Translate

Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 21 października 2012

Rozdz. 26



            Na zewnątrz robiło się już zimniej. Na drzewach tkwiły jedne z ostatnich kolorowych liści, które czekały aż spadną i okryje je niedługo śnieg. Siedziałem w oknie, oglądając wschód słońca. Rose okrywającą każdy nawet najmniejszy kwiatek i pajęczyne. Louis jeszcze spał, nie chciałem go budzić. Wstałem z parapetu i starając się po cichu wyjść z pokoju jeszcze zerknąłem na niego uśmiechając się pod nosem. -Jak on słodko śpi...- pomyślałem i przymknąłem drzwi. Zbiegłem na dół.
-Hej. Co tak ładnie pachnie?- Zapytałem, kiedy wyczułem w powietrzu zapach robiącego się obiadu.
-Pizza.- Odpowiedzieli Paula z Niall'em. Oni, zawsze robili lepsze niż te z pizzerii.
-Widzę dzisiaj coś specjalnego się szykuję...- Powiedziałem, odwracając się od kuchni w stronę siedzących razem Danielle i Liam'a. Lecz po jego wzroku, wywnioskowałem, że za chwilę już nie będzie tak dobrze. Zerwał się z kanapy i biegł za mną.
-Aaa!- Krzyczałem biegnąc po schodach na piętro. Wtargnąłem do swojego pokoju, a Liam za mną. Rzucił mnie na łóżko, gdzie jeszcze spał Lou.
-Przepraszam!- Krzyczałem śmiejąc się.
-Zabije cię! Przecież ona się mogła domyślić!- Darł się Payne.
-Hej, hej chłopaki... Co jest?- Powiedział zaspany Louis budząc się.
-Oj.- Wiedziałem, że go obudzimy.- Przepraszam Loui.- Obróciłem się dając mu buziaka. Nagle poczułem jak wchodzi na mnie Li i zaczyna mnie gilgotać.-Louis! Broń mnie! On mnie załaskocze na śmierć!- Darłem się nie mogąc przestać się śmiać.
-Ale... Co zrobiliście?- Usiadł Tomm i przyglądał się sytuacji, nie wiedząc co ma zrobić, bo jeszcze nie do końca się przebudził.
-Harry prawie powiedział Dan, o zaręczynach.- Odezwał się, ja chciałem zaprzeczyć, ale nie byłem w stanie wykrztusić z siebie ani jednego słowa.
-Co?!- Błękitnooki od razu otworzył oczy.- Harry! Czekaj Liam puść chłopaka na chwile bo się zaraz udusi.- On posłuchał i przestał na moment, lecz wciąż na mnie siedział. Nie mogłem się ruszać, ale uśmiechnięty zacząłem mówić...
-Nie powiedziałem nic, po czym mogłaby się domyśleć. Wspomniałem tylko, że dzisiaj szykuję się coś wyjątkowego.- Odpowiedziałem przymykając oko na znak, że bałem się gestu Liam'a. Bałem się nie tego co trzeba... Louis zaczął mnie łaskotać.
-Dawaj Li! Należy się mu!- Wszyscy zaczęliśmy chichotać, ja najbardziej. Po chwili, kiedy już widzieli jak bardzo mnie to męczyło. Przestali, a Tommo pocałował mnie w usta do góry nogami.
-Zostawcie mnie...- Głęboko łapałem powietrza.- Chcieliście mnie zabić czy co?!- Wykrzyczałem i przyciągnąłem Loui'ego do siebie.
-Liam, a teraz na poważnie, jeśli chcesz naszej pomocy. Powiedz.- Usiadłem na rogu łóżka i zacząłem mówić, konsultując się z najstarszym wzrokiem.
-Haha, od ciebie? Chociaż w sumie, jest coś. Pamiętacie to miejsce. Ogromną polane, która jesienią wygląda jak z bajki. Gdzie szło się wciąż prosto, wokół było pełno kolorowych drzew, a kiedy dotarło się do najdalszego punktu, rozpościerał się tam niesamowity widok starego szpitala psychiatrycznego. Te obrośnięte bluszczem mury... Wiecie o co mi chodzi?- Pamiętam. Tam poszliśmy w piątkę, któregoś razu na spacer. To był pierwszy tydzień po poznaniu się. Tam powstało One Direction. Nazwę wymyśliliśmy właśnie obok muru. Kiedy spojrzeliśmy w przeciwną stronę. "Jeden kierunek" było tylko jedna droga, którą dało się stamtąd wyjść.
-One Direction.- Powiedział Lou.- Pamiętacie? Tak nazwaliśmy to miejsce.- Zrobiło się poważnie.
