Translate

Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 16 września 2012

Rozdz.19




               To był zwyczajny dzień. W końcu od dłuższego czasu było spokojnie. Na razie to koniec problemów związanych z naszą ekipą... Mam nadzieję.
-Co dzisiaj robimy?- zapytały zaprzyjaźnione już ze sobą dziewczyny, schodząc po schodach.
-Nic.- Możemy później iść... Nie wiem, do teatru?- rzuciłem pierwszy lepszy pomysł.
-Dobra!- Krzyknęły obie i poleciały na górę zająć miejsca na przedstawienie. Chłopacy siedzieli w piwnicy i darli się, kto ile punktów zdobył w piłkarzykach.
-Idziemy gdzieś, czy coś?- spytał Lou.- Na przykład do parku? Teraz pewnie ślicznie wygląda, kiedy jesienne złoto-czerwone liście błąkają po ziemi, albo wiszą czekając na to, aż powiew wiatru zerwie je gładko z gałęzi po czym same opadną na dół.- Zdziwił mnie swoją wypowiedzią, zazwyczaj mówił coś żartobliwego a teraz...
-Powiedziałeś to tak pięknie,że mogę z tobą iść.- odpowiedziałem wstając z kanapy i podając mu dłoń.
-No cóż.. Czasem zdarza mi się powiedzieć coś innego, co odstaje od mojej normy. Jeszcze mnie nie znasz, ale i tak się cieszę, bo rzucę się w te kolorowe liście z tobą- roześmiany podniósł się z łóżka.
-Aha, więc to był podstęp!- dołączyłem do niego unosząc kąciki ust mocno w górę.
-Wychodzimy!- Rzuciłem w prawie pusty dom. Wziąłem płaszcz, nakrzyczałem na Tomma, bo miał na sobie tylko lekki brązowy sweter. Kazałem mu wziąć kurtkę, ale nie posłuchał.
-No chodź, jest mi ciepło najwyżej wrócimy, albo mnie ogrzejesz.- Nawet nie zdążyliśmy wyjść za drzwi, a już obległo nas jakieś siedem dziewczyn.
-Hej chłopaki!- Piszczały. Od razu zepsuł mi się humor. Bardzo lubiłem nasze fanki. Kochałem je, no ale czasem nie mają za grosz umiaru. Mogłyby być trochę mądrzejsze i wiedzieć, że kiedy jest czas na zdjęcia i autografy to jest, ale nie w momentach w których my próbujemy żyć normalnie.
-Cześć dziewczyny. Dacie nam spokój jak zrobimy sobie z wami jedno wspólne zdjęcie?- Powiedział prosto z mostu niebieskooki, to mi się podobało... Tylko, że dziewczyny od razu posmutniały, ale zgodziły się na szczęście. Zresztą zdziwiłbym się gdyby nie dały zgody.
-Już z tobą okey Lou, po wszystkim?- spytała jedna. Ucieszyłem się faktem, że nie których nie obchodzi tylko nasz wygląd, ale i zdrowie.
-Pewnie, w porządku. Jestem zdrowy, prawie...- spojrzał z zadowoleniem na mnie. Z początku zastanawiałem się oco mu chodzi, po chwili jednak załapałem.
-Dlaczego prawie?- zapytały chórkiem.
-Uzależniłem się- nie był pewny co odpowiedzieć. Czy to jest chwila, w której mamy dać o sobie znać mediom? One na pewno puściłyby to w sieć.- Od pewnej osoby, którą bardzo kocham- nieśmiało uniósł kąciki swoich ust w górę. Fanki spojrzały nie pewnie, pytając swoją miną "kogo".
-Jejku, tak poważnie? Życzymy szczęścia- Zrobiło mi się lepiej na sercu, jak tak powiedziały, trochę mi ich nawet było szkoda, bo nie wiedziały, że ta osoba od której on się uzależnił to ja. Zaśmiałem się cicho pod nosem.
-Na razie jeszcze, nie powiem niczego więcej, dobra?- miło pokazał biały szeroki uśmiech.
-Dziewczyny, my już idziemy. Do zobaczenia.- Nigdy nie wiedziałem co odpowiadać, bo jest prawie 99%, że nas już nie zobaczą, a mówiło się im do zobaczenia, albo pa. Czasem mnie to męczyło, gdy myślałem jakie muszą być później zawiedzione, faktem iż już nas nie ujrzą. Szedłem zamyślony w stronę parku.
-Harry żyjesz?! - nagle zaczęło do mnie docierać, że Lou ciągle coś do mnie mówił. Otrząsnąłem się...
-Tak przepraszam, zamyśliłem się. Co mówiłeś?- złapaliśmy się za ręce, wchodząc właśnie do parku.
-Pytałem, czy spacerujemy, czy idziemy gdzieś usiąść.?- mówił spokojnie.- Wolałbym gdzieś usiąść, i chyba nawet wiem gdzie, na tamtym mostku obrośniętym ciemno-zielonym bluszczem, pamiętasz?
