosmos sztucznych ogni.
-Tak więc... Jak będzie?- Ukazałem rządek białych zębów, spoglądając na niego tak jak kiedyś. Naglę poczuliśmy oboje dziwne przeszywające nas uczucie. To było to, tak właśnie miłość od początku. Mieliśmy w głowach nasze pierwsze spotkanie...
-Oczywiście, że się zgadzam!- Wykrzyczał ze łzami w oczach. Podniosłem się z zimnego śniegu, który ogarniał całą okolicę. Kiedy wszyscy zaczęli bić brawo ja miękko przywarłem do Louis'a wsuwając palce w jego włosy. Odchyliliśmy się od siebie, a wtedy zaczął prószyć śnieg, unieśliśmy na chwilę głowy w góry, by poczuć miły mróz na zarumienionych policzkach. Spadały na nas miliony białych płatków. Przestudiowałem zadowolone twarze innych, a później skupiłem się tylko na nim.
-Kocham Cię- Powiedział milimetry od moich warg i od razu usunął granicę tkwiącą między nami wielkości nici. To był najdłuższy pocałunek z najszczęśliwszymi uśmiechami na jakie było nas stać. Nie czułem zimna, żadnego smutku. Czułem tylko jak otacza mnie najpotężniejsze uczucie jakie kiedykolwiek mogło istnieć na ziemi i poza nią. W okół nas sypiące się płatki śniegu, podobno każdy jest inny. Nie wierzę w to, ja znalazłem taki sam, identyczny śnieżny listek jakim byłem ja. Dosłownie sobowtór. Louis Tomlinson, tak się nazywał.
Sklejone ze sobą dwie idealne śnieżynki, idealnie dopasowane usta. Idealnie stworzone marki chłopców, w których narodziło się idealne uczucie. Wszystko było idealne i takim pozostanie. Jak to się mówiło? Póki śmierć nas nie rozłączy.
Nie!
Dłużej!
O wiele dłużej!
~ Z pamiętnika Harry'ego Styles'a


         

             " Trzy lata później Harry Styles wraz z Louis'em Tomlinson'em zeskoczyli z klifu? Dlaczego? Dobre pytanie. Tego nikt nie wie, po prostu to zrobili, rodzina (także ja) i chłopaki z One Direction podejrzewamy, że powodem były coraz częstsze wizje chłopca o zielonych ślepiach. Tylko, w takim razie czemu skoczył z nim błękitnooki anioł? Tego nie wie nikt. Jedynie oni dwoje... Może to właśnie jest to. Wiecie ' miłość dla niego, miłość z nim '. Uczucie tak wielkie, że mógłbyś w stanie dla drugiej połówki zrobić WSZYSTKO! Dosłownie, nawet zeskoczyć w przepaść za rękę na backdownlove street." ~ Gemma Lockerbrod (Styles)
 Dziennikarka dla wydawnictwa "Stylinson"