-Czy moglibyście rozrzucić czerwone i białe róże na ścieżce prowadzącej do głównego punktu. A tamte stare latarnie, które są tak równo porozkładane wzdłuż dróżki, żebyście zmusili je do bicia tym ciepłym pomarańczowym światłem. Wiecie pewnie już przestały działać, niektóre już nie świeciły kiedy byliśmy tam ostatni raz.- Kontynuował.
-Możemy Ci pomóc. Jak zdradzisz nam jak dokładnie chcesz się oświadczyć Dan?- Zapytał Louis.
-Chciałbym, żeby to nie było takie podniecanie się tym, ze mamy dużo pieniędzy, z drugiej strony wcale tak nie jest. Chcę po prostu wyjść z domu z nią, za pretekstem pójścia na spacer. Kiedy dojdziemy tam. będzie już prawie półmrok. Nie będzie nic widać... Zawiąże jej oczy czarną wstążką. podprowadzę pod ścieżkę, a kiedy odwiąże chustkę zapalą się wszystkie latarnie. Każda po kolei. Zacznie grać melodia pozytywki, a ja poproszę Dan do tańca. Głośniki są umieszczone w drzewach. Niesie się niezwykłe echo, które sprawia, że czujesz się jakbyś leżał w kołysce. Powoli będziemy przemieszczać się w stronę muru. Zasłonie jej oczy rękoma. Obracając w stronę murowanej ścianki na której już widnieje napis "Danielle, czy wyjdziesz za mnie?!". Klękając przed nią złapie za jej dłoń. Wyciągnę z kieszeni granatowe pudełeczko. Otworze je i będę wtedy już tylko będę czekał na odpowiedź.- Puścił nam kawałek melodii z pozytywki, pokazał pierścionek zaręczynowy. Cudowny! Złoty, z trzema malutkimi diamentami. W trzech innych kolorach. Białym, jasno czerwonym i kremowym.
Nie mogliśmy się doczekać tej chwili, tego co ona odpowie. Właśnie wymknęliśmy się z domu wraz z Louis'em aby wszystko naszykować. Podjechaliśmy pod park.
-Harry... Pamiętasz? To tu. Tutaj powiedzieliśmy sobie nawzajem, że się kochamy.- Dobrze to wiedziałem. Przeszły mnie ciarki i oboje spojrzeliśmy na drzewo, pod którym to się stało. Powoli wysiedliśmy z samochodu i podeszliśmy pod nie. Przejechałem lekko dłonią po korze po czym popatrzałem na Loui'ego.
-Kocham Cię...- Chcieliśmy powrócić do tamtego momentu. Poczułem się identycznie. Atmosfera zmieniła się gwałtownie, poczułem gdzieś w środku, jakbym słyszał to od niego po raz pierwszy.
-Louis... Także Cię kocham.- Odpowiedziałem powoli. Zbliżaliśmy się do siebie bardzo wolno. Zupełnie jak tamtego razu. Jakbyśmy nie wiedzieli w co się pakujemy. Dotknąłem jego warg, poczułem jak włoski na skórze podnoszą mi się w górę. Przejechałem dłonią po jego ręku, wyczułem to, że przechodzi to samo co ja. Ta chwila wywiera na nim jednolite wrażenie jak na mnie. Oddychaliśmy wolno, nasze czoła stykały się ze sobą. Lekki uśmiech po obu stronach. Odetchnięcie. Przełknięcie ślin. Kolejny szczery uśmiech. Ponowny pocałunek. Długa lecz niekrępująca cisza.
-To już ponad dwa lata.- Szepnął chłopak.
-Cieszę się. Chciałbym tych lat milion razy więcej. Naprawdę, bez względu na to co się stanie. Zawsze bądźmy razem... Obiecujesz?
-Przyrzekam Harry- Pocałował mnie w czoło i odsunął się parę milimetrów dalej.
- Chyba musimy zabierać się do pracy. Liam na nas liczy...- Powiedziałem i w jednej sekundzie znikło wszystko co trwało przed chwilą.
          Kiedy już wszystko było gotowe, stanęliśmy przed naszym dziełem zachwyceni.
-Dobra robota.- Powiedziałem zerkając na sąsiada.
-Liam będzie zaskoczony.- Odparł błękitnooki
-Haha. A co dopiero Dan. Ona to ma jednak szczęście. Oboje mają... Ale i tak ja mam największe.- Spojrzałem na niego ukazując ogromne dołeczki.
-Głupek!- Zaczął się głośno śmiać.- Chodź już, niedługo przyjdzie tu Payne ze swoją przyszłą żoną.
-Proszę pana. Ma Pan pierwszeństwo.- Bawiliśmy się jak dzieci, w dostojnych mężczyzn.
-Och jaśnie panie, najmocniej Pana przepraszam- Ukłonił się Louis- Ale to Pan usiądzie do tego iście zwyczajnego kółka i to Pan nas zawiezie do domu.- Kłóciliśmy się w ten sposób, oto kto będzie prowadził.