Gdzie, wysokie drzewa z białą korą, rosną przy rzeczce. Na turkusowej wodzie unoszą się oliwkowe lilie wodne, a na bluszczu oplatającym most ze wszystkich stron latem wyrastają kolorowe kwiaty. Rzeczka płynie tak wolno, że nawet gdy przypatrzysz się dokładnie nie widzisz, że się porusza, lecz każdy wie, że tak jest.- Nie byłem w tym parku zbyt wiele razy, ale wiedziałem co to za miejsce.
-Pamiętam... A w każdym rogu kamiennego mostu, stoi wysoka stara i czarna latarnia. Która wieczorem w niesamowicie pomarańczowej barwie rozświetla most, podkreślając jego ceglany odcień.- Kiedy mówiliśmy w taki sposób, spoglądaliśmy sobie tajemniczo w oczy, nie mogliśmy oderwać ich od siebie. Kroczyliśmy po ciemno-brązowej ścieżce obsypanej jesiennymi kolorami, przez prawie już gołe korony drzew przebijało się słońce, którego łuna oświetlała nam drogę. Czułem w środku, jakby to się już kiedyś działo, tak jakbym znał każdego przechodnia, chociaż byłem pewien, że nigdy w życiu nie widziałem ich twarzy. Wydawały mi się one znajome może dlatego, że byłem szczęśliwy i nikt nie wydawał mi się obcy. Może właśnie miało kiedyś być, tak jak jest teraz, może to co teraz się dzieje było kiedyś moim snem Lub to właśnie jest moim snem, a za chwilę obudzę się w pustym łóżku, bez Louis'a. Może śni mi się to, bo nie chcę przyjąć do wiadomości, że tak naprawdę Tom nie istnieje, albo nie pojawiłem się na jego pogrzebie i dlatego śni mi się teraz jesień, może właśnie w tą porę roku zmarł, a ja dalej śnię zamiast się obudzić, i zacząć działać. Nie! To nie jest prawdą! Nie może tak być i wiem, że nie jest!- pomyślałem w jednej chwili. Stanąłem w miejscu, pomyślałem, gdy on się nie zatrzyma, to sen.
-Dlaczego stanąłeś?- spytał, od razu odwracając się w moją stronę. Cieszyłem się, że to nie sen, z początku o tym wiedziałem, ale później zwątpiłem. Zupełnie jakbym miał jakąś wizje, czegoś co nie było prawdą. Obym nigdy nie doznał czegoś podobnego.
-Lou...- nie wiem czemu, rozpłakałem się.- Kocham Cię... - stałem tak z głową pochyloną w dół, już nawet nie zauważałem słońca.
-Harry... Ja, ja ciebie też bardzo kocham, ale dlaczego płaczesz?- Natychmiast mnie przytulił- Harry, ranisz mnie swoim nieszczęściem od środka, nie płacz, bo ja już nie wytrzymuje, za chwilę zacznę płakać- objąłem go najmocniej jak potrafiłem. Nie odzywaliśmy się długą chwilę, stojąc w uścisku, dzięki któremu czułem się jak anioł. Okazało się, że stoimy na środku mostu, kiedy szliśmy, a ja w ogóle nie zwracałem na to uwagi zamyślając się, najwyraźniej nie zwróciłem również uwagi na to, że staliśmy już w tym miejscu. Kiedy już oderwaliśmy się od siebie, spojrzeliśmy w oczy, ujrzałem jego zaszklone źrenice. Płacze? Przeze mnie? Nie pozwolę na to. - Louis, już mi dobrze, przy tobie będzie tak zawsze i wszędzie, nawet jeżeli musiałbym odejść, to tylko z tobą. Rozumiesz? - Nic nie odpowiedział, tylko spojrzał i ponownie mnie przytulił.
-Zimno mi.- Szepnął. Objąłem go jeszcze mocniej, ten wtulił swoją głowę w moją pierś i tkwiliśmy tak bardzo długi czas. Niczego więcej nie było nam trzeba, wystarczy tylko ta chwila. W życiu zapamiętuję się momenty, a ja ten zapamiętam do końca swoich dni...
____________________________________________________
I tak właśnie zakańczam mojego bloga, czeka was jeszcze tylko epilog........
ŻARTOWAŁAM xd !!
Nie wiem jak wam, ale mi bardzo się ten rozdział podoba, lubię tak pisać wiem, że wolicie więcej śmiesznych scenek czy coś. Ale kiedy piszę tak jak ten rozdz., czuję się inna. Mogę wtedy oderwać się od rzeczywistości. Zresztą kiedy piszę mam tak bardzo często. Dobra nie przynudzam.
Jeszcze jedno, podoba się wam nowe tło?

2 komentarze:

  1. Świetnie :D Aż chce się czytać ^_^
    Czekam na nexta :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Tło jest świetne. Dodaj jak najszybciej kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń