Translate

Łączna liczba wyświetleń

sobota, 22 grudnia 2012

Nowe opowiadanie.

http://codename-of-hate-is-love-stylinson.blogspot.com/ Proszę was czytajcie, nowe! Mam nadzieję, że spodoba się wam bardziej niż to. Zapraszam Larry Shipper ;3


Takie tam, nie ma to jak rozpowszechnianie swojego bloga, na moim nierozpowszechnionym blogu >,<

poniedziałek, 10 grudnia 2012

Epilog

 xx Dziękuję wam za to, że byliście ze mną, tyle czasu. Mam nadzieje, że wywarłam na was choć trochę wrażenie.. Naprawdę dziękuje wszystkim za to że po prostu byli. Kocham was, każdego z osobna :)
Chociaż ogólnie jestem chujowym bloggerem to postaram się bardzo w kolejnym opowiadaniu pisac lepiej. Nie wiem, czy tak wam się spodoba...
Gdybyście coś chciały xd piszcie gg: 31504367
Nie było tak źle mam nadzieję. Nie chciałam żebyście płakały. Haha, nie spodziewałam się nigdy, że pokocham pisanie..
Fajnie by było, jak pod tym poste każda zostawiłaby po sobie kom. Chciałabym wiedzieć ile z was serio czytało to gówno >.<
                                                    Enjoy ;3


                Tak zakończyła się, prawdziwa miłość, może tak własnie kończy się każda taka miłość, stratą siebie nawzajem. A może, wcale nie skończyli, może teraz własnie siedzą na wielkiej polanie gdzieś bardzo wysoko i oglądają niesamowity zachód słońca z najlepszego miejsca, tylko oni to widzą. Może właśnie im zazdrościsz, a nie wiesz tego. Zazdrościsz im, że mają siebie, a ty.. Ty nie masz w tym momencie nikogo. Siedzisz sam w pokoju, w którym przeżyłeś tak wiele, tyle płakałeś, tyle się śmiałeś. Byłeś zdziwiony milion razy, zaskoczony, przestraszony w nocy. Bałeś się wyjść z pokoju. Bałeś się ludzi bądź rzeczy, które mógłbyś tam spotkać. A oni, już nie muszą się bać niczego, prawdą jest, że trochę żałują. Ale zrobili to razem, oboje tego chcieli. On już nie wytrzymywał, że jego bratnia dusza nie może żyć. Nie widzieli co ze sobą zrobić. W chwili zagrożenia, nikt nigdy nie wie. Czasem musi być tak, że popełniamy błędy których w ogóle nie jesteśmy w stanie naprawić. Przez które czujemy się winni. Mimo to, że z czasem przestajemy o nich myśleć. One po czasie wracają i to w tych najgorszych momentach. Ale zawsze, będziemy w stanie kochać. To jest niesamowita rzecz, która jako jedyna nie zniknie z tego świata. Bo tak naprawdę kiedyś przepadnie wszystko wraz z tobą, ale miłość pozostanie na wieki. Ona jest i będzie wszędzie. To zupełnie jak muzyka. Każdy dźwięk. Klakson samochodu na ulicy, odgłos wiatru, pękającego pąka kwiatu, skrzypiących drzwi. To wszystko jest muzyką. Której nie widzisz, i być może nie doceniasz. Lecz jak słuchasz kogoś głosu, potrafisz się wczuć i możesz wtedy odciąć się od całego świata. Wtedy znaczy że nie jesteś nikim. Jednym z tych głosów był zespół, którego dwójka zakochanych w sobie członków odeszła, to samo co było nigdy nie wróci. Liczy się tylko to, co dzieje się w tej chwili. Nie przeszłość, ani nie przyszłość, tylko właśnie to co jest teraz, co właśnie się stało, tego się już nie zmieni. Harry miał anioła stróża, który wcielił się właśnie w Louis'a, zupełnie jak Louis'a aniołem był zielonooki. Może właśnie jest tak, że twoim aniołem stróżem nie jest ktoś, kogo nie możesz zobaczyć. Może to ktoś, kogo po prostu musisz odnaleźć, nie jest to proste, ale na pewno do zrealizowania.
-Nie martw się, znajdziesz osobę, twojego anioła, tak jak znalazłem go ja. Wcale nie zginęliśmy, my po prostu skoczyliśmy. To była tylko zabawa, Teraz siedzimy w samochodowym kinie, na kocu w bagażniku auta. Śmiejemy się na głos, oglądając komedie z naszymi ulubionymi aktorami, którzy wczuwają się w role, tak jak my wczuwaliśmy się w nasze poprzednie życie. Tam trzeba było grać role, czasem nie mówić tego co się naprawdę czuję. Tu nawet nie musimy się odzywać, wymieniamy się myślami, jak wszyscy. My potrzebujemy tylko swoich oddechów... Niczego więcej... ~ Harry.
                 Nie bądźcie smutni, na każdego kiedyś przyjdzie czas, niezależnie od tego gdzie się znajdzie. Może stanie się to w taki sposób w jaki my to zrobiliśmy, a może po protu, położysz się spać, a obudzisz się obok nas. Na komedii w kinie na tylnym siedzeniu. Przysiądziesz się do nas, będziesz się z nami śmiał. Patrzył nam prosto w oczy. Później już nie będziesz pamiętał, czy to lepsze życie, w którym będziesz z nami, to sen czy jawa. Będzie się liczyła chwila obecna. Nie przyszłość ani nie przeszłość... ~Louis.
A gdzie napisy końcowe... Nie ma ich. Nie będzie. To wcale nie koniec, to dopiero początek. Twojego, mojego życia. Będziesz o nich pamiętać? Gwarantuję Ci to. O nich i o całej reszcie. Pokochałaś ich, a tych których się kocha się nie zapomina. A za kilkanaście lat. Wrócisz. Przypomnisz sobie, wszystko co kojarzyło się tobie z One Direction. Powrócą. Wspomnienia. Niewinność. Młodość. Szaleństwo. Śmierć. Nienawiść. Początek nowego, lepszego życia. Drugiego, trzeciego... Tajemnice. Konflikty. Utrata. Zysk. Zauroczenie. Zakochanie. Miłość. WIECZNOŚĆ...
~Agata~ (2 grudnia 2012)
Dziękuję xXx