piątek, 30 listopada 2012

Rozdz. 31


                                                 *Louis*

           -Ja...- Wzruszyłem się. Kocham go, nigdy to mało, przenigdy nie spodziewałbym się takiej scenki, i wcale nie mam na myśli oświadczyn, ale raczej spodziewałem się mnie klęczącego przed nim. Zobaczyłem jak zaświeca mu się łezka niepewności w oku i od razu dokończyłem odpowiedź najprawdziwszym i najpiękniejszym tonem na jaki było mnie stać.-Harry...- Tak bardzo chciałem mu odpowiedzieć. Żeby się nie męczył. Zgadzam się no! Ale jakoś nie mogę nic wypowiedzieć, jestem w szoku i jeszcze ten cudowny pierścionek. Złoty, kiedy ręka mojego chłopca drgała on odbijał światło w kolorach tęczy. To było niezwykłe i takie, jakby to określić, takie nasze. Zastanówcie się czym symbolizuje się homoseksualizm. Właśnie barwami tęczy. Przyklęknąłem obok Styles'a przykładając jego drżącą dłoń do mojego serca.
-Znasz odpowiedź. Ono całe życie bije dla Ciebie.- Wyszeptałem znacząco wpijając w niego wzrok, podczas gdy moje serce zdawało się eksplodować. Niepewny uśmiech. Dwa nadzwyczajne spojrzenia. Dwa magiczne oddechy i jedno słowo wypowiedziane z moich ust, niby przeciętne, ale w tym momencie znaczące wiele...
-Tak.- Następnie nieziemski, wręcz nadnaturalny pocałunek zmieniający w jednej sekundzie nasze życie na lepsze.
-Louis...-Szeptał milimetry ode mnie z ogromną ulgą i podekscytowaniem w głosie-Kocham Cię. Może nadużywamy tego słowa tylko, że znaczysz dla mnie tak wiele, inaczej nie potrafię określić tego co do Ciebie czuję.- Jeszcze raz na jego twarzy pojawił się uśmiech, ale tym razem wybudziłem się z przepięknej baśni i dostrzegłem, że coś nie gra.
-Co się dzieje?- Gorączkowo spytałem przerażony widząc, że zaczyna łapać się za skroń, bladnąć i powoli kurczyć się w kłębek.
-Nic, to znowu...-Dobrze wiedziałem. Czy te "wizje" nie mogą się już skończyć? A do tego, zawsze muszą pojawiać się w najmniej odpowiednich momentach. Objąłem Harry'ego jak najmocniej przylepiając do swojego ciała. Zadrżał, ale i tak go sparaliżowało. Znowu nie był w stanie się ruszyć, nic powiedzieć ani podnieść powiek. Miałem tylko nadzieję, że nie będzie to długo trwało, jak niekiedy. Nie wypuszczałem go z objęć, a widząc jak się męczy nie wiedziałem co robić. Pocałowałem go w głowę długo przytrzymując przy niej usta. Bałem się, jak zwykle bałem się jak małe dziecko- Ogarnij się!- powtarzałem sobie w myślach- pomóż mu!- Jak ja mam to zrobić?!
-Harry spokojnie, proszę- szepnąłem opanowany, ale bez rezultatu.-Coraz ciszej prosiłem zastanawiając się czy jak do niego mówię to nie jest gorzej. Po chwili zaczął się uspokajać, uchylił lekko oczy i powoli  zsunął dłonie ze skroni i wetknął je pod mój sweter wtulając się w ciepły tors swoimi chłodnymi rękoma. Odzyskał świadomość i parę łez ściekło mu po policzku.
-Spokojnie-Głaskałem go po bujnych lokach- Już dobrze. Też Cię kocham.- Odchylił się powoli ode mnie wciąż jeżdżąc po moich kręgach na plecach. Klęczałem, a on siedział przestraszony na kolanach zapatrzony w moje źrenice.
-Czemu to cholerstwo pojawia się w najpiękniejszych momentach mojego życia.-Zaczął, ale nie dałem mu skończyć bo tylko przywarłem mocno do jego soczystych, różanych warg, po chwili wplatając w nie język. Poddał mi się zamykając oczy. Przejechałem opuszkiem kciuka po jego poliku i odgarnąłem loki za ucho.
-Nie możesz się poddać. Zrozumiałeś?- W końcu powiedziałem stykając się z nim czołem. Mruknął tylko na znak zgody i ponownie zanurzył się w moich ustach jak w oceanie pełnym pięknej rafy koralowej, za każdym razem odkrywał nowe kawałki.
-Zdaje mi się, że powinniśmy już iść. Obiecałem wszystkim, że będziemy u ciebie po 17:00.
-Zaraz, chwila to wszyscy o tym wiedzieli?!- Wyrwałem zaskoczony.
-Tak! To znaczy nie do końca, nie wspominałem nikomu o zaręczynach.- Ujrzałem słodki uśmieszek, który od razu sam zmusił mnie do rozpromienienia się. Nareszcie się uśmiechał.
-No dobrze.
-Na początek, zanim wyjdziemy włóż pierścionek, twoja mama przecież nie będzie miała nic przeciwko zaręczynom, a ja tak bardzo chciałbym ciebie w nim zobaczyć.- Posłuchałem i Harry włożył mi na palca tęczowe cudo.
-Odwdzięczę się tobie niedługo podobnym.- Podniosłem się i złapałem za jego rękę ciągnąc do góry.- Tak w ogóle, to gdzie jest mój samochód, gdzie my tak w ogóle jesteśmy?!... I... O matko zostawiłem otwarte auto, zatłukę cię!- Krzyczałem i zacząłem go łaskotać.
-Haha spokojnie! Puszczaj mnie głupku!- Śmiał się, a echo odbijało się od wszystkich ścian.- Po pierwsze, jesteśmy w starym więzieniu, pamiętasz? Na początku jak się poznaliśmy, chcieliśmy zawsze tutaj na halloween straszyć dzieci. Jak dwójka idiotów normalnie.- Roześmialiśmy się jak pokręceni.
-Pamiętam! Ale dalej nie wiem, co z moimi kluczami?!- Zacząłem przeglądać moje kieszenie, klnąc pod nosem.-Kurde Harry!- Powiedziałem kiedy zobaczyłem, jak macha mi kluczykami przed oczyma.
-Zamknąłem samochód i dobrze ich pilnowałem.- Zadziornie wyszczerzył zęby i pociągnął mnie w stronę wyjścia. Na serio się spóźnimy, już po 17:00
             
                                           *Harry*

           Wparowaliśmy do domu Tomlinson'ów z wielkim hukiem. Zgadza się, w tym roku zaprosili nas do siebie na wigilię, mnie Gemm i całą resztę. Cieszyłem się, że będę mógł spędzić urodziny Lou i Boże Narodzenie z nim. Od razu na wejściu podbiegły do nas dziewczynki. W ślicznych sukieneczkach, każda w innej, nawet bliźniaczki.
-Nareszcie jesteście.- Uśmiechnęła się moja mama opierając o ramę drzwi od kuchni.
-Harry!- Przyjaźnie przywitała się ze mną jedna z bliźniaczek Daisy, która zakochała się we mnie. Louis opowiadał mi zawsze, że kiedy usypiał dziewczynki, ona non stop mówiła o mnie.
-Cześć mała- Wskoczyła na mnie, a ja pozostawiłem na jej policzku buziaka. Przywitaliśmy resztę dziewczynek, ruszyłem prostym korytarzem do mamy i pocałowałem ją w policzek.-Wszystko się udało.- Zobaczyłem troskliwy uśmiech na jej twarzy i od razu go odwzajemniłem.
-Harry, chodź musimy się przebrać.- Louis właśnie pociągnął mnie do swojego pokoju, nawet nie pozwalając mi przywitać się z resztą osób. -Jak ja kocham, kiedy witasz się z Daisy, tak świetnie się na was patrzy. Mówił wyciągając z szafy dwa zestawy ubrań, które wcześniej naszykowały dla nas mamy. Siedziałem na łóżku i przyglądałem się jego tyłkowi. Pewnie jak zawsze nucił sobie jakąś piosenkę, bo kręcił nim na wszystkie strony.
-Haha, jak ja kocham, kiedy stoisz do mnie tyłem.
-Dlaczego?!- Roześmiany odwrócił się i rzucił mi do ręki białą koszulę i czarną muchę.
-Haha, bo masz seksowny tyłek i mnie podniecasz, jeszcze jak nim tak kręcisz.- Odłożył swoją koszulę i krawat, podbiegł do mnie czochrając mi włosy, na szczęście jeszcze nie ułożone.
-Idiota! Patrz na siebie, a nie!- Zarumienił się jak to zwykle, kiedy gadamy o jego wydatnej pupie.
-Dobra dobra, ale ja nie mam takiego fajnego.- Posmutniałem zadziornie. Jedyne co, to może te przeklęte dołeczki...
-Które tak strasznie kocham.- Dokończył za mnie i włożył w nie swój palec.
-Przestań!- Dziurki nie znikały z mojej twarzy wraz z uśmiechem.- Idź się ubierać. Ja lecę wyszykować się do łazienki. Wyszedłem z pokoju zostawiając go z krawatem sam na sam, jestem ciekawy czy tym razem sobie poradzi. Skręciłem w prawo na długi korytarz jednopiętrowego dużego domu. Zapomniałem gdzie jest łazienka. Bezradnie oglądałem się we wszystkie strony.
-Chodź, zaprowadzę Cię- Znienacka złapała mnie za rękę mała Daisy i pociągnęła do toalety.
-Ohh dziękuję śliczna księżniczko.- Powiedziałem specjalnie się kłaniając obracając przy tym kilkakrotnie dłonią, jak książę. Przymknęła mi drzwi do łazienki, zostawiając mnie samego przed ogromnym lustrem i nieogarniętymi włosami. Z 15min zajęło mi ich układanie. A jak na mnie to sporo, najczęściej tylko potargam je ręką i są gotowe. -Kurcze- Skończyłem z włosami, ale moja twarz wygląda jakby ja ktoś z komina wyciągnął. Dokładnie ją przemyłem, a wychodząc z łazienki zderzyłem się z Charllote.
-Styles!- Powiedziała zaskoczona.- Doprawdy wyglądasz tak...- Uśmiechnąłem się czekając na komplement.- Przeciętnie- Zmarszczyłem powieki, przekomarzając się z nią.
-Dziękuję- ironicznie pokazałem zęby- Tobie też nie brakuję niczego piękna damo.- Wyminęliśmy się, ja jeszcze na chwilę skierowałem się do pokoju Loui'ego, upewniając się, że go tam nie ma.
-Harry! Co tak długo!- Zastałem zdenerwowanego chłopaka sterczącego przed lustrem.- Jak zwykle nie umiem zawiązać krawata! Mama już nas wołała, a ja tu czekam jak osioł.
-Wiedziałem, daj mi to.- Odpowiedziałem łapiąc jego krawat, zawiązałem go poprawnie ściskając odpowiednio przy szyi.- Pasuję?- Skończyłem robotę i pocałowałem go w usta, przyklepując jeszcze lekko moje idealne wiązanie.
-Jesteś w tym mistrzem.- Uśmiechnęliśmy się oboje i wyszliśmy, kierując się do salonu, na co wszyscy oderwali się od pogadanek i spojrzeli na nas.
-Coś się stało?- Zapytaliśmy niepewnie.
-Pogodziliście się?!- Wycedził bez wahania dziadek Louis'a.
-A nie widać?- Tomm uniósł kąciki ust do góry łapiąc mnie za rękę i całując w polik.
-Nareszcie!
Wszyscy roześmiali się i powrócili do swoich tematów, rozsiedliśmy się do stołów i wkręcaliśmy się w każdą rozmowę po trochu.
Zadzwoniłem z Lou później do chłopaków, złożyliśmy im życzenia i oznajmiliśmy, że już wszystko w porządku. Złożyli Louis'owi życzenia na urodziny i wspomnieli coś o prezencie, który czeka jutro w domu. Sam się zdziwiłem na myśl co może nim być. Pogadałem trochę z Gemmą, jakoś długo się nie widzieliśmy. Wszyscy czekaliśmy na pierwszą gwiazdkę, żeby rozpakować prezenty, w których ode mnie dla niebieskookiego kryła się kolejna niezła niespodzianka. Nie mogłem się doczekać!
_____________________
Więc, kolejny rozdział za mną. Nie zostało ich już dużo, ale też nie jestem w stanie dokładnie powiedzieć ile. Co do Liebster Awards to jeszcze dopracowuję posta :) Musze poprzypominać sobie blogi, które bardzo mi się podobały, tak niestety nie zapisywałam ich sobie. Myślę, że mimo oświadczyn nie zniechęciłam was. Jak dokładnie wiedziałam co będzie dalej w opowiadaniu i jak się skończy, to teraz mam kompletną wariacje w myślach.

piątek, 23 listopada 2012

Rozdz. 30

                       Opowiadanie ma już 30 rozdz. (145stron jako książka i 183, 317znaków.) Piszę je dokładnie od 30 kwietnia. Ciesze się bardzo, z tego, ze moja pasja ciągle, bez przerwy się pogłębia. Dziękuję też wszystkim za te miłe komentarze, i tak częste wejścia.