-Mój najdroższy mężu. Nalegam żeby jednak to Pan usiadł za kierownicą. Mój stan przy Panu jest nie do opanowania. W każdej chwili mogłyby się zdarzyć nieprzewidziane sytuacje.- Ukradkiem zerknąłem na moje krocze. Nie wytrzymaliśmy i zaczęliśmy chichotać na całe gardła. Usiadłem na miejscu pasażera i nie mogąc się uspokoić, czekałem aż ruszy autem Lou, lecz on też miał małe problemy ze śmiechem...
__________________________________
Ostatnio nie pisałam, ale to z powodu mojego
 nieogarnięcia się. Jak siadałam przed kompem
 zaczynały mnie boleć oczy... Ale z drugiej strony,
 przez to że tyle nie pisałam zaczynała mnie boleć głowa..
 Wszystko. Uzależniłam się od tego.
 Kocham to robić, chociażby dla samej siebie...
Pozdrawiaam ~Pozytywnie pierdolnięta. ;)
Aaa.. Jeszcze coś. Macie tu dwa zdj. jak mniej więcej wyobrażałam sobie to miejsce... Mojego autorstwa jakby coś... (Skupcie się głównie na latarni)

piątek, 12 października 2012

Rozdz. 25

                                                                                                                      (+18xd w kościele)

            Zatrzasnąłem drzwi i usłyszałem głuche echo roznoszące się po kościele, byłem tu całkiem sam, ani jednej żywej duszy. Przechodząc przez środek rozglądałem się wokół jakbym był tutaj pierwszy raz. Bardzo wysoki sufit, na jego czubku duże okna po których spływały ciężkie krople deszczu. Tylko one w tej chwili dotrzymywały mi towarzystwa. W kościele było ponuro, wszystkie twarze umieszczone na obrazach zdawały się spoglądać na mnie. Patrzyły swoimi mizernymi i smutnymi oczami. Ciemne marmurowe ściany starej i ogromnej zarazem świątyni- jak zwał, tak zwał- pomyślałem. Były bez uczuć, i jeszcze te kolumny... Bardzo podkreślały mroczność budowli, jesli można to tak nazwać. Nie lubiłem tego miejsca. Tu było i pewnie będzie tak zawsze. Ławki były podzielone na dwie strony. Prawą i lewą. Jasne oparcia i czerwone długie siedzenia wyglądały jeszcze gorzej niż można by się było spodziewać. Wszedłem do jednego z rzędów po prawej stronie. Nie wiedziałem co mam teraz robić, jak zacząć i jak skończyć. Zacząłem zastanawiać się czy wierzę, lub czy potrafię uwierzyć, a jeśli już tak to dlaczego ja zostałem obdarowany tym gównem, które nie pozwala mi normalnie żyć. Klęknąłem spuszczając głowę w dół. Zacząłem płakać.
-Jeżeli jesteś, to mi kurwa pomóż- Przeklnąłem, a w tym samym momencie usłyszałem jak ktoś wchodzi do kościoła. Louis... Świetnie. Starałem się nie zwracać na niego uwagi lecz w końcu przestało to być możliwe, gdyż wszedł na podest przy ołtarzu. Spojrzałem w jego stronę ze łzami w oczach i lekkim zdziwieniem na twarzy. Włączył mikrofon i zaczął wolno mówić.
-Myślisz, że mi uciekniesz? Mylisz się. Myślisz, że twoje problemy znikną od tak? Także się mylisz...- Wtedy zakryłem twarz i rozpłakałem się jeszcze mocniej niż przed chwilą.- Patrz na mnie!- Krzyknął, a ja niechętnie uniosłem głowę.- Wiesz, że Cię kocham więc pamiętaj o tym, że nie uciekniesz ode mnie, pamiętaj też, że to ja pomogę Ci zawszę i we wszystkim. Damy radę rozumiesz?!- Powiedział, a ja dalej wylewałem z siebie ten okropny, ale w jakimś znaczeniu przynoszący ulgę płyn. Rzucił mikrofon na stół i szybko szedł w moją stronę. Wszedł w ławkę znajdującą się przede mną klęknął na niej w moją stronę i opierając się brzuchem o oparcie sięgnął po mnie, pociągnął za ciemną bluzę i pocałował ostro i stanowczo. Uległem mu. Wygiąłem go w pół tak, że opierał się plecami o ławkę przed nim, przeszedłem do jego rzędu przez oparcie w ogóle nie odrywając od niego ust. Leżałem na nim, wsunął zimną dłoń w moje bokserki, atmosfera w okół nas przekraczała normę. Robiło się gorąco, namiętnie, wręcz niebezpiecznie. Po chwili nie zdając sobie sprawy, z tego co robię, postanowiłem się trochę opanować szybko pytając Lou.