czwartek, 6 grudnia 2012

Rozdz. 32

To ostatni rozdział. Nie spodziewałam się tego, najprawdopodobniej wy także nie. Skończyłam, bo tak mi się spodobało. Wiem, że jest on krótki, ale jakoś ładniej wyglądało to osobno z Epilogiem, który napisałam dość dawno. Miałam, jeszcze tyle pomysłów, ale nie mogę ciągnąć tego w nieskończoność. Zaczynam drugiego bloga. Mam nadzieję, że niektóre z was pozostaną mi wierne. Tak... Moje marzenia. No, więc tak, tutaj jest link do kolejnego opowiadania. Jeszcze nic tam nie ma, ale po prostu wiedzcie gdzie będę :)
P.S Czeka was jeszcze Epilog! Który dodam jutro.
Liebster Awards pojawi się niedługo po epilogu. Dziękuję wszystkim.


           -Wszystkiego najlepszego!!- Wykrzyczeliśmy na koniec śpiewania sto lat. Lou wyszczerzył zęby i podchodził do każdego, dziękując za prezenty, które podczas tego dostawał. Ostatni, a właściwie przedostatni wręczyła mu moja siostra, słuchawki (hmm oryginalne) uśmiechnąłem się pod nosem z własnego żartu. Ciekawe jak Loui zareaguje na mój drobny upominek- ponownie się uśmiechnąłem- ohh, dlaczego jestem taki skromny. Tommo chyba to zauważył, bynajmniej właśnie zmierzał w moim kierunku.
-A ty? Co się tak szczerzysz głupku.
-Udawaj zaskoczonego.- Nikt jeszcze nie wiedział o zaręczynach, a Louis zdjął pierścionek przed powrotem do domu. To co chciałem mu pokazać, było tylko przedsmakiem tego co jeszcze nas czeka. Mamy całe życie.- Pokaże Ci coś fajnego- ponownie wyszeptałem i pociągnąłem go za rękę.- Chodźcie, to będzie przyjemne dla oka- zwróciłem się do wszystkich tkwiących w przytulnym salonie. Daisy podbiegła do mnie i chwyciła za rączkę, wyciągnąłem wszystkich na taras, Lou niepewnie spoglądał to na mnie, to wokół siebie bardzo zdezorientowany.
-Spójrzcie w górę!- Krzyknęły w jednej chwili dziewczynki zadzierając noski ku ciemnemu niebu, które teraz wypełnione było kolorowymi fajerwerkami. Wszyscy oglądaliśmy pokaz. Tom mocno ściskał moją dłoń dziękując mi za prezent. W pewnej chwili na nieboskłonie pojawił się pomarańczowo błękitny napis ułożony z petard- wyszło- pomyślałem, a kąciki ust uciekły ku górze na mojej twarzy. Kiedy wszyscy zapatrzeni byli w niebo ja klęknąłem przed nim oczekując na odpowiedź widniejącego nad nami napisu " LOUIS KOCHAM CIĘ. WYJDŹ ZA MNIE!" Widziałem jak w oczach naszych mam zakręciły się łezki szczęścia, dumy i zaskoczenia. Nie tylko u nich, Tomlinson (mimo, że wiedział o tym chyba i tak się wzruszył) także zdawał się ronić łezkę, która spłynęła mu po policzku.