Tsaa rozdział mi się nie podoba, dlatego powiedźcie, czy końcówka może zostać, czy mam ją z edytować !.
Więc jeszcze jedno. Nie przeraźcie się zachowania Harry'ego. Wiem może dziwnie to odbierzecie, no ale trudno. Zrozumiem, jakoś miałam taki pomysł i w jakiś niezrozumiały sposób mi się spodobał. Więc napisałam.

                                         Just Enjoy ;3
+14 xXx



           Wiedzieli o tym wszyscy. Jego rodzice, chłopacy i dziewczyny. Nawet Asia, która chwilowo zapewne nie mieszka u nas...
Ujrzałem go pod sklepem, pani Tomlinson specjalnie wysłała go pod wyznaczony sklep, żebym mógł go spotkać. Pakował właśnie jakieś cztery wina i szampana do bagażnika. Zwrócony tyłem do mnie wyglądał tak niewinnie, niebiańsko. Jezu jak dawno go nie widziałem, jak dawno nie dotykałem. Jak dawno nie całowałem... Jak długo już nie ocierał się o mnie, nie doprowadzał mojego ciała do pełności. Co dzień, prawie co dzień! Musiałem wyładowywać napięcie, które tkwiło we mnie... dalej tkwi.Teraz kiedy go widzę skręca mi podbrzusze. Przełknąłem mocno ślinę, bałem się jak diabli. Najbardziej tego, że mógłbym mu zrobić krzywdę. Jeszcze raz zrobiłem głęboki wdech, wyrzuciłem z siebie powietrze jak z procy i stanowczym krokiem ruszyłem w stronę chłopaka, mając ogromną nadzieję, że mnie nie zobaczy ani nie rozpozna. Czarna bluza ze sporym kapturem zakrywającym całe moje loki... Dlaczego byłem tak głupi, aby założyć tylko ją. Pod spodem wisiał na mnie jeszcze cienki sweter, chociaż wiadomo, że dawał tyle co nic.
Wyjąłem zwinnie białą chustkę z kieszeni, złapałem go za szyję jak najlżej potrafiłem jednak nie sprawiając wrażenia takiego znowu troskliwego zasłoniłem mu buzię, czekając tylko aż przestanie się wyrywać i odda się moim objęciom. Po krótkim czasie udało się, beznamiętnie opadł na moje ramiona, całkowicie tracąc przytomność. Zamknąłem jego auto rozglądając się wokół, czy przypadkiem nikogo nie było. Oparłem bezbronne ciało o maskę samochodu i wsunąłem kluczyk w kieszeń opiętych rurek, spuszczonych w pół mojego tyłka. Biorąc Louis'a na ręce i zaniosłem do mojego czarnego wana. Swoją drogą, trochę przerażające, że mam ciemnego wana. Lecz mogę wam przyrzec, że nie jest dosłownie mój, pożyczyłem od kumpla, który handluje prochami. Nigdy nie brałem, chociaż często byłem namawiany, ale to inna historia...
Mimo to, że być porwanie, starałem się jechać jak najwolniej żeby Lou nie poobijał niczego. I tak byłem skazany skarcić go grubymi, drażniącymi sznurami. Czułem się nieswojo. Porwałem własnie najważniejszą mi osobę... Po co?! Aby tylko mnie posłuchała?... Haha liczę na wybaczenie?! Co ja gadam, naprawdę mnie powaliło?! Tak, związałem mu oczy, ręce i nogi, ale co tam na pewno mi wybaczy?! Zawszę mogę się wycofać... Chociaż nie, już za późno.
Wysiadłem z samochodu widząc przed sobą spory zbudowany z szarych cegieł mur, wydający ciągnąć się nieskończenie daleko. Był pod napięciem, oczywiście nie działającym już od dobrych 70 lat. Stanąłem na palcach oddalając się od niego, żeby móc dojrzeć czubek wierzy więziennej. Słyszałem wiele plotek, legend o tym pieprzonym zakładzie. Jedna, którą zapamiętałem najwyraźniej to chyba taka... Na samym szczycie krążą nieżywe dusze, chcąc w końcu wydostać się stamtąd i pójść do nieba. Nikt jednak nie wyjdzie dopóki po żywotnej kary nie przesiedzi. Mordercy, przestępcy, gwałciciele i wszyscy inni psychole. Zostali, ale jeden strażnik, nie pamiętam imienia, coś na "E" Anaberiusz. Nazwisko pamiętam, nie wiem czemu zawsze moja mama opowiadała mi o nim częściej używając nazwiska, tak jakby jego imię było w jakiś sposób zabronione. Tak więc on ich wszystkich tam pilnował.
Miałem trochę cykora patrząc na okno na samym szczycie wierzy. Będę z LouLou, oboje będziemy bezpieczni.
-Okropnie.- Wzdrygnąłem się i wyciągnąłem nieprzytomnego faceta z bagażnika, a zerkając na niego w środku niesamowicie mnie kuło. Jak mogłem mu to robić. Potarłem lekko jego gładki policzek w odcieniu kości słoniowej po czym ostrożnie uniosłem go na plecy. Przez wielkie krzaki przedostałem się do miejsca, gdzie znajdowała zamknięta brama i odszukałem dziury w murze. Przecisnąłem się ostrożnie razem z Tomlinson'em na rękach, a widząc, że zaczyna się poruszać szedłem szybciej w stronę budynku. Wtargnąłem do środka skierowując się na kręcone schody prowadzące do piwnicy, czyli zarazem miejsca, w którym przetrzymywano psycholów.