-Co ty odwalasz?! Jesteśmy w kościele!- Uświadomiłem sobie, że znów na niego krzyczę.- Przepraszam.- powiedziałem i odsunąłem się od niego powoli, zerkając w jego oczy jeszcze raz. Pobiegłem do konfesjonału i usiadłem na podeście na którym powinienem tak naprawdę klęknąć. Louis (mogłem się tego spodziewać) usiadł w środku na dość sporym, ciemno fioletowym fotelu i zapukał w okienko. Obróciłem się w jego stronę, przyjmując prawidłową pozę. Podkrążone oczy skierowałem w dół, nie miałem odwagi na niego patrzeć.
- Nie zasługuję na ciebie- odparłem w końcu.- Nie potrafię nad sobą panować to... Sam wiesz co, niszczy mnie. Ranie najważniejszą osobę mojego życia nie zdając sobie z tego sprawy.- Mówiłem cicho- Nawet nie wiesz, jak bardzo Cię kocham.- Podniosłem w pewnej chwili głowę w górę i spojrzałem na jego oczy. Płakał.- Dlaczego ty...?- Zapytałem od razu.
-Ponieważ ty mówisz, że mnie kochasz. Masz nie płakać... Na co czekasz? Zrób to teraz. Wiesz, że oboje tego chcemy. Nie zwracajmy uwagi na to gdzie jesteśmy. W tej chwili nie obchodzi mnie miejsce, tylko ty! Udowodnij jak bardzo mnie kochasz.- Sam tłumiłem w sobie podniecenie. Nie mogłem się w tej chwili opanować. Nakręcił mnie i to jeszcze do tego stopnia, że poczułem jak spodnie naprężają mi się lekko z wiadomego powodu. Zerwałem się na nogi, agresywnie pociągnąłem za drzwiczki i od razu z szybkością zaczęliśmy się całować. Siedziałem na nim, wyczuł do jakiego stanu mnie doprowadził. Obsesyjnie macał moje krocze, był tak rozpalony... Nie byłem w stanie tego opisać, oboje wzdychaliśmy coraz szybciej i głębiej. Przestawałem skupiać się na moim niepoprawnym pulsie i zwracałem większą uwagę na niego. Nasz pocałunek stawał się coraz bardziej zmysłowy i nie do opanowania. Nasze języki walczyły między sobą. W końcu jednak zapanowała zgoda, przejeżdżał swoim po moich zębach. Przygryzałem najpierw jego wargi, później schodząc niżej, zacząłem włazić pod jego koszulkę. Zdejmując ją od razu pieszczotliwie ssałem jego sutki. Nie potrafiłem się od niego oderwać, to jest najgorsze. Uzależnienie od drugiej osoby. Patrzyliśmy w swoje źrenicę, jego błękitne oczy... Po prostu czarowały, ale byłem zbyt napalony żeby teraz oglądać w nich te najmniejsze i najbardziej tajemnicze detale. Wróciłem z pośpiechem do jego rozgrzanego torsu, podczas gdy ten obmacywał moje włosy z podniecenia co chwilę je całując, chciał już przejść do rzeczy, ale ja życzyłem sobie aby to wszystko, ta chwila trwała dłużej niż wszystkie inne tego typu. Rozpiąłem mu spodnie, docierając do naprężonej męskości, przypomniało mi się, że czasem podczas seksu mówiłem na niego Kevin, wtedy oboje natychmiast zaczynaliśmy się śmiać. Teraz było inaczej ta atmosfera , nie pozwalała mi na wymówienie tego nawet jakbym to zrobił, to i tak byśmy się nie śmiali. Zacząłem delikatnie muskać ustami jego przyrodzenie, z każdą minutą, coraz bardziej mi imponował. Wczuwałem się w to co robiłem, bardziej. Traktowałem jak zabawkę, ale w ten sposób uczyniłem, że jeszcze mocniej podobało to się jemu.
-Harry...- prawie krzyknął, jęcząc. Uniosłem się na chwilę, żeby sprawdzić o co mu chodzi lecz on z wygiętą w tył głową tylko ciężko dyszał z podniecenia. Złapałem jego członka i powoli poruszałem po nim dłonią w górę i w dół.
