To ostatni rozdział. Nie spodziewałam się tego, najprawdopodobniej wy także nie. Skończyłam, bo tak mi się spodobało. Wiem, że jest on krótki, ale jakoś ładniej wyglądało to osobno z Epilogiem, który napisałam dość dawno. Miałam, jeszcze tyle pomysłów, ale nie mogę ciągnąć tego w nieskończoność. Zaczynam drugiego bloga. Mam nadzieję, że niektóre z was pozostaną mi wierne. Tak... Moje marzenia. No, więc tak, tutaj jest link do kolejnego opowiadania. Jeszcze nic tam nie ma, ale po prostu wiedzcie gdzie będę :)
P.S Czeka was jeszcze Epilog! Który dodam jutro.
Liebster Awards pojawi się niedługo po epilogu. Dziękuję wszystkim.
-Wszystkiego najlepszego!!- Wykrzyczeliśmy na koniec śpiewania sto lat. Lou wyszczerzył zęby i podchodził do każdego, dziękując za prezenty, które podczas tego dostawał. Ostatni, a właściwie przedostatni wręczyła mu moja siostra, słuchawki (hmm oryginalne) uśmiechnąłem się pod nosem z własnego żartu. Ciekawe jak Loui zareaguje na mój drobny upominek- ponownie się uśmiechnąłem- ohh, dlaczego jestem taki skromny. Tommo chyba to zauważył, bynajmniej właśnie zmierzał w moim kierunku.
-A ty? Co się tak szczerzysz głupku.
-Udawaj zaskoczonego.- Nikt jeszcze nie wiedział o zaręczynach, a Louis zdjął pierścionek przed powrotem do domu. To co chciałem mu pokazać, było tylko przedsmakiem tego co jeszcze nas czeka. Mamy całe życie.- Pokaże Ci coś fajnego- ponownie wyszeptałem i pociągnąłem go za rękę.- Chodźcie, to będzie przyjemne dla oka- zwróciłem się do wszystkich tkwiących w przytulnym salonie. Daisy podbiegła do mnie i chwyciła za rączkę, wyciągnąłem wszystkich na taras, Lou niepewnie spoglądał to na mnie, to wokół siebie bardzo zdezorientowany.
-Spójrzcie w górę!- Krzyknęły w jednej chwili dziewczynki zadzierając noski ku ciemnemu niebu, które teraz wypełnione było kolorowymi fajerwerkami. Wszyscy oglądaliśmy pokaz. Tom mocno ściskał moją dłoń dziękując mi za prezent. W pewnej chwili na nieboskłonie pojawił się pomarańczowo błękitny napis ułożony z petard- wyszło- pomyślałem, a kąciki ust uciekły ku górze na mojej twarzy. Kiedy wszyscy zapatrzeni byli w niebo ja klęknąłem przed nim oczekując na odpowiedź widniejącego nad nami napisu " LOUIS KOCHAM CIĘ. WYJDŹ ZA MNIE!" Widziałem jak w oczach naszych mam zakręciły się łezki szczęścia, dumy i zaskoczenia. Nie tylko u nich, Tomlinson (mimo, że wiedział o tym chyba i tak się wzruszył) także zdawał się ronić łezkę, która spłynęła mu po policzku.
-Louis!- Przekrzykiwałem fajerwerki. Ten spojrzał na mnie tak głęboko i czarująco jak nigdy przedtem.
Cały zadrżał perfidnie się uśmiechając. Wszyscy obrócili głowy w naszą stronę, kiedy napis powoli spływał z tafli czarnych chmur, tylko dziewczynki pozostały wiernymi patronkami wypuszczanych jeszcze w kosmos sztucznych ogni.
-Tak więc... Jak będzie?- Ukazałem rządek białych zębów, spoglądając na niego tak jak kiedyś. Naglę poczuliśmy oboje dziwne przeszywające nas uczucie. To było to, tak właśnie miłość od początku. Mieliśmy w głowach nasze pierwsze spotkanie...
-Oczywiście, że się zgadzam!- Wykrzyczał ze łzami w oczach. Podniosłem się z zimnego śniegu, który ogarniał całą okolicę. Kiedy wszyscy zaczęli bić brawo ja miękko przywarłem do Louis'a wsuwając palce w jego włosy. Odchyliliśmy się od siebie, a wtedy zaczął prószyć śnieg, unieśliśmy na chwilę głowy w góry, by poczuć miły mróz na zarumienionych policzkach. Spadały na nas miliony białych płatków. Przestudiowałem zadowolone twarze innych, a później skupiłem się tylko na nim.
-Kocham Cię- Powiedział milimetry od moich warg i od razu usunął granicę tkwiącą między nami wielkości nici. To był najdłuższy pocałunek z najszczęśliwszymi uśmiechami na jakie było nas stać. Nie czułem zimna, żadnego smutku. Czułem tylko jak otacza mnie najpotężniejsze uczucie jakie kiedykolwiek mogło istnieć na ziemi i poza nią. W okół nas sypiące się płatki śniegu, podobno każdy jest inny. Nie wierzę w to, ja znalazłem taki sam, identyczny śnieżny listek jakim byłem ja. Dosłownie sobowtór. Louis Tomlinson, tak się nazywał.
Sklejone ze sobą dwie idealne śnieżynki, idealnie dopasowane usta. Idealnie stworzone marki chłopców, w których narodziło się idealne uczucie. Wszystko było idealne i takim pozostanie. Jak to się mówiło? Póki śmierć nas nie rozłączy.
Nie!
Dłużej!
O wiele dłużej!
~ Z pamiętnika Harry'ego Styles'a
" Trzy lata później Harry Styles wraz z Louis'em Tomlinson'em zeskoczyli z klifu? Dlaczego? Dobre pytanie. Tego nikt nie wie, po prostu to zrobili, rodzina (także ja) i chłopaki z One Direction podejrzewamy, że powodem były coraz częstsze wizje chłopca o zielonych ślepiach. Tylko, w takim razie czemu skoczył z nim błękitnooki anioł? Tego nie wie nikt. Jedynie oni dwoje... Może to właśnie jest to. Wiecie ' miłość dla niego, miłość z nim '. Uczucie tak wielkie, że mógłbyś w stanie dla drugiej połówki zrobić WSZYSTKO! Dosłownie, nawet zeskoczyć w przepaść za rękę na backdownlove street." ~ Gemma Lockerbrod (Styles)
Dziennikarka dla wydawnictwa "Stylinson"
;_; Co prawda z tym klifem to myślałam, że będzie inaczej, ale nie no...masakra. Też zakończyłam swojego bloga śmiercią, rozumiem cię xD
OdpowiedzUsuńZapraszam -> http://dreamscometruetommorow.blogspot.com/
DEBILU MÓWIŁAM ŻEBY NIEUMIERALI -.-
OdpowiedzUsuńNO ALE ROZDZIAŁ OGÓLNIE FAJNY < 3