-Ja pierdole...- Przeklinałem pod nosem, za każdym razem, gdy odnajdywałem zaschniętą krew po drodze... Na ziemi, cegłach, albo malutkich okienkach, które swoją drogą jako jedyne tutaj dawały jakieś światło. Potknąłem się milion razy, n początku liczyłem, ale później to już nie miało najmniejszego sensu. W końcu doszedłem, byłem tu dwa dni temu, żeby wszystko przygotować. A mianowicie, aby po prostu przećwiczyć to co mam robić, czy tez mówić. Co jak mogłem się spodziewać, dawno zapomniałem.
Przywiązałem Louis'a do krat na stojąco. Przyglądałem się każdej najmniejszej części jego ciała, wyszukując, czy coś się zmieniło, czy muszę coś nadpisać w swojej pamięci. Obudził się... Na razie jeszcze chyba nie wiedział, co dokładnie się z nim dzieje. Stanąłem przed nim ponownie przestudiowałem sylwetkę, tym razem mocno się ruszała. Szybkie bicie serca... Głębokie oddechy, jakby właśnie wynurzył się z wody. Sam zacząłem nieopanowanie i ciężko oddychać tuż przy kącikach jego ust. Przejechałem kciukiem po jego obojczyku. Uchylił usta chcąc nabrać oddechu, aby coś powiedzieć. Wstrzymałem powietrze w płucach i na szybko zdjąłem rękę z jego chłodnego ciała.
-Harry...- Nagle odezwał się zimnym głosem, a ja momentalnie, spięty odskoczyłem od niego. Nie nie powiedziałem. Może się domyślił, ale może po prostu pomyślał o mnie jako o jedynej osobie, która mogłaby mu w tej chwili pomóc?
-Harry...- Powtórzył ciszej, a wtedy zastanowiłem się i zbliżyłem do niego zbierając się na odwagę. Przybrałem inny ton głosu i krzyknąłem.
-Zamknij się!- Z trudem wydusiłem to z gardła.- Zamknij się i posłuchaj...- Krzyknąłem znów, tym razem płacząc. Nie odezwał się, on już wiedział. Już dawno miał świadomość, że to ja.
-Przepraszam! Nie słuchałeś mnie. Aśka mnie prowokowała...
-Aśka nie ma tu nic do rzeczy.- Rzekł spokojnie
-Nie? Do niczego nie doszło. Słuchaj mnie, powiedziałem jej, że jest już dla mnie nikim w porównaniu z tobą. Żeby się poważnie zastanowiła, bo zachowuje się co najmniej jak dziecko... Nie mówiąc, już nic gorszego. Już u nas nie mieszka. Przemówiłem nie tylko jej, ale też Malik'owi do głowy.- Przełknąłem ślinę stojąc przed nim. Było słychać, że ja płacze. Widziałem też to jak on to robi...
-Nigdy... Ja... Nie przestałem Cię kochać. Nigdy nie przestałem o tobie myśleć. Zawsze jesteś we mnie.  W sercu, bez ciebie dosłownie czuję, że mógłbym równocześnie nie żyć. To ty, odkąd ujrzałem Cię w toalecie, w X-Factor jesteś moim prawdziwym powietrzem. Lou, ja Cię kocham. Przenigdy nie zawahałbym się powiedzieć tego tobie.- Wyciągnął ślepo rękę, próbując mnie odnaleźć. Złapał za bluzę i przyciągnął do siebie ręką, którą zdążył już wyrwać ze sznurów. Mówiłem, że było mi źle, kiedy go mocno przywiązywałem, dlatego tego nie zrobiłem...
Od razu zetknęliśmy się wargami, przylegając do siebie również całymi ciałami. Oparłem dłonie o kraty, do których Louis był przywiązany i odplątując wiązania poddałem się językowi przyjaciela. Ten nagle odsunął się ode mnie, lecz oparł głowę o moje ramię, mocno wciągnął powietrze czując mój zapach.
-Tak bardzo mi ciebie brakowało...- Szepnął w mój bark, poczułem ciepło miękkiego oddechu i przyprawiło mnie o dreszcze.Przez jego szept, tylko przez to, poczułem jak spodnie naprężyły mi się pod rozporkiem. Wyczuł to, jednak kucnął obojętnie nie dając po sobie poznać podniecenia. Beznamiętnie rozwiązał sznury z nóg i wtedy ponownie mnie odszukując przypadkiem natrafił dłonią właśnie na moje podekscytowane krocze. Prawie podskoczyłem, ale pomogłem mu szybko wstać. Złapałem za polik, a Lou wplątał swoje palce w moje loki, zdejmując przy tym mój kaptur.
-Pozwól mi Cię w końcu zobaczyć.- Mówił cichym, skrępowanym tonem przysuwając się do mojego obojczyka. Wtulił się we mnie bardzo mocno, objąłem go za pas przyciągając do siebie. Nareszcie. Jest mój. Uśmiechnąłem się łagodnie wdychając woń jego swetra. Poczułem, jakbym przeniósł się, do łazienki w X-Factor. Pachniał swoim domem. Mamą, którą znałem tak dobrze, jak swoją. Pachniał takim małym Louis'kiem, z którym tak szybko się zaprzyjaźniłem.