-Ciszej.- odezwałem się po chwili, kiedy czułem i dokładnie słyszałem jego iskrzące się emocje. Musiałem go jakoś zamknąć, więc skierowałem mojego penisa w słaby punkt faceta (punkt G). Ruszałem się powoli, a żeby nie pozwolić mu na jęki, zatkałem mu twarz dłonią, lecz po chwili sam nie wytrzymywałem i bardzo ciężko było mi się opanować. W końcu krzyknąłem tak głośno, że echo odbiło się od wszystkich ścian kościoła, tego momentu Louis nie przetrwał i doszedł. Spuścił się na moje podbrzusze i idiota zadowolony z siebie oderwał moje palce od swoich ust i stanowczo pocałował mnie czekając aż ja dotrę do tego samego stanu. Obrócił mną w ten sposób, że teraz to on leżał na mnie a ja za to na ciemnym siedzeniu. Non stop wpijał się w moje słodkie wargi. Zaparłem się ręką o drewnianą ściankę konfesjonału nie mogąc już wytrzymać. Byłem zalany potem, wszystko buzowało wewnątrz mnie, mojej głowy. Chciałem więcej chociaż, wiedziałem że mogę nie dać rady. Czułem jakbym był "Trzy metry nad niebem". Szepnąłem.
-Dochodzę...- Opuściłem jego jędrne pośladki i wyrzuciłem z siebie tę dziwną substancję. Po czasie zaczęliśmy równomiernie oddychać stykając się czołami uśmiechnięci do siebie jak głupki.
-Idiota.- Powiedział śmiejąc się na głos.
-Też Cię kocham.- Odpowiedziałem przekornie, on złapał mnie mocno za włosy i mocno, ale krótko pocałował. Teraz dopiero oboje zdawaliśmy sobie sprawę z tego gdzie to zrobiliśmy, otworzył szeroko oczy Lou i obejrzał się dookoła. Szczery uśmiech z ogromnymi dołeczkami ukazał się na mojej twarzy.
-Haha- zaśmiał się- Kocham je!- dodał. Dość długo nie odzywaliśmy się patrząc na siebie, oglądając każdy milimetr swoich ciał nawzajem chociaż i tak znaliśmy je na wylot. Ostrożnie przełknąłem ślinę i w mój wzrok w końcu wpełzły jego oczy. Najbardziej wyszukane kolory niebieskiego jakie mogłem kiedykolwiek ujrzeć były połączone ze sobą i tworzyły tylko jedną dwudziestą całego chłopaka. W nim wszystko wydawało się być za każdym razem inne, lepsze, cudne. Kochałem to, nie było ładniejszego słowa aby to uczucie określić, żałuje.
W końcu, zebraliśmy się. Opuściliśmy to miejsce.
-Teraz będzie mi się tu podobało. Szczególnie podczas spowiedzi.- Wyszczerzyliśmy oboje zęby. Wciąż padało, ale teraz jakoś nie zwracałem na to większej uwagi. Ruszyliśmy w stronę domu. Włożyłem swoją dłoń do jego tylnej kieszeni. Zrobił to samo. Dużo rozmawialiśmy, ciągle się śmiałem. Zauważyłem też, jak z krzaków czasem wyłaniają się osoby z aparatami. Jakie to było dziwne. Wkurzające.
-Niech o nas wiedzą. Nie przejmuj się tym.- Powiedział kiedy zobaczył moją minę.
-W porządku lecz w takim razie zobaczą jak naprawdę ciebie cenię.- Odparłem od razu i stanęliśmy na środku chodnika łapiąc się wzajemnie za biodra. Pocałowaliśmy się... W deszczu, niesamowite. Paparazzi widocznie nas zauważyło, bo zaczęli wychodzić z krzaków i klaskać? Tak właśnie, też byliśmy zdziwieni. Porobili parę fotek i odeszli. Po wspólnym powrocie do mieszkania, wszyscy zaczęli bić brawo i śmiać się, zupełnie jak ja gdy coś mnie na prawdę bawi.
-O co wam chodzi??- Zareagowaliśmy z Tomm'em.
-Haha! Nic, jesteście w całej sieci! Twitter, facebook, tumblr, a nawet wiadomości w tv. - Spojrzeliśmy po sobie z Loui'm, zdziwieni jak szybko to się rozniosło.
-Oto nam chodziło!- I wszyscy zaczęliśmy chichotać, resztę dnia spędzając wspólnie, komentując pozy naszego pocałunku ujęte w obiektywach, to ile fanek o nich już mówiła. Ile twittów napłynęło na nasze konta w czasie pięciu minut. Byliśmy z tego zadowoleni, myślałem razem z Tomlinson'em, że będzie gorzej...
_________________________________
Czemu ja tak do dupy piszee. xd
;p znów myślałam, że wyjdzie lepieej. no ale okeey.
Pozrdawiam <3

wtorek, 9 października 2012

Rozdz. 24



          -Ja pierdole. Jak zimno.- Przeklnęłam pod nosem nasuwając końcówkę kołdry na oczy. Nagle poczułam ciepłą rękę Zayn'a na swojej talii. Powoli przybliżył się do mnie obejmując mnie jak najmocniej potrafił.