-Louis!- Przekrzykiwałem fajerwerki. Ten spojrzał na mnie tak głęboko i czarująco jak nigdy przedtem.
Cały zadrżał perfidnie się uśmiechając. Wszyscy obrócili głowy w naszą stronę, kiedy napis powoli spływał z tafli czarnych chmur, tylko dziewczynki pozostały wiernymi patronkami wypuszczanych jeszcze w kosmos sztucznych ogni.
-Tak więc... Jak będzie?- Ukazałem rządek białych zębów, spoglądając na niego tak jak kiedyś. Naglę poczuliśmy oboje dziwne przeszywające nas uczucie. To było to, tak właśnie miłość od początku. Mieliśmy w głowach nasze pierwsze spotkanie...
-Oczywiście, że się zgadzam!- Wykrzyczał ze łzami w oczach. Podniosłem się z zimnego śniegu, który ogarniał całą okolicę. Kiedy wszyscy zaczęli bić brawo ja miękko przywarłem do Louis'a wsuwając palce w jego włosy. Odchyliliśmy się od siebie, a wtedy zaczął prószyć śnieg, unieśliśmy na chwilę głowy w góry, by poczuć miły mróz na zarumienionych policzkach. Spadały na nas miliony białych płatków. Przestudiowałem zadowolone twarze innych, a później skupiłem się tylko na nim.
-Kocham Cię- Powiedział milimetry od moich warg i od razu usunął granicę tkwiącą między nami wielkości nici. To był najdłuższy pocałunek z najszczęśliwszymi uśmiechami na jakie było nas stać. Nie czułem zimna, żadnego smutku. Czułem tylko jak otacza mnie najpotężniejsze uczucie jakie kiedykolwiek mogło istnieć na ziemi i poza nią. W okół nas sypiące się płatki śniegu, podobno każdy jest inny. Nie wierzę w to, ja znalazłem taki sam, identyczny śnieżny listek jakim byłem ja. Dosłownie sobowtór. Louis Tomlinson, tak się nazywał.
Sklejone ze sobą dwie idealne śnieżynki, idealnie dopasowane usta. Idealnie stworzone marki chłopców, w których narodziło się idealne uczucie. Wszystko było idealne i takim pozostanie. Jak to się mówiło? Póki śmierć nas nie rozłączy.
Nie!
Dłużej!
O wiele dłużej!
~ Z pamiętnika Harry'ego Styles'a


         

             " Trzy lata później Harry Styles wraz z Louis'em Tomlinson'em zeskoczyli z klifu? Dlaczego? Dobre pytanie. Tego nikt nie wie, po prostu to zrobili, rodzina (także ja) i chłopaki z One Direction podejrzewamy, że powodem były coraz częstsze wizje chłopca o zielonych ślepiach. Tylko, w takim razie czemu skoczył z nim błękitnooki anioł? Tego nie wie nikt. Jedynie oni dwoje... Może to właśnie jest to. Wiecie ' miłość dla niego, miłość z nim '. Uczucie tak wielkie, że mógłbyś w stanie dla drugiej połówki zrobić WSZYSTKO! Dosłownie, nawet zeskoczyć w przepaść za rękę na backdownlove street." ~ Gemma Lockerbrod (Styles)
 Dziennikarka dla wydawnictwa "Stylinson"