-Nic z tego, nie pozwolę Ci. Nie teraz kochanie.- Szeptałem w jego miękką odzież. Podniosłem go za te niezwykle jędrne pośladki o mało co nie zemdlałem, przypominając sobie jakie są idealne. LouLou jęknął, podczas gdy ja, zdążyłem już odszukać, gołe, twarde łóżko i położyłem na nie błękitnookiego anioła. Po czym za chwilę sam przywarłem do niego jak jedno z jego skrzydeł. Bez owijania w bawełnę Louis zdjął ze mnie koszulkę, począłem powtarzać jego ruchy. Zdejmując z niego nie tylko sweter, ale także zerwałem z jego opiętych bokserek denerwujące mnie spodnie. Rozsunął nogi, a ja mocno otarłem się udem o jego napalonego członka. Spoglądnąłem na niego jeszcze raz, głęboko wpatrując się w jego rozchylone usta. Nie mogłem wytrzymać, niespodziewanie wtargnąłem językiem do jego zaskoczonej jamy ustnej...
Po chwili włożyłem dłoń w środek jego bokserek, nie przerywając namiętnego pocałunku. Najpierw powoli i skutecznie doprowadzałem do tego, że mimowolnie jęczał do moich ust. Oderwałem usta na milimetry litując się nad nim słowami.
-Możesz zdjąć opaskę misiu.- Wolną ręką zwolniłem supeł z tyłu głowy chłopaka, a kiedy chustka opadła na ziemie zastygliśmy zahipnotyzowani sobą nawzajem.
-Twoje oczy...-Zachrypnął się wciąż w nie wpatrzony.
-Jesteś tak piękny Lou...- Dokończyłem za niego, wtedy oboje po raz kolejny tego popołudnia uśmiechnęliśmy się jak głupi do siebie i pocałowaliśmy. Odetchnęliśmy po chwili wciąż czując przenikające przez nas gorące oddechy. Nie wyobrażacie sobie jakie tu uczucie odzyskać miłość. To naprawdę piękne.
-Proszę Cię, już nie wytrzymam.- Wymruczał nagle, wtedy z zadziornie wystawiłem zęby i powróciłem do jego przyrodzenia. Obsuwałem ręką w dół, następnie w górę, kilkakrotnie powtarzając gest. On wykorzystując sytuacje, teraz złapał mnie za głowę, zsunąłem jego figi i włożyłem z pomocom Loui'ego jego przyrodzenie do ust pieszcząc je językiem. Tomm wyginał się w każdą stronę głośno przy tym marudząc, na szczęście bardzo mi się to podobało...
-O nie! Dlaczego przestałeś?!- Krzyknął ciężko dysząc, kiedy w pewnym momencie odsunąłem się od krocza.
-Myślisz, że dam tobie dojść w moich ustach? Czekam, aż zrobisz to we mnie...- Zaśmiałem się ostro i szybko zdjąłem swoją bieliznę kładąc się brzuchem na twardym łóżku.
-Na co cze...- Nie dokończyłem, bo poczułem dwa palce wchodzące do moich pośladków. Wygiąłem się w znajomy łuk, a nagle poczułem, że we mnie wchodzi i zarazem ogromną adrenalinę. Zacisnąłem powieki i dłonie...
-Rozluźnij się...- Bardziej nakazywał, niż mówił i wtedy zostawiał krótkie pocałunki na moim karku.
-Przepraszam. Mam wrażenie jakbym robił to pierwszy raz...- Nie wiem czemu to powiedziałem, ale na prawdę tak się czułem.
-Ohh przestań Harry.- Powiedział czule.- Kocham Cię.- I wtedy już całkiem się odstresowałem, ugiąłem usta w uśmiech, którego Lou nie zobaczył i wlepiłem twarz w stare łóżko. Jeszcze chwilę czekał, ale po chwili już wszedł we mnie, a ja jęknąłem śmiało.
Powtarzał czynność parę razy, czasem zwalniał. A po niedługim czasie głośnych krzyków nas obojga, Doszedł. Ja zaraz po nim, kiedy jeszcze podczas stosunku bawił się moim prąciem.
Ułożyliśmy się obok siebie ciężko dysząc. Wtuleni siebie, nic nie mówiliśmy, póki nasze tętno się nie uspokoiło.
Niedługo będziemy musieli wracać. W ogóle to dałem słowo, że się nie spóźnimy na święta.
-Wszystkiego najlepszego Louis.- Spojrzałem głęboko w jego tęczówki podziwiając każdy ich niuans. Zafundowałem mu niezłą jazdę, wydaje mi się, że prezent jest odpowiedni prawda?
-Łoo, takiego prezentu się nie spodziewałem, faktycznie głupku.- Pocałował mnie w czoło, ale kiedy zrobiłem się poważny zamilkł.-Coś się stało?- Podniosłem się z łóżka, włożyłem bokserki i spodnie, przewiązałem pasek, którego nie zdążyłem zapiąć. Odszukałem pewnej małej rzeczy w kieszeni spodni...
-Harry... Co się dzieje?- Pytał zdezorientowany. Sam usiadł nałożył bieliznę, a kiedy stanął żeby sięgnąć po spodnie... Uklęknąłem przed nim, zerkając na jego twarz. Poczułem jak serce zaczyna bić mi mocniej, dwa razy mocniej, bo samo to, że byłem przy Loui'm powodowało, że ciśnienie podnosiło mi się wyżej. Wyciągnąłem małe pudełeczko w kolorze granatowym przed mężczyznę z którym mam zamiar spędzić już resztę życia. Czułem nagle jak serce podchodzi mi pod gardło, albo sam nie wiem jak to określić. Odebrało mi mowę, kiedy teraz patrzył na mnie jak nigdy, pełen zaskoczenia, z takim błyskiem w oku. Zebrałem myśli, ułożyłem pojedyncze słowa w jedno pytanie...
-Louis, czy wyjdziesz za mnie?...