-Będziesz mi przeklinać księżniczko to pożałujesz.- W tym samym momencie wbiłam swoje palce w jego dłoń.
-Już nie śpisz?- Obróciłam głowę w jego stronę, spoglądając na zaspane, ale jak zwykle hipnotyzujące i przyciągające do siebie swoimi detalami tęczówki.
-Nie mogę spać.- powiedział poważnie.
-Dla...- Chciałam dokończyć pytając dlaczego, ale nie mogłam. Przyłożył wskazujący palec do moich szorstkich i suchych warg.
-Nie potrafię, wciąż o tobie myślę. Nie umiem tego powstrzymać, nawet jak staram się i tak nie wychodzi. Wiążesz się ze wszystkim co kocham, ale zarazem czego nienawidzę, bo wtedy muszę o tobie myśleć, wiem, że to mnie uspokoi.- Przejechałam dłonią po jego gładkim policzku, zatrzymując kciuk na ciepłych ustach. Przycisnął mój brzuch do swojego torsu jeszcze mocniej niż przedtem i zaczął muskać moją szyję. Podgryzał ją lekko co chwila spoglądając mi w oczy. Nie sądziłam, że mu się to uda, ale niespodziewanie rozgrzał mnie. Pogłaskałam go po niepoukładanych włosach, a to był rzadki widok. Wtedy oderwał się od mojego gardła.
-Już późno, trzeba by było się ruszyć i coś zrobić.- Powiedziałam zostawiając mu buziaka na czole. Obojętnie bez uczuć, ale szybko zerwałam się z łóżka. Zrobiłam to specjalnie, by chciał mnie bardziej, zgrywałam niedostępną, ale tak naprawdę bardzo chciałam, żebyśmy zrobili to po raz kolejny. Musiałam się, to nie mogło stać się rutyną. To miała być przyjemność ogromna, ale rzadka aby bardziej cieszyła.
Zayn zrobił to samo co ja, wyszedł szybko z łóżka, a kiedy zbliżałam się do klamki od łazienki, przyciągnął mnie do siebie opierając intensywnie o ścianę i ściskając w nadgarstkach.
-Aaa! To boli, przestań!- Odezwały się moje rany widniejące jeszcze na dłoniach. Zaczęły ostro pulsować.
-Przepraszam... Zapomniałem, nie chciałem.- Speszony od razu uwolnił obolałe ręce z uścisku. Westchnęłam i musnęłam jego słodkie wargi.
-Nie się nie stało.- Uśmiechnęłam się. Rozbawił mnie natychmiast, tym, że podniósł ręce do góry i chciał mnie pocałować nie chcąc dotykać obolałego ciała, chociaż przed chwilą, miał ochotę na o wiele więcej. Zetknął się z moimi ustami, przymknęłam oczy pozwalając by prowadził. Obejmował moje wargi otulając je swoimi, raz górną a za drugim razem dolną. Przyłączałam się do uścisków. Za każdym razem nasze pocałunki odczuwaliśmy inaczej, lecz zawsze pozytywnie. Z nim każda sekunda była inna...
                                               *Harry*
       Czułem się strasznie, znów te cholerne wizje. Nie dają mi spokoju.
-Nienawidzę ich, rozumiesz! Prze to nienawidzę wszystkiego! To jest okropne, a to dlatego, że nie mogę sam ich opanować, tylko to wizje mają władzę, kontrolę nade mną! Nie powinno tak być! Ból nie do opisania, jeszcze nigdy w życiu nie czułem czegoś podobnego!- Krzyczałem na Loui'ego w ogóle nie zdając sobie sprawy z tego, że na prawdę to robię. Nie denerwował się za to, rozumiał mnie, to co czuję, przynajmniej w połowie. Chciałem mu powiedzieć, przepraszam i że go kocham. Nie miałem siły, wybiegłem z pokoju, zarzuciłem czarny kaptur na głowę i trzaskając drzwiami wyszedłem przed dom.
-Deszcz... Świetnie, czemu nie!- Wydarłem się sam do siebie. Ruszyłem szybkim krokiem, nie zważając na kałuże, i to że było cholernie zimno. W pewnej chwili zdałem sobie sprawę dokąd idę.
Kościół.
Na prawdę, chcę tam iść? Zadawałem pytanie sam sobie, co jeśli ktoś będzie.
Stałem przed ogromnymi brązowymi drzwiami. W końcu odważyłem się pociągnąć za zardzewiałą klamkę. Wrota zaskrzypiały, dlatego uchyliłem je lekko, wślizgując się do środka.