__________________

Ważne: ROZDZIAŁY DODAWAĆ BĘDĘ NAJPRAWDOPODOBNIEJ CO TYDZIEŃ W PIĄTKI. BO NIE WYRABIAM Z NAUKĄ. Kiedy wyrobię się wcześniej, będę starała dodać się jeszcze w tyg., ale najprawdopodobniej bd wychodziły w pt. :)

piątek, 16 listopada 2012

Rozdz. 29



         Zostały cztery dni do świąt i urodzin. Wszyscy kręcą się. Szukają prezentów, pytają mnie o rady... Wszystko naraz, ja jako jedyny nie ogarniam. Po prezenty miałem iść z Loui'm. Tak strasznie chciałem spędzić to święto z nim. Choinka dopiero dzisiaj zagościła w naszym salonie. W ogóle jakoś w tym roku późno zabraliśmy się wszyscy do przygotowań, no ale cóż... Cały czas męczy mnie wizja, która ostatnio często mnie nawiedza. Dwoje mężczyzn trzymających się za ręce. Stojących nad ogromnym klifem. Boję się. Nie wiem co to mogłoby oznaczać. Bo ona nie jest wyraźna. Może dlatego, że wydarzy się to w dalekiej przyszłości lub mam nadzieje, że wcale. No w każdym razie nie mogę dopuścić żeby coś podobnego się wydarzyło. Siedziałem jak zwykle na kanapie obojętny i odizolowany od reszty, przełączając bezmyślnie kanały. Same filmy świąteczne. O miłości, o włamaniach, o kłótniach, a później znowu o miłości...
-Wychodzisz z nami?- Zapytał nagle wyszykowany Zayn. Pewnie domyślał się mojej odpowiedzi, lecz zawsze pytali.
-Gdzie?
-Idziemy na trochę do klubu.- Odpowiedział spoglądając porozumiewawczo na resztę.
-Dlaczego tak dziwnie wyglądacie?- Po chwili zirytowany wyłączyłem telewizor.
-Normalnie. Po prostu chcemy Cię w końcu wyciągnąć z domu.- Powiedział spokojnie Liam oplatając rękę swojej narzeczonej.
-Nie wiem czy...
-Czy masz ochotę... Tsaa wiemy... Jak zwykle Harry.-Odparł zawiedziony Nialler.
-Chłopaki... Wiem, że ostatnio nie mam dla nikogo czasu ani na nic humoru. Zrozumcie to. Wiecie jak się czuję.- Spojrzała na mnie ukradkiem Asia, jak zwykle tymi swoimi upierdliwymi współczującymi oczkami. Ohh mdli mnie kiedy widziałem na jej twarzy tą niewinność.
-Dobra skoro nie chcesz...- Wypowiedział Paulina stając już w drzwiach wyjściowych.- Tylko żebyś później nie żałował.- Wspomniała jeszcze i poszli. Zsunąłem się na kanapie, wzdychając przymknąłem oczy "-Dlaczego ty wszystko komplikujesz głupku! Tak bardzo Cię kocham. A co jeżeli nie damy rady?! Czemu nie możesz zostać... Musisz odchodzić. Moglibyśmy żyć długo... Bardzo długo. Razem dalibyśmy sobie radę.- Mówił do mnie swoim nieziemskim głosem, a ja jak głupi stałem obrócony do niego tyłem i zerkałem w niekończącą się przestrzeń. Jakby ktoś wykuł mi w pamięci, to że mam skończyć właśnie tutaj.
-Zrozum muszę to zrobić. Już nie dam rady... To wszystko mnie wykończy. Chciałem żebyś był szczęśliwy, ale przeze mnie nie możesz taki być.
-Żartujesz sobie!!- Louis miał już w oczach łzy.- Kocham Cię! Kiedy tylko przy mnie jesteś czuję się nieziemsko. Przepraszam słyszysz! Za wszystkie nasze kłótnie. Za to, że się obrażałem.
-Jesteś chory! Najbardziej porąbany człowiek jakiego znam i jakiego kocham! -Sam też płakałem, napięcie się obróciłem i wpiłem w jego wargi.
-Skoro chcesz żebym był szczęśliwy weź mnie ze sobą...- Odpowiedział po chwili. Przełknąłem ślinę, wiedząc, że to co za chwilę uczynię nie będzie dobre.
-Ja... Nie pozwolę Ci na to... Nie ja. Sam musisz zdecydować co chcesz zrobić.- Zabolały mnie te słowa mocno.
-Z tobą będę zawsze i wszędzie.- Teraz nasz ostatni pocałunek. On musi być perfekcyjny. Oboje płakaliśmy. Z wymuszanym lecz prawdziwym uśmiechem na twarzy po raz ostatni raz w tym świecie walczyliśmy między sobą o dominację.
-Louis...
-Harry...
Stanęliśmy obydwoje nad przepaścią trzymając się za ręce..."
         Trzask drzwi nagle zamglił mój calutki sen i postawił mnie na nogi.
-Nienawidzę jej!- Wydarł się Malik zdejmując buty.- Szczerze jej nie znoszę, ja pierdole zdradza mnie i to jeszcze bezczelnie na moich oczach.- Lekko spity, ale jeszcze ogarniający Mulat usiadł obok mnie. Przysunąłem się do niego ospały i mocno wtuliłem go w siebie. Nie widziałem co powiedzieć. Nie znałem szczegółów sytuacji.
-Będzie dobrze- Szepnąłem, to jedyne co mi przyszło do głowy.
-Nic nie będzie... Zrozum... To już koniec.- Odsunął się ode mnie i podparł skroń ręką.- Ona wszystko spieprzyła. Nie rozumie prawdziwego związku. Kiedy ją zobaczyłem zwyczajnie wyszedłem z klubu zostawiając ich wszystkich. Nie wiedzą że wróciłem, ale kiedy zobaczyłem jak dobiera się do niego. Siada na jego kolanach. Zemdliło mnie... Jacie niech ona tylko wróci na noc tutaj, to normalnie nie wiem co jej zrobię. Wcale nie piła dużo. Wiedziała co robi i o czym mówi. Była świadoma swoich porąbanych czynów.-Mówił, a widziałem jak do oczy podchodzą mu łzy. Mimo, że przed chwilą się ode mnie odsunął miałem ochotę ponownie go objąć. Widziałem, że powód tego to Louis. Kiedy przytulałem go ponownie mogłem w jakimś stopniu wyobrazić sobie że to on.
-Daj spokój- Oparłem się , a on przywarł do mojej piersi płacząc jak dziecko. Kłóciliśmy się często to prawda, ale zawsze traktowaliśmy siebie jak bracia. Ufaliśmy sobie zawsze.- Nie wiesz jak to jest być zdradzanym. Ty tylko zdradzałeś, byłeś tym u góry.- Trochę się wkurzyłem, ale nie chciało mi się teraz kłócić. One też nie był w dobrym nastroju.- A swoją drogą...-powiedział po chwili ciszy- Jakie to uczucie jak masz dwie osoby które kochasz?- Nie spodziewałem się tego, wzdrygnąłem na to pytanie.
-Ja...-Zająknąłem się- To... Okropne- wydusiłem z siebie.- Nienawidzę takiego uczucia, kiedy byłem pewny, że kocham Louis'a, a pięć minut przed tym siedziałem w kantorku z dziewczyną, którą miałem wrażenie, kocham. Ciągnęła mnie, ale to nie było to. Trzy lata razem to już jakby nie to samo uczucie co było na początku, nie ta sama miłość, tylko kwestia przyzwyczajenia do siebie. Takiej rutyny między naszymi stosunkami. Z Tommem było inaczej, jest inaczej. Jak go nie ma czuję straszną pustkę. W gardle mam tą bańkę, ale zawsze ona niby jest wypełniona płaczem... Nie w tym przypadku. Kiedy za nim tęsknie jest pusta. Z trudem jem, piję czy połykam ślinę. Kiedy nie widywałem Asi, jak ona była jeszcze w Polsce, a ja tutaj nie czułem tego samego...- Zatkał mi buzie dłonią gdy zauważył, że w moich oczach zalegają szklanki łez.
-Już przestań. Nie musisz... Rozumiem.- Pogłaskał mnie po policzku zupełnie jak Loui. Mało brakowało do tego, żebym się nie rozpłakał, ale na szczęście w odpowiednim momencie zabrał dłoń.
-Jutro go zobaczę. Ja nie wiem co będzie. Boję się. Sam wiesz, a co jeśli go zranię...- Odrzekłem nagle stłumionym głosem.
-Nic się nie stanie.
-A jak mi się nie uda. Cały plan na nic.
-Uda się! Przysięgam- Lekko się uśmiechnął, ogarnął i podniósł z narożnika.- Teraz sorry, muszę się przespać z tym wszystkim. Sam radziłbym tobie pójść już spać. Jutro wielki dzień. Wigilia, urodziny Loui'ego twój plan na odzyskanie go.- Faktycznie powinienem się wyspać. 1:00 w nocy. Spojrzałem na zegarek wlekąc się po schodach za Zayn'em. Wpadłem do pokoju, wziąłem z szuflady czyste bokserki i ruszyłem do łazienki. Szybko ogarnąłem się pod prysznicem. Wpełzłem pod kołdrę jeszcze tylko sms. Nigdy nie zapominam. "Dobranoc LouLou. Kocham Cię." Odłożyłem telefon. Kiedy już przysypiałem. W pewnej chwili usłyszałem dźwięk i-phon'a. Odblokowałem i ujrzałem to... "Masz wiadomość od LouLou... Zaczęły trząść mi się ręce. Automatycznie przez całe ciało przelazły miliony dreszczy. "Otwórz" Moje serce stanęło, a oczom ukazała się treść nieziemskiej wiadomości.
"Dobranoc Harry..."
NAPISAŁ! Teraz, kiedy właśnie jest mi potrzebny, odpowiedział mi. Jutro będzie idealnie. Kocham go najmocniej na świcie. Mój mały kochany misiu. Odpisał Dobranoc, nie wiem... Nie wiem co myśleć. Najlepiej nie będę nic robił, bo za moment dostanę zawału. Ciekawe jak usnę, kiedy ciśnienie skoczyło mi co najmniej o połowę. Dał mi znać, że nic mu nie jest...
-Kocham Louis'a Tomlinson'a- Szepnąłem sam do siebie z ogromną chrypką w głosie. Musiałem, tak dawno nie wymawiałem jego imienia z takim szczęściem jak teraz.
____________________________________
Nie wiem wydaje mi się jakiś nudny ten rozdział. Bardzo dziękuję, za to ile osób tu jest i czyta moją szumowinę. Dzięki serio za wszystko. Mam nadzieję, że kiedy skończę to opowiadanie, zaczniecie czytać kolejne, które będę pisała.
xXx
Będę wdzięczna jeszcze tylko za jedno. Komentujcie proszę was. Piszcie czy się wam podoba i czego np. chcieli byście więcej. ;)