___________________________________________
Przepraszam że TAK krótki ! Ale to tylko przedsmak tego co was czeka.. mam nadziej, że nie wkurzacie się, że jest ostatnio wszystko dobrzee u nich wszystkich. Ale jak mogę pisać źle, kiedy jestem szczęśliwaa <3 Jooł

piątek, 5 października 2012

Rozdz. 23



           Była blada, oddychała bardzo wolno. Miała zamknięte oczy, bałem się o nią i to bardzo. Szybko zdjęliśmy z Zayn'em z siebie bluzy i koszulki... Okryliśmy ją tym wszystkim i zabraliśmy do samochodu. Ostrożnie położyliśmy całą obolałą dziewczynę na tylnym siedzeniu siadając obok.
- Asia proszę...- Malik mówił pod nosem, wciąż ze łzami w oczach. W końcu! Dopiero po paru minutach, gdy w aucie już było naprawdę ciepło, otworzyła oczy. Milcząc obracała głowę we wszystkie strony, aż w końcu powiedziała z ogromną chrypką w głosie.
-Chłopaki.- Lekko się uśmiechnęła, była bardzo osłabiona. Podkrążone oczy i sine usta sprawiały wrażenie jakby przyszła z innego świata. Zayn usiadł za kierownicą i odjechaliśmy z tamtego miejsca.
-Wszystko w porządku?- Zapytałam po cichu Asi leżącej na moich kolanach. Odgarnąłem za ucho jej kosmyk blond włosów...
-Harry... Nic nie jest w porządku. Oni tylko mnie nastraszyli... Chodziło o ciebie. Powiedzieli...- Mówiła wciąż zatrzymując się, była o krok od płaczu. Natychmiast kazałem jej przestać mówić i wtuliłem się w nią. Objęła mnie, wtedy poczułem, jakby to co było kiedyś nagle powróciło... Wspólne wypady, trzymanie za rękę, to jak bardzo siebie kochaliśmy. To było niesamowite. Dalej ją kocham, ale wiem, że do Louisa czuje coś więcej niż do Asi... Bardzo się ciesze że przeznaczyłem dla tej cudownej dziewczyny swoje 3 lata życia. Choć uważam, że to i tak było zbyt mało. Cieszę się, że jest szczęśliwa z Zayn'em. Jestem jemu za to bardzo wdzięczny.
-Nie musisz mówić, porozmawiamy o tym innym razem.- Szepnąłem ocierając się wargami o jej ucho. Spojrzała mi w oczy, otarłem jej łzę. Nieśmiało się uśmiechnęła, chcieliśmy się pocałować, kiedy nagle przypomnieliśmy sobie, że nie jesteśmy przecież razem, a w dodatku w śród nas znajduję się jej chłopak. Odsunęła się szybko ode mnie, speszona tak samo jak ja.. Przez chwilę myślałem co chciałem zrobić. Przecież to tylko przyjaciółka mam do niej nie czuć nic większego niż do Loui'ego. Oboje o tym wiedzieliśmy, dlatego Asia szybko wróciła to drgania z zimna, wtulając się w moje kolana. Splotłem nasze dłonie razem. Chciałem żeby się ogrzała, w tym chyba nie było nic złego prawda?
-Jesteśmy. - Powiedział Zayn i wysiadł z samochodu otwierając mi drzwi. Wysiadłem i patrzyłem jak wyciąga Asie z auta, bierze ją na ręce i zaczyna namiętnie całować. Ona mu tym pomagała, widziałem, że była szczęśliwa. Wniósł ją do domu, wszyscy naraz zbiegli się od razu.
-Nareszcie! Asia! Chłopaki gdzie wy byliście?! Czemu nic nie powiedzieliście?!- Wszyscy nawzajem zaczęli siebie przekrzykiwać.
-Harry idioto, ty myślisz, że ja nie mam serca! Jak możesz uciekać i mi nic nie mówić?!- Darł się na mnie Louis z twarzą, jakby powoli opuszczał go strach, który przed chwilą tkwił w nim całym. Nie odpowiedziałem nic, nawet nie pisnąłem, tylko spontanicznie złapałem go za włosy, przyciągnąłem do siebie i bez zastanowienia, intensywnie wpiąłem swoje usta w jego. Oderwał się i krzyknął mi w twarz.
-Idiota!- Sam przyciągnął mnie mocno za loki do siebie i zaczął całować.
- Nic Ci nie jest Asia?- Pytali chłopacy i Paula z Danniel'e. Wszyscy chcieli usłyszeć, co się wydarzyło i jak to się stało. Nie pozwoliłem na to razem z Liam'em i Malik'iem, ponieważ wiedzieliśmy, że ona potrzebuje teraz spokoju i przede wszystkim snu. Dlatego mulat, zaprowadził ją do pokoju i został w nim z nią. Można powiedzieć, że do połowy wszystko wróciło do porządku, chodź, staraliśmy się bardziej siebie nawzajem pilnować. Razem z Tomlinson'em siedziałem na starej czerwonej kanapie w piwnicy. Wtuleni myśleliśmy nad wieloma sprawami. Między innymi zaręczyny Liam'a z Dan, porwanie Asi, ale głównym tematem byliśmy my. Nasa dwójka, mówiliśmy o mnie o tym, co znaczą moje " wizje  " jak na razie nazywaliśmy to w ten sposób. To, że się sprawdziła jedna, mogło być tego w takim razie więcej...

                                                    *Asia*
            Czułam się okropnie, wszystko mnie bolało, pozdzierane dłonie i nadgarstki w niczym nie pomagały. Do tego strasznie dręczył mnie ból głowy. Miałam ją rozciętą z lewej strony. Usta wciąż sine, kiedy zobaczyłam się w lustrze, o mało co nie zemdlałam...
-O boże! Jak ja wyglądam.- Stojąc przed swoim odbiciem zakryłam swoją twarz. Malik podszedł złapał mnie w tali, przeniósł na łóżko i położył. Usiadł przy mnie i powiedział.
-Dla mnie, zawsze jesteś śliczna. Niezależnie jak będziesz wyglądała, kocham Cię i nic tego nie zmieni.- Wiedziałam, że powie coś w tym stylu, ale z jego ust brzmiało to jak lekarstwo. Uniosłam głowę, podnosząc się dodatkowo o jego kark.
-Nie chcę Cię całować. Bo przez to co mi się stało... Jestem przeziębiona, nie chcę Cię zarazić. Chcę tylko, żebyś wiedział, że też bardzo Cię kocham. Nigdy nie o tym nie zapominam.- Szepnęłam wpatrzona w jego ciemne błyszczące źrenice. Nie obchodziło go to, że mogę go zarazić. Po prostu wbił się w moje wargi zamykając oczy.
-Musisz odpocząć. Prześpij się, zresztą już dość późno, szukaliśmy cię cały dzień. Pomogę Ci przebrać się w piżame, dobrze?- Co miałam zrobić, zgodziłam się nawet mi to pasowało. Podczas gdy mnie przebierał dokładnie pocałował każde miejsce które było w jakiś sposób zranione. Miałam sporo zatarć więc, miał co robić. Na koniec pozostawił sobie moje usta, które z zimna popękały. Przykrywając mnie kołdrą całował mnie ostatni raz oddalając się powoli od łóżka.
-Zaraz wracam.- Powiedział i wszedł z bokserkami do łazienki. Byłam bardzo zmęczona, uśmiechałam się sama do siebie. Jestem w domu- pomyślałam. Nie chciałam zasnąć dopóki on nie przyjedzie. Ból głowy nie dawał mi spokoju, a dlatego, że wiedziałam, że nie usnę bez niego. Nie miałam do roboty nic innego jak tylko na niego czekać. Pośpiewywałam sobie pod nosem piosenkę "LWWY". Przestałam kiedy usłyszałam krople deszczu obijające się o okno. Powoli podniosłam się z łóżka, owinęłam kocem, który leżał z boku. Podeszłam do okna, usiadłam na parapecie i oglądałam wyścig kropli. Która pierwsza dotknie dolnej ramy okna. Od dzieciństwa kochałam się tak bawić. Zawsze kiedy z rodzicami jeździłam samochodem, a własnie padał deszcz, obserwowałam krople deszczu próbujące wygrać ze sobą, najciekawsze było to, że wygrywały czystym losem. To tak jakby nie był naprawdę wyścig lecz raczej loteria. Czasem po drodze łączyły się ze sobą, wtedy były silniejsze i szybciej brnęły do celu. Nawet nie zauważyłam kiedy z łazienki wyszedł mój przystojny mulat.
-Co robisz? Nie zimno Ci?- Pocałował mnie w szyję od tyłu.
-Kiedy mnie dotykasz, za każdym razem robi mi się gorąco- Zaśmialiśmy się. Znowu zaniósł mnie do łóżka, tym razem podczas tego romantycznie i namiętnie mnie całował. Lekko położył mnie na łóżko zawisł nade mną. I starając się jak najlżej, aby nie zabolało mnie żadne z obolałych miejsc. Zaczął mnie całować. Nie tak zwyczajnie, zaczynając od szyi, skończył na podbrzuszu. Zerknął w moje oczy. Nie miałam nic przeciwko, pod warunkiem, że zrobi to delikatnie. Tak. Znów to zrobiliśmy, zasnęliśmy później w bardzo szybkim czasie... Jak zwykle było cudownie. Mam nadzieję, że nic się między nami nie zepsuję.
_________________________________
Sorry, wiem, że trochę nudny i może krótki <3 ale będzie lepieej następnym razem ^^
A z geogr, spoko nie zrobiła nam kartkówki :D